- Słyszę Cię, do jasnej cholery! Co chcesz ze sklepu? - odparł, włączając kierunkowskaz i zatrzymując się, w celu skręcenia na parking marketu. Uśmiechnęłam się - dobrze wiedział co chcę. Ten tylko przewrócił oczami. Wiedziałam, że mi kupi. Zawsze kupował, więc tym razem nie miałam wątpliwości co do tego. Zjechał na parking i zaparkował. Wyciągnął kluczyk, zabrał portfel i wysiadł, nie czekając na mnie. Jak zwykle zresztą, nie lubiłam chodzić z nim do sklepu. Zawsze mi moralizował że papierosy są niezdrowe i tak dalej... Włączyłam telefon, z zamiarem przejrzenia mediów społecznościowych. Natychmiast po włączeniu danych komórkowych zasypała mnie masa powiadomień z wszelkich serwisów - zaczynając na YouTube, kończąc na Tumbl'rze. Pousuwałam te najbardziej irytujące informacje i przejrzałam te warte - według mnie - uwagi. Scrollowałam Instagrama, dając co jakiś czas serduszko pod czyjąś fotką. Wreszcie, drzwi do auta otworzyły się i wsiadł mój brat.
- Masz, klucho. - podał mi papierosy, nie będąc zadowolonym z tego faktu. - Jeszcze jakaś godzina jazdy i jesteśmy, według ekspedientki. - Dodał, wycofując auto i wyjeżdżając z parkingu sklepu. Pokiwałam głową, dając znać Percy'emu, że do mnie dotarło. Z tego co widziałam, wyjeżdżaliśmy z niejakiego Bayou la Batre. Kto to kurwa wymyślił?! Nie miałam zamiaru zagłębiać się w historię tej nazwy, bo na cholerę mi to? Popatrzyłam na blondyna, którego usta zaciśnięte były w wąską kreskę - coś go gryzło.
- Co jest? - rzuciłam, wyjmując papierosa i wkładając go sobie do ust. Wygrzebałam zapalniczkę i odpaliłam peta. - Coś cię trapi, widzę. - Dodałam, gdy Percy zignorował moje pytanie.
- Nic. - uciął temat i pogłośnił muzykę, która aktualnie leciała w radiu. Wzruszyłam ramionami - nie to nie, jemu nie dogodzisz. Mój brat uchylił okno, tym samym prawie zgasił mi peta. Zgromiłam go wzrokiem, równocześnie zaciągając się papierosem. Lubiłam ten nikotynowy posmak w ustach, chociaż trudno było się go potem pozbyć. Wykruszyłam wypaloną część szluga przez okno, znowu spotykając się ze zniesmaczonym wzrokiem mojego brata. Przecież on też pali, więc o jaki chuj mu chodzi? Wyrzuciłam resztę papierosa gdzieś na drogę.
Znowu wisiałam na telefonie, bo nic innego do roboty nie miałam. Percy nawet nie próbował utrzymać rozmowy na jakikolwiek temat. Wyjęłam słuchawki z kieszeni w spodniach i zaczęłam walczyć z rozplątaniem ich. Minęło kilka minut, zanim zdążyłam rozplątać to cholerstwo. Z uśmiechem podpięłam je do wejścia i odblokowałam telefon, z zamiarem odpalenia jakiejś odpowiadającej mi składanki. Dziwiąc się samej sobie, włączyłam tą, gdzie na pierwszej pozycji był Godsmack. Nie pałałam miłością do tego zespołu, ale jakoś teraz ich muzyka wcale nie wydawała się taka zła.
Percy dość brutalnie przywrócił mnie do rzeczywistości, wyciągając mi słuchawkę z ucha.
- Księżniczka, weź się skup na trasie, bo zaraz dojeżdżamy. - powiedział, wyprzedzając jakiegoś forda. Uśmiechnęłam się - wreszcie zobaczę mojego dzieciaka! I zacznę coś całkiem nowego, jejku! Duży billboard z logiem akademii, który właśnie mijaliśmy, spowodował nieprzyjemny uścisk w moim żołądku. Nie dziwiłam się w sumie - czekałam na ten dzień tak cholernie długo!
- Tu jest tabliczka, za kilometr jest zjazd. - wyciągnęłam rękę przed siebie, wskazując mu wspomnianą rzecz.
- Ok. - odparł krótko i przycisnął gaz. Z każdą chwilą zbliżaliśmy się do Akademii.
Wyskoczyłam z auta jak poparzona, gdy tylko Percy zaparkował na wolnym miejscu parkingowym. Poprawiłam telefon w tylnej kieszeni spodni i włożyłam słuchawki w bluzkę. Niecierpliwie rozglądałam się wokoło, czekając aż mój brat wreszcie ruszy tu dupsko. Odnalazłam wzrokiem stajnie - prawdopodobnie tam stał mój koń. Spojrzałam na Percy'ego z nadzieją, na co on tylko pokręcił głową.
- Mewka, najpierw dokumenty, a potem koń. - skarcił mnie, a ja tylko przewróciłam oczami. Wyciągnęłam papierosa z paczuszki znajdującej się w mojej torbie i odpaliłam go, używając do tego zapalniczki podanej mi przez blondyna. - I uważaj z tymi petami. - dodał, chociaż sam właśnie odpalał swojego.
