Jesteśmy przyjaciółmi Tori, naprawdę bardzo cię lubię, zwłaszcza gdy mówisz do mnie "Ru"- zaśmiał się, spoglądając na Francuza- Wiem, że za to, co teraz powiem mogę dostać... w twarz... krzesłem. Ale naprawdę Cię lubię i chciałbym być kimś więcej niż przyjacielem- dodał posyłając
mi uśmiech, odwzajemniłam go- spędzamy ze sobą tak wiele czasu, nie wyobrażam sobie choćby dnia bez tego twojego pyskowania, zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić...-zakończył swój słowotok a mnie zatkało. Jego słowa mnie zdziwiły, z tego co zrozumiałam nie chciał skończyć we "friendzonie"...
-Ru.. Ty tak naprawdę?-zapytałam zaskoczona a on pokiwał speszony głową- nie uderzę cię krzesłem, nie mam po co-zaśmiałam się i chwyciłam go za rękę a on popatrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.
-No.. tak-uśmiechnął się do mnie a ja "łaskawie" nie rzuciłam do niego ciętą ripostą, podszedł do nas Francuz i zaczął domagać się o cukierki które pewnie były w kieszeniach Rush'a, wyciągnął otwartą dłoń a arabek delikatnie zjadł go z zadowoleniem. W pewnym momencie usłyszałam zazdrosne rżenie i nim zdążyłam się obejrzeć jakaś mała czarna torpeda wpadła na Francuza w próbie wyrwania mu cukierka. Amidia!-Dia!? Jak ty się tu znalazłaś?!-popatrzył się na małego szatanka z rozbawieniem i zdziwieniem równocześnie a ja tylko wybuchnęłam śmiechem.
-Pewnie się przeczołgała albo wyczarowała skrzydła i niczym majestatyczny lamorożec przyleciała tutaj-tym razem Ru zaczął się śmiać. Słońce zaczęło zachodzić a ja uznałam że atmosfera przy dwóch koniach i chłopaku jest bardzo luźna.-usiądziemy?-zapytałam, a towarzyszący mi Ru usiadł koło mnie, nim obydwoje się zorientowaliśmy Francuz i Dia stali się prawie nierozłączni, ogier polubił małego szatanka który uwielbiał się bawić z wszystkim i wszystkimi (co nie zawsze tak wyglądało ale kij z tym) w większości kończyło się to jej agresją, nie licząc Batona który zdążył już "oskalpować" moją klaczkę. Nie no koń fryzjer po prostu. Kara torpeda prychnęła prosto w chrapy Francuza który odskoczył a ona postawiła uszy niczym lamorożec, napuszona grzywa i ogon mogły wskazywać na powiązanie z tym słodkim stworem... Arabek otrząsnął się i zaczął gonić majestatycznego szatanka który uciekał w popłochu. Ich zabawa trwała już dość długo a ja popatrzyłam z uznaniem na Rusha który jeszcze nie dostał zawału gdy koło niego przebiegły dwa konie. Podziwiam. Pogrążyłam się w rozmyślaniach i w pewnym momencie poczułam motyle w brzuchu, po prostu gdy spojrzałam w jego oczy wiedziałam że nie będzie tylko moim przyjacielem. Wiedziałam że chce jechać na przejażdżkę, ale to mogło zaczekać. Nachyliłam się i pocałowałam go, zdziwiony odwzajemnił go niepewnie.
-Dziękuję za wszystko Ru.-uśmiechnęłam się. Jego oczy były inne... Takie, tajemnicze, głębokie.
>Ru? teraz to ja czekam na krzesło xD <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.