- Czyli mam rozumieć, że masz miliony dziewczyn, które będą na twoje każde skinienie palca? - zaśmiała się.
- A co? Zazdrosna? - spytałem i zawtórowałem śmiechem.
- Nie, raczej zdegustowana. - powiedziała przyjmując poważną minę.
- W sensie? -
- No wiesz... Nigdy nie wiadomo co milion takich lasencji będzie chciał zrobić jak cię złapią - nachyliła się niebezpiecznie w moją stronę. - A jak cię zgwałcą? - powiedziała to jakby chciała to zrobić, zaniemówiłem nieco.
- To wtedy będzie mały problem. - odszeptałem jej.
- Czemuż to? - spytała.
- Umiem się bić, chyba raczej nie wyglądam na ciotę. - wyszczerzyłem się perfidnie - Z resztą nie przepadam za całą tą popularnością... - stwierdziłem z lekka przygaszając. Rav westchnęła cicho.
- W sumie nie mam czemu się dziwić. Cały czas ktoś coś. - powiedziała. W sumie ma rację. Popularność wcale nie jest przyjemna. Przypomniało mi się jak tak mi raz odwaliło na koncercie, wszedłem na kolumnę a potem walnąłem o ziemie i połamałem dwa czy tam trzy żebra. A potem było gorzej bo ubzdurałem sobie że dokończę koncert i męczyłem się całe dwie godziny. Po chwili poczułem zimno na twarzy, okazało się że Rav. Wykorzystała moje zamyślenie by rzucić we mnie śniegiem. Spojrzałem na nią zmieszany, odpowiedziała mi tylko wzruszeniem ramionami.
- Och Raven. Ile ty masz lat? Pięć? - Spytałem z poważną miną. Ona jedynie się zaśmiała i usiadła na śniegu.
- Poza tym nie bawię się w takie rzeczy. - stwierdziłem. Spojrzała na mnie z lekko uniesioną brwią, na co wzruszyłem ramionami. Oparła się rękami o ziemię i patrzyła w niebo. Wykorzystałem ten moment by sięgnąć po śnieg i niedbale uformować go w kulę. Rzuciłem w twarz dziewczyny, spojrzała na mnie z niedowierzaniem a ja tylko wyszczerzyłem się perfidnie przygotowując kolejną porcję śniegu.
- Och Andy. Ile masz lat? Pięć? - powtórzyła moje wcześniejsze słowa i szybko zebrała trochę śniegu.
- Z tego co mi wiadomo dwadzieścia jeden. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Rzuciła we mnie kolejną kulkę, która trafiła mnie w brzuch.
- Właśnie wypowiedziałaś wojnę. - spojrzałem na nią poważnie. Rav szybko wstała i zaczęła uciekać, śmiejąc się jak głupia. Co jakiś czas zbierała trochę śniegu i na oślep rzucała w moją stronę. Nagle śnieg zrobił się strasznie śliski i chcąc nie chcąc upadłem na dziewczynę. Zepchnęła mnie z siebie i złapała śnieg rzucając mnie nim, czym odpłaciłem jej się tym samym. W pewnym momencie poczułem nie przyjemny ból w uchu i syknąłem.
- Co się stało? - spytała.
- Huh? A nic. -
- Andy. Widzę. Tak jakby mam oczy. - powiedziała.
- Śniegu mi wpadło do ucha i trochę boli. - wydusiłem, nie przepadam rozmawiać o tym co czuję i fizycznie i psychicznie.
- Kurde Andy! Chodź, wracamy. - wstała z ziemi i otrzepała się ze śniegu.
- Co? Czemu? - spytałem patrząc na mnie lekko zdezorientowany.
- Jeszcze mi się rozchorujesz tu zaraz czy coś. - stanęła nade mną, czekając aż wstanę.