- Jesteś hipokrytą. - stwierdziłam, idąc raźnie do przodu, mając nadzieję że w kierunku głównego budynku, gdzie znajdę dyrektorkę, albo kogoś z administracji. Akademia prezentowała się cudownie i przerastała moje najśmielsze oczekiwania. Wow. Percy dość szybko mnie dogonił, mordując mnie wzrokiem. Nigdy nie lubił biegać. Dotarliśmy do głównych drzwi, które prawie równocześnie otworzyliśmy i weszliśmy. Zatrzymałam się na schodach, rozglądając się. Na ścianach było wiele obrazów, prawdopodobnie przedstawiających konie właściciela tego obiektu. W gablotach błyszczały się wszelkiego rodzaju medale, puchary i flo, zdobyte na zawodach. Kolorystyka była utrzymana raczej w beżach i tego typu kolorach, przyjemnych dla oka. Mój brat zdążył już wyjść po schodach, i stał teraz na górze, czekając na mnie. Wchodząc po dwa stopnie, szybko się z nim zrównałam.
- Dzień dobry. Pomóc w czymś państwu? - zaświergotała do nas kobieta, może jakoś po trzydziestce. Miała zrobiony delikatny makijaż, włosy związane w dwa warkocze. Spojrzałam na Percy'ego, czekając aż on powie co trzeba.
- Tak właściwie, to potrzebujemy załatwić te podstawowe sprawy związane z przyjazdem do Akademii. - odpowiedział, starając się ująć to w dość proste słowa, ale wyszło jak wyszło. Na szczęście, kobieta zrozumiała o co chodzi.
- Ah, rozumiem. Schodami do góry i drugie drzwi po prawej. - uśmiechnęła się do nas i życzyła miłego pobytu. Zmarszczyłam brwi. Jednak jest dziwna. Echo moich ciężkich butów niosło się niemiłosiernie, co trochę nas obu irytowało. Wyszliśmy jednak po tych cholernych schodach i stanęliśmy przed drzwiami gabinetu - prawdopodobnie dyrekcji. Wyrzuciłam resztkę peta do kosza i wróciłam do brata, stojącego przed drzwiami i czekającego na mnie. Tym razem to ja nacisnęłam na klamkę, bez uprzedniego zapukania.
- Dzień dobry. Pani Peek? - wypaliłam, dość nietaktownie, nie czekając aż starsza kobieta zacznie coś mówić.
- Dzień dobry. - odrzekła spokojnie. - W czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się, wstając zza biurka. Chyba zignorowała moje "pytanie"... Percy usiadł z tyłu, starając się nie dawać znać że istnieje.
- Przyjechałam dzisiaj do Akademii. - zaczęłam, formując sobie w głowie zdania. - Chciałam załatwić potrzebne rzeczy... - przestałam na chwilę mówić. - Ah, Maeve Griffin. - wyciągnęłam rękę, paląc buraka i uśmiechając się sztucznie.
- Miło mi. I tak, jestem pani Peek. - rozwiała moje wątpliwości. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam mówić dokładniej, co jest mi potrzebne.
Po wyniesieniu wszystkich swoich rzeczy do pokoju wreszcie mogłam pójść przywitać się z Megrezem. Łeb tej szczoty poznałabym wszędzie! Podbiegłam do jego boksu i nie czekając na brata, wlazłam do dzieciaka. Klucha parsknęła, w oczekiwaniu na smakołyk. Musiałam mu odmówić, na co on tylko potrząsnął głową i zaczął prosić - machając kopytem.
- Megrez, nie. - klepnęłam go w łopatkę, pożegnałam się i wyszłam. Doszło mnie jeszcze jego utęsknione rżenie, ale olałam je. Percy opierał się o swoje auto, wypalając kolejnego papierosa. I kto tu więcej pali... Westchnęłam, podchodząc do niego. Zaśmiał się tylko, bynajmniej nie szyderczo. To był po prostu taki jego śmiech. Rozmawialiśmy chwilę o jego drodze powrotnej i o moich nowych znajomych, których może tu poznam. Po jakichś dwudziestu minutach pieprzenia o pierdołach, stwierdził że musi już jechać. Zrzedła mi mina, ale pokiwałam głową. Przytuliłam się do niego i zaciągnęłam jego zapachem - czuć było papierosy i jego perfumy. Fajne połączenie. Uznał jednak, że koniec tych ckliwych pożegnań i pora jechać. Wsiadł do auta, odpalił je i zaczął cofać. Skończył manewr i docisnął gaz. Na pożegnanie, zanim wyjechał z parkingu wystawił rękę przez otwartą szybę i pokazał mi środkowy palec. Zaśmiałam się, i obróciłam na pięcie, idąc w kierunku płotu ogradzającego pastwiska. Wyjęłam papierosa z paczuszki i chwyciłam go ustami. Sięgnęłam jeszcze po zapalniczkę, ale jej nigdzie nie było.
- Nosz kurwa... - warknęłam, przeszukując pozostałe kieszenie. - Serio? - westchnęłam zirytowana. Rozejrzałam się, czy nie idzie tędy może jakaś żywa dusza - trafiło na chłopaka w białej bluzie. Podeszłam do niego, starając się być jak najbardziej obojętna, chociaż byłam wkurwiona na siebie, że zgubiłam zapalniczkę.
- Ej, nie masz może zapalniczki? - zapytałam, na co on tylko spojrzał na mnie tak, jakbym zabiła mu właśnie rodzinę i przyniosła ich zwłoki na wycieraczkę. - Tak przy okazji, Maeve. - wyciągnęłam rękę przed siebie, czekając aż odwzajemni gest, ale jedyne na co go było stać, to wlepianie we mnie swoich niebieskich gał. No poważnie? Lepiej trafić nie mogłam.
Kudłaczuuu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.