Byłam
przerażona! Ten typ był jeszcze bardziej przerażający od tego Maksa!
Popędzałam Alkatrasa cały czas i właściwie nie wiedziałam gdzie już
jadę! Byłam jak zwierze uciekające w popłochu przed myśliwym i jego
psami… Wiem tylko że przeskoczyłam nad jakimiś autami, a później przez
mur ale nie wiedziałam za bardzo co się dzieje dookoła mnie. Jedną myśl
jaką miałam wtedy w głowie była „Uciekać! Uciekać jak najszybciej!”. Ten
typ przypominał mi jakoś moich jeszcze niedoszłych zabójców. Zwłaszcza
tych co mnie wtedy porwali z poprzedniej akademii. Tyle że tamci byli
też handlarzami żywym towarem, a ja miałam im posłużyć dodatkowo jako
zabawka. Było ich wtedy dwóch, choć jeden mnie chyba bardziej przerażał,
gdyż kopał mnie i ranił z uśmiechem. Nie obchodziło go jak bardzo ranna
jestem, dla niego się liczyło tylko to żeby mnie zgwałcić i zaspokoić
swoje seksualne pragnienia! Drugi był… Właściwie to ten drugi typ mnie
nie bił, co było tylko jedynym plusem, ale tez chciał żebym posłużyła mu
do tego samego. Chciał mnie sobie przywłaszczyć i bawić się mną w
najlepsze. Psychole! Wszędzie psychole! Pamiętałam jak mnie wtedy
skrępowali i wrzucili do bagażnika jak jakąś szmacianą lalkę… Przez to
rozbiłam sobie głowę, a ręce i nogi sobie poharatałam do krwi przez
grubą linę, jaką byłam wtedy związana. Knebel w ustach natomiast wtedy
tylko sprawiał że się dusiłam, zwłaszcza w bagażniku, gdzie nie było
dostępu do świeżego powietrza. Boże pamiętam to jak dziś! Później jeden z
nich, ten co mnie tłukł do krwi, zabrał mnie brutalnie i rzucił o
ścianę do ciemnego pomieszczenia gdzie nie było ani światła, ani okien.
Po prostu ciemność! Prawie dwa razy zostałam zgwałcona, lecz za
pierwszym razem uratował mnie wspólnik tego damskiego boksera, poprzez
zabicie go, gdyż nie chciał się dzielić gwałtem na mnie. Byłam jego
zdobyczom. Jego trofeum, które chciał skosztować, niczym lew który
upolował gazelę i teraz musiał się wgryźć w jej gardło… Pamiętam jeszcze
jego ohydny dotyk na mojej skórze. Głaskał mnie po policzku wtedy, lecz
nie miałam jak się bronić, gdyż byłam związana to raz, a dwa tamten
pierwszy podał mi jakiś narkotyk, przez co byłam otumaniona i nie do
końca wiedziałam co się ze mną działo… I wtedy kiedy i on miał mnie
zaraz zgwałcić, wkroczyła policja, która go zabiła bo nie chciał się
poddać i strzelał do nich, a ja zostałam szybko zabrana do szpitala… Od
tamtego czasu, program ochrony świadków, wyszkolił mnie w ucieczce oraz
wpoił że nie mogę nikomu ufać, lecz postawcie się na miejscu takiego
człowieka jak ja! Możesz próbować z nikim nie rozmawiać, nikomu nie
ufać, lecz prawda jest taka że i tak w końcu pękniesz, gdyż odizolowanie
się od reszty nie leży w ludzkiej naturze! Człowiek ma instynkt stadny
podobnie jak konie czy też inne zwierzęta żyjące w grupie. To się nigdy
nie zmieni, a człowiek che komuś zaufać, by chociaż przy kimś poczuć się
odrobinę bezpieczniej… Ciągłe obracanie się za siebie czy ktoś za Tobą
przypadkiem nie idzie i nie próbuje cię zabić, te nieprzespane noce w
których budzi Cię każdy, nawet najdrobniejszy szmer, to istne piekło za
życia! To ciągłe przemieszczanie się z jednego miejsca w drugie, by Cię
nie namierzyli… By nie wpadli na Twój najmniejszy, najdrobniejszy ślad
jest jak nieustający horror, tyle że to Ty grasz główną rolę i tu
naprawdę chodzi o Twoje życie lub śmierć, o które trzeba samemu
zawalczyć, gdyż program ochrony świadków nie uchroni Cię do końca… Może
Cię wyszkolić, ale nie da stu procentowej ochrony dwadzieścia cztery na
siedem. Jesteś zdany na siebie oraz na swoje umiejętności jakie Ci
wpoili. Jednak wracając do rzeczywistości… Reker mnie jakoś wyłowił,
gdyż ja byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie nawet wydostać się na
brzeg! Po prostu jakbym doznała szoku i koniec! Pa pa Irma! Bul bul bul
z rybkami… Jeśli są tam jakieś rybki oczywiście… Mniejsza! W każdym
razie mnie wyłowił i starał się jakoś uspokoić, a ja po dłuższej chwili
zaczęłam kontaktować co się ze mną dzieje, gdzie jestem oraz kto ze mną
jest. Powoli zaczynały do mnie docierać jego spokojnie, ciepłe słowa
żebym jakoś się uspokoiła. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego
ostatnie słowa. Czułam się dosłownie jakby za sprawą czarodziejskiej
różdżki ktoś zdjął barierę przez którą nic nie mogłam wcześniej
usłyszeć. Poczułam jak słuch mi się wyostrza, mimo szumu w uszach z
powodu szalejącej szybkości krwi, tłoczonej do mojego serca co było
wynikiem działającej adrenaliny.
