Na moje usta cisnęły się najgorsze przekleństwa, jakie znałam. Wszystkie opisywały tego idiotę, któremu nagle coś odbiło. Żeby tak nagle się rzucać na kogoś… cóż. Znałam to. A teraz zastanawiałam się, czy już kiedyś to widziałam.
Chęć walki zniknęła. W jakiś sposób poczułam się tak bardzo żałośnie i słabo. On przegrał? To ja wylądowałam na samym końcu na ziemi. To ja zaczęłam bójkę i to ja wtargnęłam na ulicę nie patrząc na jadące auta. Do diaska, co on pieprzył?
- Co ty odpierdalasz? – zapytałam cicho, czując głośne uderzenia mojego serca. Czułam je aż w mózgu, było mocne i szybkie. Oddychałam równie szybko i głęboko, aby opanować mieszające się we mnie sprzeczne uczucia. Złość, żal, smutek i jednocześnie obrzydzenie. Nie byłam tylko pewna, do kogo były skierowane.
- Chciałbym to wiedzieć – coś się nagle w nim zmieniło. Ten wredny uśmiech, którym mnie dzisiaj obdarzał na każdym kroku i te rozbawione spojrzenie z góry, ustąpiły miejsca… panice? Czy to właśnie była panika? Czy może jej początki? Widziałam, jak zaciska palce na kluczach, aż do zbielenia opuszków. Patrzył w ziemie, a krew z nosa zaczynała brudzić chodnik. Sprzątające jutro rano będą się zastanawiały, kto się tutaj pobił, że prócz wgniecenia w trawie obok, znalazła się również krew na chodniku.
Podeszłam do niego szybko, może nawet za, ponieważ drgnął i szybko podniósł głowę. Wyciągnęłam w jego stronę ręce, ale nie zamierzałam się już bić. Na dziś mi wystarczyło.
- Dawaj ten łeb – powiedziałam i złapałam jego policzki, przyciągając jego twarz bliżej siebie. Stał nieruchomo i milczał. – Jaki film wczoraj oglądałeś? – zadałam randomowe pytanie i podczas kiedy on zastanawiał się nad odpowiedzią albo nad tym, co jest ze mną nie tak, chwyciłam szybko między palce jego złamany nos i jednym ruchem nastawiłam na odpowiednie miejsce. Krzyknął, ale nie zabrał głowy, jakby nie krzyknął z bólu, ale bardziej z szoku. Puściłam go i się odsunęłam. – Masz. Auta ci nie naprawię, ale nos masz nastawiony – powiedziałam jakby ze złością, jednak był to wynik ulatujących ze mnie emocji. Znowu zaczęłam gryźć usta, ale gdy ruszyłam zębami rozdartej rany, syknęłam i przestałam.
Chłopak wymruczał jakieś podziękowania, a ja go zignorowałam. Zaczęłam się rozglądać po miejscu bójki. Trawa wgnieciona, a w niektórych miejscach wyrwana i goła ziemia. Na chodniku brudne plamy po ziemi i zaschłe, już czerwone, małe plamki krwi. Przy aucie zauważyłam swój telefon. Kucnęłam, by po niego sięgnąć i z ulgą odkryłam, że obudowa i hartowane szkło zadziałało i nie zniszczyło przedmiotu. Sięgnęłam dłońmi do kieszeni, nie wyczuwając moich kluczy do pokoju. Zaczęłam się za nimi rozglądać, po chwili Rick również zaczął ich wypatrywać.
Dopiero gdy kucnęłam i zajrzałam pod auto, zobaczyłam plik kluczy z zawieszką pandy pod autem. Sięgnęłam po nie ręką, ale nawet ich nie musnęłam. Przeklęłam pod nosem, po czym zobaczyłam, że chłopak się schyla, zagląda pod auto, a potem wyciąga rękę po przedmiot. Wstałam i czekałam, zdając sobie ponownie sprawę ze swojego niskiego wzrostu i krótkich rączek.
Kiedy wyciągnął klucze spod auta, przeczytał napis na zawieszce.
- Upadłeś? Doturlaj się do celu – na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, po czym oddał mi klucze.
- Jak panda. Wszędzie się turlają – dodałam, mając na myśli figurkę pandy, przyczepioną do zawieszki. – Już ochłonąłeś? Dasz radę jechać autem i nie przejechać nikogo?
Rick?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.