czwartek, 21 czerwca 2018

Od Boonie cd. Ricka

Co to do chuja miało być? Ja tam poszłam tylko po karmę, chłopaka nie szukam, więc skąd u tego chłopaka takie zainteresowanie moją osobą? No, ale cóż, za dziwkę robić nie będę.
- Quawan, suwaj zad – prychnęłam popychając psa nogą. Obrażony dalmatyńczyk tylko wstał, spojrzał na mnie jak na idiotkę i poszedł na łóżko. Inka natomiast warowała przy misce ze wzrokiem wbitym w metalowy przedmiot.
Westchnęłam cicho i bez zbędnych ceregieli otworzyłam worek. Omierzyłam psom odpowiednią dawkę jedzenia i wsypałam do misek. Niemal rzuciły się na nią i zaczęły obżerać się jakby nie jadły przez tydzień.
Siadłam na łóżku trzymając w ręku tą cholerną kartkę. Pójść czy nie?, oto jest pytanie. W Wenecji faceci praktycznie w ogóle nie zwracali na mnie większej uwagi, chyba że schlani i szukający rozrywki. Także, co podkusiło tego jegomościa do podjęcia tej, a nie innej decyzji. Czyżby chciał tylko zaliczyć? W sumie, podejrzewam, że laski leciały na niego jak muchy do gówna, ale im się nie dziwiłam, był nawet okej.
- Quwan, pójdziesz tam ze mną – powiedziałam do psa kiedy ten wskoczył na łóżko obok mnie. Pogłaskałam go po grzbiecie naprawdę zastanawiając się co mi się odjebało we łbie.
**
Półtorej godziny spędziłam na spaniu, ale jeszcze wcześniej zamówiłam karmę. Tak, wiem, niby powinnam siedzieć w łazience i robić te pierdoły, które robią dziewczyny przed wyjściem z chłopakiem. No chyba nie.
- Um, cześć? Ee, czekam na ławce przed akademikami – wydukałam. Byłam naprawdę niezle onieśmielona tym wyjściem i tak dalej.
- Spoko, już wychodzę – odparł, więc szybko się rozłączyłam.
Schowałam telefon do kieszeni, a by czymś się zająć zaczęłam ćwiczyć z dalmatyńczykiem komendy. Nawet nie zauważyłam kiedy ktoś stanął obok ławki. Dopiero jak położył mi rękę na ramieniu go zauważyłam.
- Cześć, jestem Rick – podał mi rękę, a ja tylko zmarszczyłam lekko nos. Mój jakże wspaniały angielski dostał laga i dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów.
- Boonie – odpowiedziałam przyjmując jego rękę. Chwilę się na niego patrzyłam, aż w końcu dopadło mnie zakłopotanie. Tsa, dzięki ci mózgu za szybkie działanie.
Po krótkim przywitaniu zaczęliśmy kierować się, prawdopodobnie, do kawiarni. Mam nadzieję, że nie jest seryjnym pedofilem i nie zgwałci mnie gdzieś w ciemnym kantorku.
- Wzięłaś psa, boisz się mnie? – zapytał chyba nieco rozbawiony. Prychnęłam cicho patrząc na psa idącego przy mojej nodze.
- Zawsze biorę go ze sobą. Wiesz, Wenecja nie jest zbyt bezpiecznym miejscem „zamieszkania” – przy ostatnim słowie zrobiłam w powietrzu cudzysłów.
- Czyli jesteś włoszką – stwierdził. Wow, jednak potrafi myśleć. Pierwszy punkt dla niego.
Jak się okazało, kawiarnia mieściła się w budynku szkolnym. Mogłam przy okazji porozglądać się po tym znienawidzonym przez większość ludności, miejscu.
Rick wybrał stolik trochę na uboczu, tuż przy dużym oknie.
- Więc… chcesz coś o mnie wiedzieć? – zapytał uśmiechając się chytrze. Popatrzyłam na niego nieco zdenerwowana koniecznością rozmowy.
Ale chyba nic mi się nie stanie jak chwilę z nim porozmawiam. Prawda?


>Riszczyyyyk? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.