- Nie chcę… - powiedziałam kuląc się mu na rękach – Chcę tu zostać! - dodałam.
- Możesz się znowu przeziębić tutaj Irmuś… - powiedział przejęty.
- Ale ja się boję tam wracać Reker! - szepnęłam trzęsąc się, a on znowu
starał się mnie uspokoić i przekonać, że jego drugi wujek jest również
niegroźny. W końcu po jakiś piętnastu minutach uległam i wróciliśmy do
willi Maksa, ale chodziłam po cieniach i właściwie dłuuuuugo siedziałam w
boksie Alkatrasa, czyszcząc go samodzielnie, gdyż to mnie uspokajało. W
końcu gdy była już godzina 19:30 Reker zaciągnął mnie jakoś na kolację,
lecz na szczęście Maks zjadł z tym całym Mattem wcześniej, więc nie
musiałam się znowu obawiać tego typa. Wystarczało mi że Maksa się nadal
nieco cykałam! Na kolację zjedliśmy pizzę, więc normalne jedzenie a nie
jakieś kraby czy coś… a następnie każde z nas poszło do swoich pokoi, a
Maks natomiast złapał Rekera bo coś tam od niego jeszcze chciał, więc
sama poszłam do swojego pokoju po tych krętych korytarzach i
labiryntach, ale w sumie ta „podróż” do mojego pokoju mi pomagała zająć
myśli. Po około dziesięciu minutach w końcu dotarłam do swojego pokoju.
https://archzine.fr/wp-content/uploads/2015/11/tete-de-lit-captionn%C3%A9e-en-cuir-gris-et-lustre-blanche-moquette-beige-dans-la-chambre-a-coucher.jpg
Był ładny i przytulny, ale jakoś się strasznie kręciłam… Nie mogłam
spać! Nawet podczas kąpieli byłam niespokojna, co mnie zdziwiło, gdyż
kąpiel zawsze mnie rozluźniała, a tu teraz byłam jednym wielkim kłębkiem
nerwów. W końcu nie wytrzymałam i o godzinie 22:58 wstałam z łóżka,
przebrałam się w normalne rzeczy, otworzyłam okno i za pomocą parkuru
dostałam się do stajni, gdzie oczywiście po cichu się dostałam, a swoje
kroki skierowałam do Alkatrasa, który natychmiast rozpoznał nawet moje
cichu że kroki i wyjrzał łbem ze swojego boksu by się upewnić że to ja.
- Cześć koniku – szepnęłam do niego, a on zarżał cichutko na powitanie,
jakby nie chciał obudzić reszty końskich śpiochów. Dałam mu parę
kosteczek cukru i weszłam do jego boksu, zamykając go i usiadłam na
ziemi w kącie, gdzie Alkatras nieco zdziwiony zaczął mnie wąchać ale nie
miał nic przeciwko temu ze byłam jakby w jego pokoju do odpoczynku.
Wtedy Alkatras zrobił coś dziwnego, gdyż położył się obok mnie, jakby
tym samym gonił mnie spać! Położyłam się na jego brzuchu i był dla mnie
niczym grzejąca poduszka, oraz moim wiernym strażnikiem. Czasami kasztan
okrywał mnie własnym łbem jakby chciał mnie ochronić przed zimnem
otoczenia. W końcu sama nie wiem kiedy, zasnęłam spokojnie przy
Alkatrasie bo wiedziałam że przy nim jestem bezpieczna.
< Reker? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.