poniedziałek, 7 stycznia 2019

Od Douglasa cd. Maxime

Maxime uśmiechnęła się szeroko i pokiwała energicznie głową.
- Bardzo chętnie… - powiedziała. - Aha, nie gryzę. Pytaj, o co chcesz.
Dziewczyna wyszła z hali, a ja patrzyłem na nią, nieco zaskoczony. Czy naprawdę aż tak było widać, że się denerwuję? A właściwie dlaczego się denerwowałem?
Otrząsnąłem się z niechcianych myśli i wróciłem do lonżowania. Pozwoliłem klaczy przejechać kilka kółek stępem, po czym pogoniłem ją do kłusa. Po rozgrzewce zaczęliśmy ćwiczyć galop na właściwą nogę, z czym Lilka miała problem.
Godzinę później rozstępowałem ją i odprowadziłem do stajni.
- Dobra dziewczynka - powiedziałem i wręczyłem jej przysmak.
Zamknąłem boks i poszedłem do pokoju, aby zająć się zadaniami domowymi, których było dość sporo.
Około godziny dwudziestej drugiej, zmęczony całym dniem, usnąłem siedząc przy biurku.
***
DRYYYŃ!
Z zamkniętymi oczami uniosłem głowę i westchnąłem głośno. Zdecydowanie nie wystarcza mi osiem godzin snu, pomyślałem.
Otworzyłem oczy i poszedłem wyłączyć mój wredny budzik, który nie umiał zatrzymywać czasu.
Spojrzałem na swoje ciało i ujrzałem ubrania, w których byłem wczoraj. Dopiero po chwili zrozumiałem, czemu nie jestem w piżamie.
Postanowiłem więc wziąć prysznic. Następnie ubrałem się i poszedłem zrobić sobie kanapki, a potem spakowałem się i wyszedłem z internatu.
***
Skończyłem pisać ostatnią literę i zamknąłem zeszyt. Zerknąłem na zegarek. Dwudziesta piętnaście. Przez te zadania domowe zaczyna mi brakować czasu na pracę w stajni!
Przebrałem się i wyszedłem, po drodze biorąc ze stolika jabłko dla Lilki.
- Cześć - powiedziałem do niej półgłosem i dałem jej jabłko. Od razu wzięła je do swojego pyszczunia i schrupała, rozlewając dookoła swoją ślinę zmieszaną z sokiem z owocu. Zaśmiałem się cicho.
Nagle wydało mi się, że kogoś słyszę. Odwróciłem głowę i na drugim końcu korytarza zauważyłem Maxime, która zakładała ogłowie... Tak, właśnie jemu. Peter Panowi.
Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej.
- O, cześć! - powiedziała, puszczając łeb gniadego. - Chciałbyś mi pomóc? I może później wsiąść na chwilę na Petera? Jestem wykończona i poprosiłabym cię, żebyś go troszkę rozgrzał.
Uśmiechnąłem się.
- Hej. Jasne, pomogę ci, ale czy na pewno chcesz, abym wsiadł na tego Diabła?
Dziewczyna roześmiała się.
- To twoja decyzja! - odparła. - Ale w sumie, to dość grzeczny konik. To jak? Pojeździłbyś na nim chwilę?
- No jasne! - powiedziałem, kiwając głową. - Lilka nie jest jeszcze zajeżdżona, więc rzadko jeżdżę, tylko na koniach stajennych. Zdecydowanie powinienem na niego wsiąść.
Maxime uśmiechnęła się.
- Najpierw trzeba mu jakoś wepchnąć wędzidło...
Złapała głowę konia i zaczęła podawać mu wędzidło, ale Peter nie był tym zbytnio zainteresowany. Westchnęła i pokręciła głową.
- Zazwyczaj chętnie je przyjmuje, ale teraz ma ochotę na rozmowę z innym koniem - powiedziała.
Rzeczywiście, ogier cały czas patrzył w jednym kierunku, co jakiś czas rżąc.
- Dobra, dosyć tego! - powiedziała Maxime i stanowczo przyciągnęła jego głowę do siebie, jeszcze raz podając mu metalowy przedmiot. Koń wreszcie otworzył pysk i przyjął wędzidło.
Dziewczyna odetchnęła i uśmiechnęła się.
- Dobry koń - powiedziała do ogiera. - To co, pozapinasz mu paski? Ja muszę iść na chwilę do instruktorki, ale zaraz wracam.
- Okej - odparłem i podszedłem do ogiera.
Peter spojrzał na mnie zaciekawiony. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po czole. Zapiąłem mu paski od ogłowia, a następnie zdjąłem wodze z szyi i stałem z nim, czekając na koleżankę.
Po minucie przyszła.
- Dobra, to teraz na nim pojeździsz, tak? - spytała. Kiwnąłem głową. - No dobrze... Jedna uwaga: pilnuj, aby nie zapomniał, że na nim siedzisz. Inaczej czeka cię odrobina cwału. - powiedziała Maxime. - Ja przyjdę na halę za jakieś piętnaście, góra dwadzieścia minut.
- W porządku. To... idę.
Maxime wróciła do gabinetu instruktorki, a ja zaprowadziłem Petera na halę.

Maxime? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.