Dotarliśmy jakoś do mojego pokoju, starając się omijać uczniów i nauczycieli, bo za taki "wygląd" pewnie wylądowalibyśmy u dyrki. Otworzyłam drzwi, odpychając nogą czarną psinę, która domagała się uwagi. Posadziłam chłopaka na krześle i poszłam szperać w półkach, w poszukiwaniu apteczki. Jak się spodziewałam, znajdowała się pod umywalką w szafce. Zabrałam ją i wróciłam do chłopaka. Położyłam ją na łóżku i wyjęłam z niej wodę utlenioną. Polałam szybko jego brew, w drugiej ręce trzymając wacik, którym szybko polałam jego brew. Zaklął i syknął z bólu.
- Z daleka wyglądasz na dorosłego i odważnego faceta, jednak jak tak już spędziłam z tobą trochę czasu to mówię Ci że zachowujesz się jak debil a do tego jak małe dziecko. - westchnęłam, przerywając wycieranie jego rany.
- No bo to kuźwa piecze! - warknął.
- A co, ma łaskotać? Ogarnij się chłopie, co ty masz pięć lat? - wetschnęłam, znowu wylewając trochę wody utlenionej, tym razem więcej niż powinnam.
- Jakieś dziesięć minut temu przywaliłam ci prosto w krocze a ty zamiast się na mnie "fochać" - zrobiłam cudzysłów palcami - to po prostu sobie żartujesz?
- No cóż, trudno się na ciebie obrazić - Wyszczerzył się. Prychnęłam tylko i znalazłam plaster, który po chwili został przyklejony na jego łuk brwiowy. Popatrzył na mnie jak na debilkę gdy oznajmiłam mu, że przykleiłam na jego brew różowy plasterek z Kubusiem puchatkiem.
Westchnął w odpowiedzi. Odłożyłam apteczkę i podałam chłopakowi chusteczkę, szybko przetarł krew która ciekła z nosa. Podeszłam do kuchenki i zaczęłam robić coś do picia.
- A tobie... nic nie jest? - Zapytał cicho, czyżby w jego głosie rozbrzmiało zmartwienie? Wzruszyłam tylko ramionami i szybko przetarłam rękawem wargę, na materiale bluzy iskrzyła się teraz krew.
-Nie licząc rozciętej wargi to nie, nic - odparłam wymijająco, nie chciałam zawracać mu głowy moimi problemami. Wróciłam do robienia picia.
- Słuchaj... Nie chciałem cię uderzyć. Po prostu byłem pijany, w sumie to nadal jestem... - odwróciłam się do niego, spoglądając na chłopaka z niedowierzaniem. Teraz zauważyłam, że jego wzrok krążył wszędzie gdzie nie trzeba, wydawał się taki nieobecny. Popatrzyłam mu w oczy, zastanawiając się czy to jakiś powód do wstydu.
- Przepraszam cię... Mógłbym ci to jakoś wynagrodzić? - Spoglądał mi w oczy, jakby chciał jeszcze bardziej nadać znaczenia pierwszemu słowu. Spuściłam głowę, radosny pysk Tene znalazł się na moich kolanach. Pomiziałam ją i zrobiłam szybko obiad psinie, byleby uniknąć tego tematu. Przepraszam. To słowo wciąż rozbrzmiewało w moich myślach. Jak dawno słyszałam je wypowiedziane tak szczerze? Delikatnie się uśmiechnęłam na brzmienie tego słowa.
- Myślisz że jesteś pierwszym, który mnie uderzył? To było lekkie. - powiedziałam, wstając od misek Tenebris, która zaczęła zajadać się jedzeniem. Spojrzenie chłopaka mnie nie zdziwiło, często z takim się spotykałam. - Słuchaj, wiem że gryzie Cię sumienie, to widać. - roześmiałam się cicho, siadając koło niego. - Nie musisz mi tego wynagradzać, chciałabym tylko żebyś pojechał ze mną w teren. Na taki długi, bardzo długi. Nie, wróć, nie w teren. Żebyśmy przeszli się z końmi w ręku. - uśmiech zniknął z moich ust, po tych słowach. Chciałam je natychmiastowo cofnąć, ale on się zgodził. Po prostu się zgodził.
- Będę czekał w stajni. - powiedział i wstał, kierując się do wspomnianego budynku. Rzuciłam się na łóżko, wlepiając wzrok w sufit.
- Co ja najlepszego zrobiłam? - zapytałam cicho, odpowiedzią były tylko głuche uderzenia ogona Tenebris o szafkę. Ukryłam twarz w dłoniach i wstałam, przebierając bluzkę z tej szkolnej, na której widniało logo akademii na roboczą, tym razem z nazwą zespołu. Obwiązałam sznurówki wokół kostek, chwyciłam toczek i wyszłam z pokoju, wypuszczając Tenebris. Rick stał już z osiodłanym koniem, który drobił w miejscu. W miarę sprawnie ogarnęłam Dię, która wyrywała się przy wyprowadzaniu. Podprowadziłam ją do Ricka, oba konie obwąchały się. Młoda odskoczyła do tyłu i wydała z siebie radosne rżenie. Przeszliśmy się w kierunku polany, gdzie potem spuściłam młodą z uwiązu, niech sobie pobiega. Tak czy inaczej, będzie musiała wrócić. Skrzyżowałam nogi i wpatrywałam się jak dziko galopuje i wykonuje skoki, podziwiając otaczającą ją przyrodę. Dwa razy zatrzymała się tuż przed nami, skwitowałam to uśmiechem. Zawiał chłodny wiatr, klacz zatrzymała się a jej grzywa powiewała. Soul rozpędzał się, ścigając się z gwałtownie opadającymi liśćmi, chociaż mocniejsze porywy wiatru powodowały jego płoszenie się.
- Jesteś wolna, spójrz. - szepnęłam, kierując słowa do klaczy, która zastrzygła uszami i zaczęła galopować. Czy ja chciałabym odebrać jej tę wolność? Zapytałam samą siebie.
- Rick...? - popatrzył na mnie, odrywając wzrok od Soula. - Głupio to zabrzmi, ale pomógłbyś mi w jakiś dzień z zajeżdżaniem młodej?
Riczu? Tak, zaczęło się xDD Nie umiem w końcówki i w opka, no przepraszam ja bardzo xDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.