poniedziałek, 19 czerwca 2017

od Rekera cd. Irmy

Od mojego wypadku, że tak to ujmę minęło dziewięć dni. Czułem się coraz lepiej a rana zaczęła powoli znikać. Pan Williams czyli prywatny lekarz wujka powiedział, że mam się jeszcze trochę oszczędzać, ale tak to rana postrzałowa goi się bardzo dobrze. Cieszyłem się, że Irma jest tutaj ze mną, bo z nią czułem się tak bezpiecznie... Ostatnio zastanawiałem się nad tym uczuciem nieco dłużej i to chyba nie była tylko przyjaźń. Do teraz pamiętam jak ją pocałowałem w tedy na tym balkonie a potem ona pocałował mnie jeszcze w szpitalu. Dobra skupmy się na dzisiejszym dniu! Rano nigdzie nie mogłem znaleźć Irmy co mnie martwiło dlatego chodziłem niemal w kółko po ogromnym domu wujka, lecz ani mi ani sprawie z "zaginięciem" dziewczyny to nie pomogło. Usiadłem więc na parapecie jednego z okien i zacząłem myśleć. Korytarz był pusty dlatego żadna ze sprzątaczek nie mogła mnie teraz "zabić" za niby brudzenie okien... a przecież ja grzeczny chłopiec jestem i nie dotykam plecami szyby! "Wujek może coś wie" - pomyślałem nagle i zerwałem się biegiem do jego pokoju. Wszyscy powoli zaczęli się budzić więc musiałem się trochę natrudzić by na nikogo z rozpędu nie wpaść, ale w końcu jakoś udało mi się bez wpadki dostać do odpowiednich drzwi. Do pokoju wszedłem bez pytania i akurat w momencie gdy wujek miał już wychodzić.
- Coś się stało Reker? - zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Wiesz gdzie może być Irma? Nigdzie nie mogę jej znaleźć - odpowiedziałem mu krzyżując ręce na piersi przez co podrapał się po głowie.
- Może poszła do Alaktrasa? - rzekł po chwili na co przekręciłem głowę jak pies - Chodź sprawdzimy to - dodał ciągnąć mnie za ramię w stronę wyjścia z budynku.
Kiedy byliśmy już w stajni od razu przywitały nas zainteresowane końskie łby. Pizarro wujka i mój Arrow chcieli nas zaczepić, lecz gdy tylko usłyszeliśmy głośne rżenie Alkatrasa od razu pobiegliśmy do jego boksu. Stajenni chcieli jakoś podejść do ogiera, ale ten nie pozwalał im do siebie podjeść. Wujek jakoś odgonił swoich ludzi i sam podszedł do konia Irmy, który tylko nas do siebie dopuścił. Nie wiedzieliśmy o co mu chodzi dopóki nie zobaczyliśmy nieprzytomnej Irmy! Na szczęście kasztan miał czystą słomę, która jakoś zamortyzowała upadek, ale i tak niesamowicie się zmartwiłem z resztą też jak wujek, który od razu zabrał ją na ręce oraz dotknął jej czoła.
- Ma gorączkę! Trzeba wezwać lekarza - stwierdził i wybiegł z nią na rękach ze stajni zapewne kierując się do jej pokoju. Byłem w takim szokiem, że przez chwilę mnie sparaliżowało przez co z miejsca ruszyć się nie mogłem a z transu wyrwało mnie dopiero szturchnięcie Alkatrasa, którego ostrożnie pogłaskałem po głowie.
- Nie martw się mały! Będzie dobrze - rzekłem do ogiera i szybko pobiegłem śladami wujka, który był już z niebieskooką w jej pokoju gdzie oglądał ją lekarz. Przystanąłem w drzwiach oraz złapałem się za bolącą klatkę piersiową.
- Reker nie biegaj - westchnął wujek patrząc na to wszystko z zmartwieniem w oczach.
- Łatwo ci mówić - mruknąłem podchodząc bliżej - Co jej jest? - dodałem szybko w stronę doktorka.
- To grypa i jeszcze nic nie jadła prze długi czas - stwierdził z westchnieniem i zaczął coś tłumaczyć Maksowi. W tym czasie ja usiadłem na krześle i złapałem Irmę za rękę. Wiedziałem, że będę czuwać dopóki się nie ocknie! Boże jak ja się o nią martwiłem... I chyba ją kocham! Ale czy miałbym w ogóle u niej jakieś szanse? Pan Edward Williams coś tam podał dziewczynie a wujek zrobił zimne okłady na jej czoło oraz przykrył dwoma grubymi kocami po czym wyszedł zrobić niebieskookiej herbatę a ja czekałem wpatrując się w jej piękną twarzyczkę.

< Irma? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.