Kiedy zaczęłam się budzić, poczułam jak leżę na czymś miękkim oraz że jestem przykryta niemalże po same uszy, lecz ktoś trzymał mnie za rękę. Otworzyłam powoli słabe oczy i zobaczyłam w pierwszej kolejności sufit, a następnie zmartwiony wzrok Rekera, do którego blado się uśmiechnęłam.
- Martwiłem się o Ciebie – szepnął.
- Przepraszam… Nagle zakręciło mi się w głowie – odparłam z lekkim jękiem, bo myślałam że głowa mi zaraz eksploduje!
- Popij to – powiedział i pomógł mi popić tabletkę przeciwbólową jakąś.
- Dzięki… Jak Alkatras? - spytałam słabo.
- Ma się dobrze! Można powiedzieć że powiadomił nas o tym że coś Ci się stało… - westchnął.
- Rozumiem… Co mi jest? - spytałam.
- Masz grypę! Lekarz tak powiedział – wyjaśnił, a ja się skrzywiłam.
- Nienawidzę lekarzy – mruknęłam – Same konowały cholerne – dodałam zła lekko.
- Czemu tak mówisz? - spytał zdziwiony.
- Nie jednokrotnie byłam poważnie chora, to zdychałam niczym pies uwiązany przy budzie w swoim łóżku… Myślisz że ktoś zajrzał? Nie… Jeden raz ubłagałam tylko sprzątaczkę żeby zawiadomiła lekarzy jak udało mi się samej wydostać, ale jak przyszedł to nawet mnie nie zbadał! Przyszedł i wyszedł śmiejąc się z moimi opiekunami, a ja cierpiałam dalej. Myślałam że się przekręcę! A opiekunowie tylko na mnie nawrzeszczeli że jestem tylko kłamliwą i udającą gówniarą… Tylko że ja naprawdę się źle czułam… - wyszeptałam na koniec, nie patrząc na niego.
- Wycierpiałam się biedna – rzekł i zmienił mi chłodny okład na czole – Teraz będzie lepiej zobaczysz! - dodał i nastała chwila ciszy, a następnie niespodziewanie znowu zasnęłam.
**
Minął tydzień, a ja czułam się coraz lepiej z dnia na dzień. Maks przywiózł Tię do siebie jakiś czas temu, przez co się cieszyłam, bo siostra była bezpieczna! Jedenastolatka cieszyła się dosłownie ze wszystkiego, ale najbardziej z koni! Dzisiaj w końcu mogłam wyjść z pokoju, ale ludzie strasznie mnie pilnowali z jedzeniem co było dziwne bo zazwyczaj nikt się tym nie przejmował czy chodzę głodna czy też nie, nawet jak ludzie w willi opiekunów mnie lubili… No cóż! Ludzi nie zmienisz co są łasi tylko na kasę! Jakoś ubłagałam Rekera byśmy troszkę pojeździli bo ja się czułam dobrze, a poza tym, to brakowało mi jazdy konnej! Osiodłałam szybko Alkatrasa i pojechałam z Rekerem do lasu, gdzie potrenowaliśmy skoki.
- To jak? - zaczęłam nagle.
- Co jak? - spytał zdziwiony, na co przewróciłam oczami.
- Oj no czy startujesz w zawodach! - uśmiechnęłam się.
- A kiedy się odbywają? - spytał.
- Za jakiś niecały tydzień! Nie mogę się doczekać! Bardzo bym chciała w końcu na jakiś wystartować! Mam nadzieję że tylko opiekunów tam nie będzie – dodałam ponuro na koniec.
- Wujek załatwił ci zakaz zbliżania się do ciebie i Tiji – powiedział spokojnie.
- Ale i tak mogą tam być… - westchnęłam – To pojedziesz też? - spytałam jakby z lekką nadzieją w głosie.
- Wydaje mi się że tak! - odparł z uśmiechem, co odwzajemniłam.
Pojeździliśmy jeszcze troszkę, aż w końcu wróciliśmy i oczywiście Maks złapał nas na obiad z czego zadowolona nie byłam ale poszłam razem z rekerem. No cóż… Maksiu już się przekonał że jak czegoś nie chcę, to nie ruszę za boga i wolę głodować, więc ostatnio robili nam bardziej normalne potrawy jakie lubiłam jeść. Dzisiaj mieliśmy gulasz z piersi kurczaka, ziemniaczki i buraczki własnej roboty więc palce lizać!
< Reker? ;3 wiem tandeta ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.