W końcu wstałem, Raven złapała mnie za rękę i zaciągnęła w stronę Akademii. Doszliśmy tam po kilku minutach, od razu poszliśmy do jej pokoju. Otworzyła drzwi i wpadła do środka, ja zaś skupiając się na bólu ucha postanowiłem się nie śpieszyć. Powoli zdjąłem kurtkę, Raven przejęła ją i odwiesiła.
- Siadaj. - wskazała mi miejsce przy wysepce, sama zajęła się przygotowaniem herbaty. Grzecznie usiadłem, po chwili dostałem kubek z parującym napojem a dziewczyna usiadła naprzeciw mnie trzymając w dłoniach swój.
- Boli cię? - przerwała ciszę Rav.
- Ale co? - starałem się skupić na rozmowie jednak ból to utrudniał.
- Jest lepiej - westchnąłem lekko kłamiąc. Było trochę lepiej ale nie na tyle bym mógł się normalnie czuć.
- Będziesz chory jak nic. Kurde... Co mi przyszło do głowy z tym śniegiem? - spytała samą siebie.
- Raven, to nie twoja wina. Zresztą nic mi nie jest. - przewróciłem oczami.
- Tak, wcale! Przecież przeze mnie będziesz chory! - westchnęła.
- A no racja, powinienem podziękować Ci bo wtedy nie pójdę do szkoły. - uśmiechnąłem się błyskotliwie.
- Zawsze jesteś taki "inteligentny" czy tylko udajesz? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Może... - wzruszyłem ramionami. Dalej siedzieliśmy w ciszy, popijając co jakiś czas herbatę. Ból ucha nasilał się i zastanawiałem się co zrobić.
- Masz może jakieś przeciwbólowe? - odezwałem się niepewnie.
- Czyli jednak wciąż cię boli!? - uniosła brew. Pokiwałem niepewnie głową.
- Czemu nie powiedziałeś? - westchnęła. Wzruszyłem ramionami, po czym wstałem.
- Co ty wyprawiasz? - wstała patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
- Zamierzam iść do siebie, muszę zamówić sobie różową trumnę i alpakę Alberta by odprawił mi pogrzeb. - stwierdziłem z powagą, zakładając kurtkę.
- Mógłbyś choć raz przestać? - westchnęła otwierając mi drzwi.
- Może, cześć. - pożegnałem się szybko i poczochrałem jej włosy na dowidzenia czym odpowiedziała takim wyrazem twarzy jakbym miał zaraz zginąć. Ruszyłem w stronę swojego pokoju który w sumie nie był daleko. Wyjąłem klucz z kieszeni i powolnie go otworzyłem. Nie ma kurwa opcji że pójdę tak na lekcję, fuck off.
Zamknąłem za sobą drzwi, odwiesiłem kurtkę i zdjąłem buty po czym podszedłem do lodówki jednak nie zbyt miałem na cokolwiek ochotę. Sięgnąłem po pierwsze lepsze jabłko czyszcząc je rękawem. Maxa na całe szczęście nie było w domu, wyjąłem papierosa z kieszeni, zapaliłem i wsadziłem do ust. Otworzyłem okno by kuzyn potem nie narzekał że śmierdzi czy coś. Gdy skończyłem zgasiłem niedopałek o parapet i zamknąłem okno. Opadłem na łóżko, wciąż trzymając jabłko. Ugryzłem kawałek jednak poczułem ogromny ból. To nawet jeść do cholery nie mogę? Odłożyłem resztę na stół i wstałem z łóżka. Do bólu ucha dołączyła gorączka, wziąłem pierwsze lepsze leki przeciwbólowe chyba z pięć tego było, byleby pozbyć się tego bólu. Zrobiłem sobie ciepły okład i powróciłem do łóżka. Zanim jednak się położyłem, szybko przebrałem w coś luźniejszego jakiś podkoszulek i dresy. Położyłem sobie okład na ucho i postanowiłem leżeć bez większego celu. Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do drzwi.
Rav? Wiem bardzo zjebałam XDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.