poniedziałek, 7 stycznia 2019

Od Lynette C.D Gabriela

Czarny samochód którym mój jakże kochany kuzyn, Carter, postanowił odwieźć mnie do akademii, właśnie wjechało przez ogromną bramę na parking dla nauczycieli i uczniów placówki. Brunet postanowił zostać w samochodzie i zostawić mnie samą z kotką, bagażami oraz dwójką wierzchowców. Mocno trzasnęłam drzwiami i mogłabym się założyć, że słyszałam jak spokrewniony ze mną chłopak głośno klnie. Uwielbia swój samochód. Przewróciłam oczami nad jego nie empatycznym charakterem. Szkoda, że rodziny się nie wybiera. To okropna rzecz kiedy musisz egzystować z tak głupimi stworzeniami tyle lat. Poradziłam sobie z wyprowadzeniem Merandusa, ponieważ jak prawie zawsze był spokojny i łagodny. Zdecydowanie gorzej było z gniadą klaczą, bo akurat kuzyn zdecydował się wypuścić z samochodu moją jakże uroczą kotkę, której Mac wręcz nie znosiła, o ile po prostu nie była nią przerażona. Zacisnęłam szczękę starając się nie nawrzeszczeć na starszego o dwa lata chłopaka. Skurwiel jeden, myśli, że mu to puszczę płazem. Kolejny głęboki wdech pozwolił mi nieco spuścić z tonu, więc ponownie podjęłam próbę wyprowadzenia gniadoszki. Na marne. Już miałam się poddać, gdy nadeszło moje wybawienie. Dwaj bruneci podeszli do mnie, z czego ten o imieniu Sean zaproponował mi pomoc. Z wdzięcznością oddałam mu uwiąz machającego ogonem grubaska i zajęłam się upartą Danse Macabre II. Bez obciążenia jakim było pilnowanie drugiego rumaka, już z niewielkimi trudnościami wyprowadziłam klacz z przyczepy. Gdy miło uśmiechnęłam się do mojego wybawcy, niemal spaliłam się pod ostrym spojrzeniem jego towarzysza. Carter nareszcie podjął decyzję, która obejmowała pomoc mojej jakże biednej osobie. Pokój który mi przydzielono wydawał się całkiem przytulny, drewniane elementy i wykończenia  dodawały mu uroku co bardzo mi się podobało. Pale rozłożyła się na pościelonym łóżku i momentalnie zapadła w sen. Jej zdecydowanie jest za dobrze, ja nie mogę spać sobie ile mi się podoba. Rozpakowałam się, ułożyłam mniej więcej wszystkie swoje drobiazgi które miałam w pokoju w Toronto i ustawiłam gitarę na stojaku. Uśmiechnęłam się na widok póki co panującego tu porządku. Już jutro wszystko będzie zupełnie inaczej rozłożone, zapewne w wielkim nieładzie. Uśmiechnęłam się lekko do samej siebie na wspomnienie o dwójce chłopaków. Obaj byli przystojni, jednak chyba nie chciałam się narażać Alanowi. Zasiadłam przy biurku, wykładając na nie stopy z założonymi bordowymi tenisówkami. Odchyliłam głowę do tyłu i przez jakiś czas zbierałam się w sobie, żeby wreszcie rozpocząć naukę francuskiego. Przerwało mi skrzypnięcie drewnianych drzwi. Wytrzeszczyłam oczy i omal nie spadając z krzesła (gdybym spadła Alan byłby wniebowzięty) zerwałam się do drzwi za którymi już znikła biało-szara kulka futra. Przeklęłam kotkę kilka razy po czym udałam się w dość nierówny pościg. Bo jakie są szansę, że w ogóle znajdę Pale? Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, na potrzeby wyobraźni nazwijmy go warknięciem. Cholerna gruba kotka, przecież jeszcze nie tak dawno temu smacznie sobie spała! Trzymając się barierki zbiegałam po schodach aż zabrakło mi tchu. Okej, to było tylko jedno piętro jednak... nie spodziewajmy się za wiele jak chodzi o moją kondycję. Kolejny raz w ciągu tego dnia moim wybawcą był nie kto inny jak Sean, a jego towarzysz unosił kpiąco brew gdy przepraszałam ich obu. Zabrałam na ręce futrzastą przyjaciółkę, która właśnie po raz pierwszy mnie zdradziła, i zaniosłam prosto do pokoju z którego uciekła jeszcze nie tak dawno.
