wtorek, 20 czerwca 2017

od Irmy cd. Rekera

Kiedy siedziałam obok Rekera i wujka Maksa, no może i nie jest moim biologicznym wujkiem ale chyba mogłam go tak nazywać… Chyba. Podczas licytacji byłam strasznie zdenerwowana i ciągle patrzyłam na Nefarię z walącym mocno sercem, czy ktoś jej zaraz jednak inny nie kupi, bo zazwyczaj tacy ludzie przeznaczają klacze ze świetnym rodowodem i płodnością do reprodukcji i koniec. Klacz rodzi jak królik… Takie konie nie były szczęśliwe, a Nefaria akurat była klaczą niewysterylizowaną, czyli źrebaki mogła mieć, a takie konie zazwyczaj rzadko się zdarzały, gdyż hodowle wolą żeby nikt im nie zagrażał! „Boże ile to będzie trwać?!” - pomyślałam sobie siedząc niemalże jak na szpilkach. Dopiero co się zaczęło, a ja już byłam tak podenerwowana jakby miało o moje życie tutaj zależeć! Patrzyłam to na klacz, to na innych licytujących i nie wiedziałam że Nefaria bardziej jest zdenerwowana czy ja, bo nerwowo strzygła uszami i się na wszystkich patrzyła, a kiedy doszedł ten bat to już w ogóle! Ceny co po chwilę rosły co po chwilę w zastraszającym tempie, a ja nie mogłam się nadziwić po jak wysoką cenę mogą chodzić takie konie i jak się o nie ludzie biją! Siedziałam tak zdenerwowana jeszcze przez około pięć najdłuższych minut w moim życiu, a wtedy ogłoszono że Maks wygrał i Nefaria trafi do jego stajni! Nie posiadałam się z radości, bo wiedziałam że będzie mieć u niego dobre warunki, a wszystkie konie w jego stadninie były bardzo zadbane. Maks kupił jeszcze siwego ogiera o imieniu Mróz po Rizetino oraz Aquarcie. Później pobiegliśmy jak strzały do swoich koni, choć właściwie to należały ode do Maksa niż do nas, a kiedy sobie pomyślałam że Alkatrasa też kupił, zdałam sobie sprawę że jakbym musiała odejść to straciłabym swojego konia już na zawsze! No niby Maks był dobry i w ogóle, ale nadal się go bałam mimo wszystko, a teraz kiedy Alkatras należał do niego… No powiedzmy że chciałam sama odkupić Alkatrasa ale raczej mi by się to nie udało, no i poczułam się jak ostatnia kaleka, bo nie potrafiłabym go raczej znaleźć… A kasztan był moją rodziną! A co z Nefarią? Też należy do niego. „Eh… Co tu dużo mówić? Jak tylko się im znudzę to wyrzucą, a konia mi zabiorą” - pomyślałam smuto, ale starałam się tego nie okazywać.
- Potraktujcie to jako prezent. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni i dacie sobie z nimi radę - rzekł Maks, a ja się zdziwiłam! „Jak to nasze?” - spytałam samą siebie w myślach, bo myślałam że kupił je dla siebie, a nie dla nas! „Ten typ jest szalony!” - przeszło mi przez myśl, ale nie mogłam już dłużej nad tym myśleć, bo Nefaria podeszła do Maksa od tyłu bo na chwilkę się obrócił i zaczęła mu skubać włosy! Z początku Maks się zdziwił i zesztywniał, lecz kiedy jakby oprzytomniał nieco, obrócił się i zobaczył klacz, która nadal skubała go delikatnie po włosach zadowolona.
- Co? Podobają Ci się? - spytał rozbawiony, na co klacz zarżała i przestała, ale jakby tam się troszkę oblizywała czy coś bo parę razy wywaliła język śmiesznie, co wywołało u nas falę śmiechu. Wszystkie trzy konie zostały zapakowane do przyczepy, a następnie na lotnisko by je przetransportować samolotem do stanów, a my wróciliśmy do hotelu gdzie się spakowaliśmy i również pojechaliśmy na lotnisko, lecz tym razem Maks się upewnił że wszystko jest w porządku, tak samo jak piloci, którzy jeszcze przy nas wszystko dokładnie sprawdzali. Kiedy mieliśmy wsiąść do samolotu, ja stanęłam jak wryta i nie mogłam się ruszać. Czułam tylko jak bardzo drżą mi nogi i dosłownie miałam je jak z waty, przez co nie wiedziałam czy się na nich długo utrzymam, gdyż no nie czułam jakby nóg!
