niedziela, 23 lutego 2025

Od Maddie cd. Ricka

Ten dzień był jednym, wielkim żartem. Pomijając fakt, że nienawidzę poniedziałków, to na dodatek dostałam wiadomość o odwołaniu mojej walki z wieczora. Samo odwołanie mnie nie wkurzyło, raczej powód. „Informuje Panią, że w związku z Pani przegraną po ostatniej walce, uczestnik z dzisiejszej umówionej walki odwołał ją”. Z wyrazami szacunku i innymi dziadami, organizator. Czyli krótko mówiąc, jeśli raz dasz sobie dać w mordę, od razu cię skreślają.
Przed tym i tak przywitała mnie seria niefortunnych zdarzeń. Spalone tosty, wpadnięcie szczoteczki do zębów za szafkę, zgubione klucze… i dzisiejsze zajęcia, na których koleś, który prawie mnie przejechał, chciał mi dopiec.
Obserwuje jego zadowoloną minę. Cieszy się z sytuacji, ewidentnie jest mu na rękę moja obecna sytuacja. Dopiekł mi, zwrócił na mnie uwagę i co gorsza, zwrócił uwagę na mój problem. Ja go normalnie…
Nie. Pamiętasz, co mówił terapeuta?
W tej chwili nie pamiętałam, wiedziałam tylko, że rozpoczynanie bójki w tym miejscu nie będzie korzystne dla mnie. 
- Maddie, a ty co czułaś? – zapytała kobieta, poczułam na sobie wzrok tych wszystkich ludzi i zaczęłam się zastanawiać, jaki jest powód, że tu przychodzę. Bo ktoś mi każę? Rany, żeby mi chociaż za to płacili, a ja co? Robię to z własnej woli! Dlaczego… dlaczego… 
„Żebyś nie miała spierdolonego życia jak ja” usłyszałam w głosie głos wuja. No tak. To dla niego tutaj byłam.
Wzięłam głęboki oddech, myśląc tylko o tym, że w tej chwili odwdzięczam się Kangee za uratowanie… wszystkiego. 
-  Złość… - miałam sucho w gardle, a mój własny głos wybrzmiewał w mojej głowie niczym dzwony kościoła. – I satysfakcję, że rozwaliłam auto kolesiowi, który nie widzi ludzi na ulicy – odparłam i spojrzałam na niego. Mierzyliśmy się ostrym spojrzeniem, on – z uśmiechem i satysfakcją, że to rozpoczął, ja – ze złością i myślami o jego zniszczeniu.
- Dobrze, a w tej chwili, z perspektywy czasu, co myślicie o swoim zachowaniu? – zapytała kobieta. 
- Że mogłem szybciej zahamować – odparł.
Że mogłam nigdzie nie wychodzić.
Mierząc go wzrokiem zaczęłam walczyć ze sobą w głowie; czy pokazać mu kto tu rządzi, czy odpowiadać wyuczonymi tekstami, aby pozbyć się bycia w centrum uwagi. Wybrałam drugą opcję wiedząc, że kobieta wszystkie nasze postępy przekazuje siłom wyższym, a zrewanżować się na chłopaku mogę potem. 
Tak więc zaczęłam tę grę. Grę w biedną dziewczynę, która nie potrafi kontrolować emocji i w przypływie złości nie panuje nad ruchami. Stwarza problemy i sytuacje niebezpieczne dla siebie i ludzi wokół. Grę w mądrą dziewczynę, która jest świadoma swoich problemów i stara się coś z nimi zrobić. Próbuje utrzymać równowagę i zapanować nad negatywnymi emocjami.
Pieprzenie. To jak uwierzenie, że gwałciciel po wyjściu z więzienia nie zgwałci ponownie.
Gdy zaczęłam grać, jak powinnam, uwaga przeniosła się na pozostałych uczestników, którzy mieli opowiedzieć, jakby się czuli w naszych sytuacjach, co według nich powinniśmy zrobić i tak dalej, i tak dalej.
A chłopak był zadowolony. Patrzył na mnie z uśmiechem, a w jego oczach widziałam, że czerpał z obecnej sytuacji satysfakcję. Udało mu się, wiedział to. A ja mogłam tylko czekać, aż zemszczę się na tej jego ładnej buźce. I obgryzać usta ze zdenerwowania.
Zajęcia minęły. Wszyscy opuściliśmy tą piekielną salę. 