- Kiedyś przerobię cię na kotlety. Zobaczysz - pogroziłam jej przy okazji odkładając z powrotem na łóżko.
Sama rozprostowałam kości poprzez przeciągnięcie się i usiadłam na pufie należącej do wyposażenia mojego nowego lokum. Z torby wyciągnęłam obecnie przeze mnie czytaną książkę "Nie poddawaj się" napisaną przez Rainbow Rowell  i zatopiłam się w lekturze. To było coś czego potrzebowałam po ostatnich wydarzeniach.
***
Tego dnia jednak chyba nie dość mi było wrażeń. Postanowiłam wybrać się na poszukiwania kawiarni czy czegoś podobnego. Zabrałam ze sobą (o dzięki ci ten który to wymyślił) bezprzewodowe pomarańczowe Beatsy oraz telefon. Dla bezpieczeństwa wszystkich mieszkańców akademii zamknęłam pokój na klucz i dwa razy to sprawdziłam. Kolejny raz nie zamierzam za tą zwierzyną biegać. Wzięłam głęboki wdech przed wyjściem do ludzi. To straszne jak bardzo ich obecność mnie przytłacza i jednocześnie cieszy. Uśmiechnęłam się ponuro na wspomnienie o dawnych szkołach. Poprawiłam uczesane w wysoki koński ogon włosy i ruszyłam korytarzem. Zeszłam piętro niżej, tam gdzie ostatnio spotkałam dwójkę jedynych znanych mi tutaj ludzi i skrzywiłam się słysząc głośne, szczere śmiechy. Doskonale wiedziałam do kogo one należą, więc nie myślcie sobie też, że byłam zazdrosna czy coś. No może odrobinkę. Zdecydowanie brakowało mi czasu spędzanego w towarzystwie Gwyneth, osoby na której mogłam polegać i w której zawsze miałam wsparcie. Włączyłam swoją ulubioną playlistę gdzie powitało mnie Want You Back 5 Seconds Of Summer. Przeszłam jeszcze kilka kroków, aby prawie upaść przez ślicznego, jasnego charta. Pies radośnie merdał ogonem i dyszał jak po długim biegu. Niepewnie uśmiechnęłam się i wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Ten podszedł bliżej i oparł się o moją nogę prosząc o głaskanie. W tym momencie bardzo przypominał mi pragnącą uwagi kotkę którą zostawiłam w pokoju. Zza rogu wybiegł chłopak. Prawdopodobnie właściciel nieznanego mi psa. Lekko blada skóra, ciemnobrązowe włosy. Z wyglądu przypominał mi tych wszystkich kapitanów drużyny hokeja w Toronto. Mimowolnie zacisnęłam szczękę i przygotowałam się na konfrontację. Zsunęłam słuchawki na szyję i zaprzestałam głaskania psa któremu wyraźnie się to nie spodobało. Podreptał do właściciela tym razem to jego prosząc o poświęcenie mu uwagi.
- Przepraszam za niego, czasami znajduje sobie ofiary które mogłyby nieco podnieść jego samoocenę - odezwał się chłopak.
Jego głos był głęboki, jednak nie przyciągnął aż tak mojej uwagi. To chyba nadal kwestia pierwszego wrażenia pozostawionego przez dwóch poprzednich uczniów akademii. Czy wszyscy tacy tutaj są? Trafiłam do jakiejś komedii? Nikt nie wspominał o ukrytych kamerach, ale kto ich tam wie.
- Nic się nie stało, sama miałam dzisiaj podobny problem - spróbowałam się uśmiechnąć, ale zapewne wyszedł mi jedynie jakiś grymas.
Zapadła niezręczna cisza, więc postanowiłam szybko się zmyć tak jakbym nikogo nie spotkała.
- Jesteś tu nowa czy znasz trochę to miejsce? - usłyszałam gdy już byłam w pół kroku od schodów.
Westchnęłam. Odpowiem i idę. Tego się trzymajmy.
