Szybko ubrałam się, nakarmiłam Axela i postanowiłam, że wypuszczę go na dwór. Zanim jednak to zrobiłam przećwiczyłam z nim różne komendy, na które reagował idealnie. Pogłaskałam go z entuzjazmem i wypuściłam, po czym ruszyłam w kierunku stajni.
Weszłam do boksu Amora, który przywitał mnie stanięciem dęba.
- Też się cieszę, że cię widzę.- mruknęłam i założyłam mu kantar, po czym wyprowadziłam go.- Dzisiaj potrenujemy do zawodów… sami. Vika chyba trenuje teraz z Rushem.
Z zadowoleniem patrzyłam, jak podczas czyszczenia grzecznie stoi.
- No, mamy postępy!- poklepałam go po szyi i nagrodziłam kawałkiem marchewki.
Wyczyściłam go całego i z satysfakcją przejechałam ręką po czyściutkim łbie, na co zareagował odrzuceniem głowy do tyłu.
- Już dobrze…- szepnęłam.- Już nikt cię nie uderzy… obiecuję.
Otrząsnęłam się i narzuciłam na grzbiet konia ciemno-turkusowy czaprak, a po nim siodło. Szybko założyłam mu ogłowie, odpięłam kantar i wsiadłam na niego, co skwitował potężnym bryknięciem.
- Wariacie…- westchnęłam, po czym cmoknęłam.
Amor ruszył szybkim stępem, a ja wstrzymywałam go lekko, aby nie kłusował.
Skierowałam się w stronę toru crossowego. Nikogo tam nie było, tym lepiej. Po kilku minutach ścisnęłam boki konia łydkami, a on stanął dęba i zagalopował.
- Prr…- powiedziałam cicho, odchyliłam się do tyłu i ściągnęłam wodze.
Koń zwolnił, ale zamachał łbem. Usiadłam głęboko w siodle, na co parsknął i strzelił z zadu. Po czasie jednak skupił się i jakby spoważniał… na chwilę, ale zawsze coś. Pochwaliłam go i przeszłam do galopu. Chwilę później najechałam na pierwszą przeszkodę- niską kłodę. Skoczył bezbłędnie, z dużym zapasem, po skoku szarpnął łbem i zaczął brykać. Przylgnęłam do siodła i ściągnęłam wodze. Skierowałam go na kolejną kłodę. Tuż przed nią cmoknęłam, a Amor odbił się od ziemi i oddał skok. Pochwaliłam konia i przeszłam na chwilę do stępa.
- Pojedziemy cały tor, co ty na to?- poklepałam go po szyi.
Stanął nisko dęba i przeszedł do galopu. Naprowadziłam go na tor, po każdej przeszkodzie coraz bardziej się rozpędzał. Po chwili już cwałowaliśmy. Przy ostatniej „terenówce” strzelił z zadu i wyłamał, a ja w ułamku sekundy przeleciałam przez jego szyję. Moje ciało grzmotnęło o ziemię, mijając przeszkodę o centymetry, nie puściłam jednak wodzy. Przez pierwsze sekundy nie mogłam złapać oddechu, a ogier cofał się tak z przerażeniem. Po chwili podniosłam się bardzo powoli i starałam się uspokoić konia.
-Sppokkojnnie..- trzęsłam się trochę, ale już nic mnie nie bolało.
Podciągnęłam się na strzemieniu i usadowiłam w siodle. Skróciłam lekko wodze i zdecydowanie, aczkolwiek spokojnie wypchnęłam go biodrami do przodu. Podszedł nieufnie do przeszkody, co nagrodziłam pogłaskaniem. Zawróciłam i przejechałam jeszcze raz tor. Tym razem tylko zawahał się, ale skoczył. Widziałam, że jest przepełniony energią, więc ominęłam tor i popędziłam go do cwału. Rozpędził się, a ja mimo wszystko kontrolowałam tępo.
- Dobrze… wystarczy.- powiedziałam po kilku minutach i ściągnęłam lekko wodze.
Amor zaczął brykać, ale wjechałam na koło i uspokoił się. Poskakaliśmy jeszcze trochę.
Kierowałam się już w kierunku stajni. Trening uznałam za udany, ogier był dość grzeczny. Poklepałam go i zsiadłam. Odpięłam popręg, zdjęłam siodło i czaprak. Zapięłam kantar przywiązany uwiązem do boksu na jego szyi, zdjęłam ogłowie i nałożyłam kantar na jego łeb. Wyczyściłam konia, po czym wpuściłam go do boksu.
- Przydałoby się, żeby ktoś ocenił nasz trening, co?- zwróciłam się do Amora.
Nagle usłyszałam kogoś krzyk. Pobiegłam w stronę, z której dochodził dźwięk i zamarłam… Rush trzymał w ramionach krwawiącą Viktorię.
~~~~~~~~~>Nie wiem, chyba to do nikogo… jeśli ktoś chce, może odpisać ^^>~~~~~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.