Spoglądałam tępo na dziewczynę, po usłyszeniu "teraz" wypowiedzianego złowieszczym tonem. Ona sobie kurwa żartuje?
- Zaczniemy od samego podejścia. - zarządziła, wciąż patrzyłam się na nią jak na idiotkę.
- Podejdź do niego trochę bliżej. - zaproponowała, tamta kutwa żarła trawę w spokoju. Triss, jak gdyby nigdy nic, pogłaskała tego szatana po grzbiecie. Niepewnie zrobiłam krok w kierunku pomiotu zła i tego demona, potem postawiłam kolejny. Stałam na wyciągnięcie ręki od Diabła w postaci konia. Zwierzę miało mnie głęboko w swoim wrednym dupsku.
- Widzisz? Nie ma co się bać. - wzruszyła ramionami, popatrzyłam na nią jakby powiedziała mi, że trzyma jednorożca w pokoju. Chociaż nie, wróć. W to jestem skłonna uwierzyć. - On ma cię w dupie.
- Tak, teraz tak, bo nie naruszam jego przestrzeni osobistej. - warknęłam, mając nadzieję że ten szatan zostanie spalony. Triss uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Teraz wyciągnij łapkę, ale nie dotykaj go jeszcze. - powiedziała, wskazując na to przebrzydłe stworzenie. Z niechęcią wyciągnęłam rękę przed siebie. Chciałam zwiać i nigdy więcej nie patrzeć na ten twór szatana, czułam do niego wprost obrzydzenie. Triss popatrzyła na mnie.
- Ale musisz CHCIEĆ przestać się go bać. Jak ma cię traktować poważnie, skoro ty go tak nie traktujesz? - przewróciłam oczami, czując lekkie rozbawienie.
Viktoria przewróciła oczami z lekkim rozbawieniem. Dziwnie się czułam, będąc pod rozkazami Triss, ale dostosowywałam się bez większego marudzenia.
- Weź go, idziemy do stajni na chwilę - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę rękę z uwiązem, po drugiej stronie którego widniał pysk Batona. Spojrzałam na nią podejrzliwie z pewną dozą rozbawienia. Patrzyłam na uwiąz z lekkim wahaniem, ale zabrałam go. Pociągnęłam łeb szatana do góry, informując go o końcu trawiastego posiłku. Wałach z niezadowoleniem podniósł głowę i podszedł do mnie. Wzięłam głęboki oddech, dla pewności że oddycham i żyję. Triss szła przed nami, nie interesując się co się tu odwala. Rzuciłam w kierunku Batona kilka porządnych wiązanek. Dotarłyśmy do stajni, dziewczyna poprosiła mnie o wyczyszczenie pomiota szatana. Przywiązałam go do boksu i zaczęłam czyścić. Gdy moja nowa nauczycielka przyszła, męczyłam się z tylnym kopytem Batona. Spojrzałam na Triss jak na idiotkę, gdy przyniosła siodło i całą resztę jego sprzętu. Osiodłała go sprawnie, ignorując moje mordercze spojrzenia. Wzięła kask i chwyciła wodze, ruszając na plac. Podążałam za nią, czując się jakbym szła na ścięcie. Na miejscu podpięła szatanowi lonżę i podała mi kask. Założyłam go i spojrzałam na Batona.
- Wsiadasz i ruszasz stępem. - zarządziła, popatrzyłam na nią zdezorientowana. Uniosła znacząco brwi. Westchnęłam i z niechęcią wsiadłam na niego. Baton spojrzał na mnie z oczekiwaniem, docisnęłam łydki, dając mu sygnał do ruszenia stępem. Jak prosiłam tak zrobił. Triss kazała mi robić najprostsze ćwiczenia z możliwych. Dotykanie ręką zadu tego gnojka nie należało do moich ulubionych zajęć. Wyprostowałam się i czekałam na dalsze polecenia dziewczyny, cmoknęła delikatnie i kazała mi zakłusować. Nie zdążyłam nawet przyłożyć łydki gdy ta klucha ruszyła kłusem. Momentalnie się spięłam i chwyciłam jego grzywy, Triss zwolniła Batona do stępa.
- Rusz nim sama. - zakomenderowała, przełknęłam ślinę i docisnęłam delikatnie łydki, pozwalając mu przejść o chód wyżej. Anglezowałam spięta, nie wyczuwając jego ruchów. Dziewczyna co chwila próbowała mnie poprawiać. Wreszcie udało mi się jakkolwiek ogarnąć tą kluchę nienawiści i zła. Przeszłyśmy do stępa, poprawiłam się w siodle i odetchnęłam, Triss uśmiechnęła się do mnie.
- Chcesz zagalopować? - zapytała, wbiłam wzrok w grzywę konia, jednak skinęłam głową. Triss cmoknęła dwa razy, wpasowałam się lepiej w ruchy wałacha i po paru kołach kłusa, zagalopowałam. Pomiot szatana przyspieszał i próbował się wyrwać, ale Triss opanowała go szybciej niż się spodziewałam. Przeszłam do kłusa a potem do stępa. Poklepałam go i rzuciłam mu nienawistne spojrzenie, mimo ciekawej jazdy, moja nienawiść do niego nie zmniejszyła się. Zmieniłyśmy stronę i powtórzyłyśmy galop, potem tylko stępowałyśmy.
- Jak źle było? - zapytała, głaszcząc konia po chrapach.
- Źle. - warknęłam, patrząc na spoconego zwierza. - Chociaż szło przeżyć. - burknęłam, niechętnie przyznając się przed samą sobą, że zaczynam go lubić.
-------
Trisz? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.