- Chodź Irmo! - zachęcił mnie Maks, lecz ja stanowczo zaprzeczyłam ruchem głowy ale nawet ruszyć w tył się nie mogłam! - Chodź teraz już wszystko będzie dobrze! - dodał ale ja i tak się nie ruszyłam, tylko się trzęsłam jak osika.
- Wujek idź! - warknął nagle Reker, który wyszedł z samolotu, a Maks tylko na to przewrócił oczami ale wszedł do środka – Irmuś nie bój się! - powiedział podchodząc do mnie.
- Nie chce tym lecieć…. Już prawie drugi raz się rozbiłam i mi wystarczy kolejnego razu, abo tym razem śmierci – powiedziałam co po chwilę się jąkając i drżąc na sam widok samolotu. „Boże jak ja nienawidzę latać!!!” - krzyknęłam rozpaczliwie w myślach jakby to coś miało mi pomóc.
- Zaufaj mi! Wszystko będzie dobrze, chodź! - zachęcił mnie, na co przełknęłam głośno ślinę.
- Nie mogę się ruszyć…. - szepnęłam, a on przekręcił głowę jak pies.
- Nie mogę się w ogóle ruszać… Jakbym nie czuła nóg – sprecyzowałam odpowiedź, a on wtedy spojrzał na moje drżące jak galareta nogi i spięte ciało, na co westchnął i nagle wziął mnie na ręce!
- Co robisz?! - spytałam zdenerwowana.
- Jak się nie możesz sama ruszyć, to Ci pomogę! Nic się nie bój Irmuś, naprawdę mi zaufaj! - rzekł i wszedł do samolotu, ale tam nawet byłam wielkim kłębkiem nerwów! Z tego wszystkie podali mi silne środki uspokajające, które i tak nic prawie nie dawały, ale starałam się jakoś opanować. Te kilka godzin lotu były koszmarem, lecz kiedy wylądowaliśmy poczułam niesamowitą ulgę i wparowałam szybko do auta, gdzie niemalże natychmiast zasnęłam, z czego pewnie się śmiali czy coś, ale ja tylko czułam się bezpiecznie na ziemi!
**
Po kilku godzinach spania, poczułam jak ktoś mnie szturcha, wiece leniwie i z trudem otworzyłam słabe powieki, gdzie zobaczyłam zmartwionego Rekera.
- O co chodzi? - spytałam przeciągając się niczym kto, z czego troszkę się uśmiechnął.
- Jesteśmy już na miejscu! Był wypadek, więc staliśmy jeszcze trzy i pół godziny w korku, a ty cały czas spałaś – wyjaśnił.
- Uhu…. - mruknęłam tylko przecierając zaspane oczy i wyszłam jakoś z auta, gdzie zaczęliśmy iść najpierw do stajni, by zobaczyć jak się mają nasze konie, a ja nico się rozbudziłam. Kiedy tylko zobaczyłam Alkatrasa, od razu się ożywiłam i do niego podbiegłam ciesząc się że go widzę, oraz się do niego przytuliłam, co on też zrobił swoim muskularnym łbem, więc to musiało słodko wyglądać dla kogoś stojącego obok.
- Tęskniłeś mały? - spytałam szczęśliwa, na co zarżał cicho.
- Cześć malutki! - usłyszałam głos Rekera, więc pewnie witał się z Arrowem! Dałam kasztanowi kosteczkę cukru i zaczęłam się rozglądać wzrokiem po całej stajni, gdzie są nasze nowe konie i po dłuższej chwili znalazłam! Nefaria stała w swoim boksie i wyglądała zaciekawiona po nowej stajni tak samo jak Lux oraz Mróz. Tak bardzo cieszyłam się że wróciłam, że od razu zaczęłam siodłać Alkatrasa , który wyglądał na zadowolonego z mojego pomysłu, wyprowadziłam go z boksu i skierowałam się z Rekerem na odkryty padok, więc musieliśmy przejechać po żwirowym placu wjazdowym Maksa. Kiedy byliśmy już prawie na padoku, nagle zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w bramie, który wydawał mi się przerażający i znowu zaczęłam cała drżeć! Alkatras natomiast czując to natychmiast stanął w miejscu.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.