niedziela, 23 lutego 2025

Od Maddie cd. Ricka

Na moje usta cisnęły się najgorsze przekleństwa, jakie znałam. Wszystkie opisywały tego idiotę, któremu nagle coś odbiło. Żeby tak nagle się rzucać na kogoś… cóż. Znałam to. A teraz zastanawiałam się, czy już kiedyś to widziałam. 
Chęć walki zniknęła. W jakiś sposób poczułam się tak bardzo żałośnie i słabo. On przegrał? To ja wylądowałam na samym końcu na ziemi. To ja zaczęłam bójkę i to ja wtargnęłam na ulicę nie patrząc na jadące auta. Do diaska, co on pieprzył?
- Co ty odpierdalasz? – zapytałam cicho, czując głośne uderzenia mojego serca. Czułam je aż w mózgu, było mocne i szybkie. Oddychałam równie szybko i głęboko, aby opanować mieszające się we mnie sprzeczne uczucia. Złość, żal, smutek i jednocześnie obrzydzenie. Nie byłam tylko pewna, do kogo były skierowane. 
- Chciałbym to wiedzieć – coś się nagle w nim zmieniło. Ten wredny uśmiech, którym mnie dzisiaj obdarzał na każdym kroku i te rozbawione spojrzenie z góry, ustąpiły miejsca… panice? Czy to właśnie była panika? Czy może jej początki? Widziałam, jak zaciska palce na kluczach, aż do zbielenia opuszków. Patrzył w ziemie, a krew z nosa zaczynała brudzić chodnik. Sprzątające jutro rano będą się zastanawiały, kto się tutaj pobił, że prócz wgniecenia w trawie obok, znalazła się również krew na chodniku. 
Podeszłam do niego szybko, może nawet za, ponieważ drgnął i szybko podniósł głowę. Wyciągnęłam w jego stronę ręce, ale nie zamierzałam się już bić. Na dziś mi wystarczyło. 
- Dawaj ten łeb – powiedziałam i złapałam jego policzki, przyciągając jego twarz bliżej siebie. Stał nieruchomo i milczał. – Jaki film wczoraj oglądałeś? – zadałam randomowe pytanie i podczas kiedy on zastanawiał się nad odpowiedzią albo nad tym, co jest ze mną nie tak, chwyciłam szybko między palce jego złamany nos i jednym ruchem nastawiłam na odpowiednie miejsce. Krzyknął, ale nie zabrał głowy, jakby nie krzyknął z bólu, ale bardziej z szoku. Puściłam go i się odsunęłam. – Masz. Auta ci nie naprawię, ale nos masz nastawiony – powiedziałam jakby ze złością, jednak był to wynik ulatujących ze mnie emocji. Znowu zaczęłam gryźć usta, ale gdy ruszyłam zębami rozdartej rany, syknęłam i przestałam.
Chłopak wymruczał jakieś podziękowania, a ja go zignorowałam. Zaczęłam się rozglądać po miejscu bójki. Trawa wgnieciona, a w niektórych miejscach wyrwana i goła ziemia. Na chodniku brudne plamy po ziemi i zaschłe, już czerwone, małe plamki krwi. Przy aucie zauważyłam swój telefon. Kucnęłam, by po niego sięgnąć i z ulgą odkryłam, że obudowa i hartowane szkło zadziałało i nie zniszczyło przedmiotu. Sięgnęłam dłońmi do kieszeni, nie wyczuwając moich kluczy do pokoju. Zaczęłam się za nimi rozglądać, po chwili Rick również zaczął ich wypatrywać. 
Dopiero gdy kucnęłam i zajrzałam pod auto, zobaczyłam plik kluczy z zawieszką pandy pod autem. Sięgnęłam po nie ręką, ale nawet ich nie musnęłam. Przeklęłam pod nosem, po czym zobaczyłam, że chłopak się schyla, zagląda pod auto, a potem wyciąga rękę po przedmiot. Wstałam i czekałam, zdając sobie ponownie sprawę ze swojego niskiego wzrostu i krótkich rączek.
Kiedy wyciągnął klucze spod auta, przeczytał napis na zawieszce.
- Upadłeś? Doturlaj się do celu – na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, po czym oddał mi klucze.
- Jak panda. Wszędzie się turlają – dodałam, mając na myśli figurkę pandy, przyczepioną do zawieszki. – Już ochłonąłeś? Dasz radę jechać autem i nie przejechać nikogo?

Rick?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.