~*~

Złość mi trochę przeszła. Będąc na kolejnych zajęciach oderwałam się myślami od sytuacji zaistniałych dzisiejszego ranka. Było dobrze i chciałam utrzymać ten stan, ale ten chłopak, który nie wiedzieć czemu uczestniczył ze mną na zajęciach, ponownie wytrącił mnie z równowagi. Może to był przypadek, a może specjalnie zmierzył mnie wzrokiem, kiedy wychodziłam z uczelni i akurat przechodziłam niedaleko jego pięknego, porysowanego auta. Nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, a wtedy – na jego twarzy pojawił się ten sam, upierdliwy uśmieszek, a we mnie pojawiły się poranne uczucia. Ruszyłam w jego stronę, nie wiedząc jeszcze, co chce zrobić.
- Hm? Zapomniałaś o czymś? – odezwał się chłodnym głosem, gdy byłam blisko.
- Przerysować auto z drugiej strony – odparłam i jakby na polecenie, wyciągnęłam z kieszeni kurtki klucze. Chłopak zmarszczył brwi i ruszył w moją stronę, będąc gotowym bronić swojego autka. No tak, przecież oni mają bzika na punkcie swoich pojazdów, jakby te mogły im oddać nerkę albo wątrobę.
- Rozzłościła się biedna dziewczynka na zajęciach? – zapytał z rozbawieniem. 
- Nieeee, dziewczynka się rozzłościła na widok kutafona, który nie umie jeździć. Za przeproszeniem, już kobiety lepiej prowadzą – schowałam dłoń z kluczykami do kieszeni. Puściłam je.
- Uderzyłem cię autem? Przejechałem? – zmarszczył brwi rozzłoszczony moim porównaniem. – To twoja wina. Świata po za telefonem nie widzisz – w tej chwili moje ciało zareagowało samo. Nim się zorientowałam, uderzyłam go pięścią w brzuch.
Gdy wspomniał o telefonie, przypomniałam sobie o wiadomości, w której dowiedziałam się, że jestem beznadziejnym zawodnikiem i koleś zrezygnował z walki ze mną. Przelałam tę złość na nieznajomego chłopaka.
Patrzyłam jak się wygina, łapie za brzuch i po chwili prostuje, starając się utrzymać twardą minę silnego mężczyzny. Co ciekawsze, nawet mu to wyszło.
- Ulżyła sobie? Na twoje szczęście, nie bije się z dziewczynami – powiedział, a we mnie znowu coś pękło. Nie będzie się ze mną bił, bo jestem babą. Jestem w ciele tej beznadziejnej płci, tej słabej płci, która nie powinna podnosić ręki, bo nie potrafi.
Znowu go uderzyłam, tym razem pięścią w twarz. Jego ciało dotknęło ziemi, ale szybko się podniósł. Trzymał się za policzek, ale widząc moją przygotowaną posturę do walki, która była tylko wyuczoną pozycją i w rzeczywistości nie zamierzałam go już więcej uderzać, zmienił swoje zdanie, co do „nie biję dziewczyn”. 
Podciął mi nogi i zwalił na ziemię, a ja nie sądząc, że będzie do tego zdolny, położyłam się jak jakiś amator. W rezultacie kopnęłam go pod kolanem, dzięki czemu sam znalazł się na ziemi.
Przetoczyliśmy się po ziemi, brudząc ubrania jak małe bachory i zdzierając sobie nawzajem policzki pięściami przynajmniej z dwa razy. Uderzyłam go pod żebrami, a on mnie w brzuch. Ja jemu rozbiłam nos, a on mi usta. W końcu zrzuciłam go z siebie, a on się podniósł. Wstając z ziemi podniosłam klucze leżące obok mnie. 
Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie brudni, sini i z krwią na twarzy. Spojrzałam na klucze, które miały inną zawieszkę, niż moje. 
- Bijesz się jak baba – powiedziałam i odrzuciłam w jego stronę klucze. Wytarłam usta rękawem bluzki.

Rick? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.