North była… dziwna. Na początku jak do niej przyszłam, to próbowała mnie upierdolić, a potem kiedy wyczuła, że w kieszeni mam smaczki stała się nagle w kij potulna i kochana. Ale mimo wszystko ją polubiłam. Jak to na typowego andaluza przystało miała ognisty charakter i pełen życia wyraz oczu. Taka Deliah tylko w młodszym i odrobinę milszym wcieleniu.
- Carpe żre ci buta – rzuciłam zatrzymując karuskę przy mojej kobyle. Klepnęłam ją delikatnie palcatem w pierś by zaprzestała swojej ulubionej czynności. Skaroszka spojrzała na mnie i prychnęła cicho.
- Pojedziemy krótką trasę, nie ma tam jakiś dużych przeszkód – mruknęła Vii ruszając pięciolatkę do kłusa. Również dodałam łydki włączając pośredni chód. Nosiła pięknie, świetnie mi się jechało mimo jej buntu i miłości do brykania. Nie wiem czy to ze względu na wszechobecne leśne zwierzęta (pierdolone zające) czy na mnie przyzwyczajoną do innego rodzaju kłusa. Chód North był mniej… andaluzyjski? Ciul wie jak to nazwać. W dalszym ciągu, nie jechało mi się zle. Viktoria kłusowała przodem, odrobinę siłując się z Carpe Diem, która uznała, że fajnie będzie spróbować wpierdolić Vii do rowu. Typowe. Ten koń jest za mądry dla niektórych ludzi.
Na piaszczystej drodze zagalopowałyśmy kierując się na pierwszą przeszkodę, którą był okser. North skoczyła go bez większego wysiłku. Skara z resztą podobnie.
Zacmokałam cicho, zachęcając klacz do wydłużenia foule i wykonania lepszego skoku przez kłodę. Galop miała wydajny, ni to jakoś mocno wygodne, ani złe. Raczej nijakie. A bynajmniej w moim przekonaniu.
Wjechałyśmy na małą górkę przy której czekała niespodzianka, hydra. Namalowany na niej uśmieszek z twarzą śmiał nam się w ryj dopóki Carpe nie uznała, że fajnie będzie zrzucić Viktorię w gałązki wystające z przeszkody. I pierdolony uśmieszek szlag trafił.
> Ups? Sorry xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.