- Cóż... dzisiaj przyjechałam - powiedziałam dbając o to, aby mój głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji.
Nieznajomy pokiwał powoli głową na znak zrozumienia. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i zbiegłam po schodach zeskakując z dwóch ostatnich stopni niczym dziecko.
***
Jak zwykle spóźniona wybiegłam z budynku mieszkalnego i nie zważając na brak czapki oraz rozpiętą kurtkę zaczęłam biec w kierunku w zasadzie bliżej mi nie znanym. Miałam jedynie szczerą nadzieję, że moja intuicja nie zawiedzie i dotrę na lekcje na czas. Rozwiązała mi się sznurówka jednego z adidasów jednak nie miałam zbyt wiele okazji na zawiązanie jej na powrót. Złapała mnie kolka i miałam ochotę tylko wyłożyć się na śniegu i już z niego nie wstawać. Na szczęście dotarłam pod jakiś budynek który okazał się być tym w którym odbyć się miały zajęcia. Odetchnęłam głęboko, aby w nieco mniejszym pośpiechu poszukać swojej szafki. Zostawiłam w niej niepotrzebne mi w tym momencie książki i w tłumie uczniów zaczęłam się przeciskać w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Byłam prawie pewna, że to już niedaleko i gdy znalazłam odpowiedni numerek na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech. Zajęłam miejsce obok osoby na którą nawet nie popatrzyłam. Dopiero gdy odłożyłam torbę spojrzałam w kierunku nieco zdziwionego szatyna. 
- Czy ja cię czasem skądś nie kojarzę? - uniósł pytająco brew.
Wyjęłam zeszyt przygotowany do chemii i jeszcze raz zmierzyłam chłopaka wzrokiem. Przejrzałam szybko w głowie listę osób na które się wczoraj natknęłam.
- Tak tak - zmarszczyłam nos - Wczoraj na korytarzu podbiegł do mnie twój pies. Jestem a nowa, tak jak ty?
Przytaknął. 
- Jesteś dziwna - stwierdził, a ja jedynie skwitowałam to przewróceniem oczami.
Już miałam coś odpowiedzieć kiedy zadzwonił dzwonek. W zasadzie może to co chciałam powiedzieć wcale nie było takie istotne. 
Całą lekcję spędziłam na wystukiwaniu długopisem rytmu piosenki którą niedawno napisałam. Ciekawe czy ktoś w tej placówce na czymś gra i mogłabym się go poradzić. Zebrałam podręcznik, zeszyt i piórnik do torby, a następnie wstałam z drewnianego krzesełka. Siedzący obok mnie chłopak notował jeszcze ostatni wzór o którym ja kompletnie zapomniałam. W duchu machnęłam na to ręką i jak najszybciej wyszłam z sali. Następną lekcję miałam mieć piętro niżej. W kieszeni spodni odezwał się mój telefon. Wyciągnęłam go, zwolniłam kroku i przeczytałam powiadomienie.
Gwyneth: Jak tam DA? Radzisz sobie kochana?
Uśmiechnęłam się delikatnie i ostrożnie zaczęłam schodzić po schodach. Szybko wystukałam odpowiedź.
Lynette: Jasne, zdzwonimy się jak skończę lekcje? 
Jednak nie dane mi było odczytać odpowiedź, ponieważ wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Odbiłam się od ramienia tejże osoby wprost na barierkę. Syknęłam czując, że będę miała na boku siniaka. Uniosłam wzrok na jedyną istotę żywą znajdującą się obecnie na schodach. Uśmiechnęłam się z lekką skruchą napotykając spojrzenie ciemnego bruneta. Parsknął śmiechem widząc mnie - okaz wszelakich nieszczęść.
- I tak znowu się spotykamy - wydawał się być rozbawiony, jednak widziałam w tym nieco sztuczności. - Jestem Gabriel.
Och, okej. Przedstawił się. Chyba też powinnam.
- Ja Lynette - rzekłam cicho, nadal nie wiedząc czego się po chłopaku spodziewać. 
Pamiętaj, jesteś inna i masz tylko Neth. Nikt inny nie będzie chciał cię znać, idiotko.

Gabriel?
Pewnie to nie do końca to czego oczekujesz, ale no... piszę do ciebie pierwszy raz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.