***
Zajęcia zaczęły robić sie nudne gdy nasza kochana Maddie zaczęła odwalać szopkę niewinnej dziewczynki. Irytowało mnie to, durna przykrywka. A mogło być tak ciekawie.
Wtedy zobaczyłem jak wyszła z budynku, miętosząc leniwie coś w kieszeni, zapewne swoją morderczą broń czyli klucze. Nasze spojrzenia spotkały się a ona zaczęła iść w moją stronę. Uśmiechnąłem się do siebie na ten widok, nie potrafiła kompletnie nad sobą panować co było żałośnie intrygujące. Jak dawny ja.
- Hm? Zapomniałaś o czymś? – odezwałem się chłodno gdy się zbliżyła.
- Przerysować auto z drugiej strony – odparła i wyjęła klucze z kieszeni. Zmarszczyłem brwi, zachodząc jej szybko drogę. Chyba ją pogięło że znowu rozjebie mi furę.
- Rozzłościła się biedna dziewczynka na zajęciach? – zapytałem z rozbawieniem by odwrócić jej uwagę.
- Nieeee, dziewczynka się rozzłościła na widok kutafona, który nie umie jeździć. Za przeproszeniem, już kobiety lepiej prowadzą – schowała dłoń z kluczykami do kieszeni.
- Uderzyłem cię autem? Przejechałem? – zmarszczyłem brwi. – To twoja wina. Świata po za telefonem nie widzisz – Zauważyłem trafnie co musiało ją zaboleć, dostałem pięścią w brzuch praktycznie niespodziewanie. Chociaż po mojej chamówie mogłem się spodziewać. Z drugiej strony uderzenie było dość silnie, mimo jak na kobietę.
Wygiąłem się pod niespodziewanym ciosem, utrzymując jednak stoicką minę, gorsze ciosy się dostawało.
- Ulżyła sobie? Na twoje szczęście, nie bije się z dziewczynami – powiedziałem, a na nią to chyba poszło jak płachta na byka. Znowu dostałem cios tym razem pięścią w twarz, straciłem równowagę jednak nie na długo. Trzymałem się za policzek obserwując jej posturę. Była gotowa się bić. Ale nie bić jak dzieciaki po podstawówce, tylko jak ktoś kto walczy na co dzień. Znałem tę posturę. Uliczniaki.
Podciąłem jej nogi szybkim ruchem, co dało mi krótką przewagę bo tego się nie spodziewała, pokładając się na ziemi. Dostałem kopniaka pod kolano co także niestety zwaliło mnie z nóg. Przetoczyliśmy się po ziemi, brudząc się jak gówniarze i okładając się po policzkach. Dostałem cios pod żebra, ona w brzuch. Mój rozbity nos i jej usta. Zrzuciła mnie w końcu z siebie, podniosłem się. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie, poobijani jak jakieś głupie nastolatki.
- Bijesz się jak baba - mruknęła, odrzucając w moją stronę klucze która podniosła, które okazały się moje. Zmrużyłem oczy, czując, jak gniew zaciska mi gardło.
„Bijesz się jak baba.”
Słyszałem te słowa tysiące razy. Nie z jej ust. Nie tutaj. Nie teraz.
„Twardziej, Rick! Jeszcze raz!” Ojciec rzucał mną o ziemię, zanim zdążyłem złapać oddech. „Co ty odpierdalasz?! Jak baba?!”
„No dalej, rusz się, bo inaczej zgarną cię w worku, kretynie!” Krzyk sierżanta rozdzierał mi czaszkę, a piach wgryzał się w skórę.
Maddie nie miała pojęcia, co właśnie powiedziała. Nie miała pojęcia, co zrobiła. Nie pomyślałem. Rzuciłem się na nią.
Tym razem nie było zabawy, nie było miejsca na głupie przepychanki. Moja pięść trafiła w jej ramię, nie w twarz – bo, kurwa, nawet w tym stanie wiedziałem, że nie mogę jej po prostu rozwalić. Ale przewróciła się, a ja runąłem na nią, przyciskając jej nadgarstki do ziemi.
Oddychałem ciężko. Serce waliło mi w uszach. Maddie patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami – i pierwszy raz nie widziałem w nich kpiny.
- Puść mnie – warknęła, szarpiąc się.
- Zamknij się. – Moje własne słowa zabrzmiały mi w uszach obco. Czułem, jak całe moje ciało drży. Co ja odpierdalam?
Poluzowałem uścisk. Maddie wyrwała jedną rękę i zanim zdążyłem zareagować, dostałem otwartą dłonią w twarz.
To mnie otrzeźwiło.
Zerwałem się na nogi, wciąż czując, jak całe moje ciało woła o walkę. Ale to już nie była walka. To było coś innego. Coś, co mogło skończyć się o wiele gorzej.
- Spierdalaj. – Jej głos był cichy, ale wibrował złością.
Zaciskałem palce na kluczach, wpatrując się w Maddie, ale ona już na mnie nie patrzyła. Wytarła krew z ust wierzchem dłoni i odwróciła się, jakby miała to wszystko gdzieś. Ale nie miała. Wiedziałem to po tym, jak oddychała – płytko, urywanie. Jakby próbowała uspokoić nerwy. Ja też.
- Maddie – rzuciłem w końcu, choć nie wiedziałem, co chcę powiedzieć. Zatrzymała się, ale nie spojrzała na mnie.
- Co?
To jedno słowo brzmiało bardziej jak wyzwanie niż pytanie. Przez chwilę się wahałem. Miałem dwie opcje: olać to, rzucić jakimś durnym komentarzem, puścić w niepamięć i wrócić do normalności. Albo... spróbować coś naprawić.
- Przegrałem – powiedziałem cicho, podnosząc ręce w geście poddania się. Maddie milczała przez dłuższą chwilę, jakby ważyła moje słowa.
- No, nie spodziewałam się, że to przyznasz – mruknęła w końcu i odwróciła się do mnie bokiem. Jej dłoń uniosła się w stronę ust, jakby chciała sprawdzić, jak mocno się rozcięła.
-Nie o to chodzi – powiedziałem, spuszczając wzrok. – Nie o bójkę.
Nie odpowiedziała od razu, ale czułem, że zaczęła mi się uważniej przyglądać.
-To o co? – zapytała w końcu, a w jej głosie nie było już tej wściekłości sprzed kilku minut.
Przesunąłem dłonią po twarzy, zatrzymując się na rozbitym nosie. Czułem, jak powoli zbiera się tam krew.
- Pierdolone deja vu – mruknąłem, bardziej do siebie niż do niej. Maddie prychnęła, ale w jej oczach wciąż czaiła się ostrożność.
– Chcesz się w to bawić, Rick? Bo jeśli tak, to nie mam na to czasu.
– To nie zabawa – odparłem, nie patrząc na nią.
Przez chwilę panowała cisza. Słyszałem tylko własny oddech i dźwięk jej ciężkich kroków na żwirze. Stała blisko, ale jednocześnie czułem, jak bardzo chciała być jak najdalej ode mnie.
– Co ty odpierdalasz? – zapytała w końcu cicho.
Westchnąłem, odrzucając głowę do tyłu. Krew z nosa powoli spływała mi na wargę, czułem metaliczny posmak w ustach.
– Chciałbym to wiedzieć.
Nie odpowiedziała, ale nie odeszła. Oboje byliśmy roztrzęsieni, to było widać. Moje dłonie nadal drżały – nie z bólu, nie z adrenaliny. Z czegoś gorszego. Zacisnąłem palce na kluczach, wbijałem je w skórę, by wrócić do rzeczywistości.
Maddie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.