Chłopak wyglądał, jakby się czymś zdenerwował. Wkurzające pykanie dochodzącego z jego pustej już zapalniczki świadczyło o tym, że musiało go coś zirytować. Wypalił kilka słów szybko i jakby bez namysłu, ale w tej chwili te ostatnie słowa, aby iść się napić, brzmiało bardzo na miejscu. Dym papierosowy szybko dotarł do moich nozdrzy, na co się skrzywiłam. Zrobiłam trzy kroki, aby zmienić swoje położenie względem wiatru. Dopiero gdy papierosy nie drażniły mojego nosa, odparłam:
- Sam? – wciągnął nikotynę do płuc, a ja przypomniałam sobie, jak kilka lat temu i ja paliłam. To dziwne, że teraz nie mogę znieść tego smrodu; z wyjątkiem chwil, w których i ja palę.
- Chcesz dołączyć? – zapytał, na co wzruszyłam ramionami. Chciałam mu odpowiedzieć, że jest stosunkowo wcześnie, ale z drugiej strony sama byłam w podobnym nastroju. Jebać to, pomyślałam. W końcu przytaknęłam. – A telefon? – zapytał ponownie, agresywnie chłonąc dym papierosowy. Poruszyłam nozdrzami.
- Za papierosa.
*
Poszliśmy do baru zaproponowanego przez niego. Lokal był jasny, urządzony w czerwono-białe kolory, grała w nim muzyka rockowa, a w telewizorze nad barem leciał mecz piłki nożnej. O tej porze bar dopiero się rozkręcał, dlatego bez kłopotu znaleźliśmy zacienione miejsce w kącie, oboje nie mając ochoty socjalizować się z innymi istotami naszego gatunku.
Przy barze spojrzałam na menu, uświadamiając sobie, że nigdy się nie napije porządnie w takim miejscu. Musiałabym być milionerem, aby kupić wystarczającą ilość, która by mnie upiła. Dlatego zamiast mocnego trunku, wybrałam to, co zawsze wybiera biedny student – piwo. Ciemne i gorzkie, jak ma dusza.
- Co cię tak zdenerwowało? – zapytałam, gdy usiedliśmy z kuflami alkoholu. Zamoczyłam popękane usta w ciemnej cieczy, zastanawiając się, czy „kiedyś” piwa były smaczniejsze. Usłyszałam cichy brzęk kluczy, obracanych w palcach chłopaka. Zignorowałam to. – Wyglądałeś, jakby coś chciało cię zjeść, ale mu się nie udało – stwierdziłam. Dopiero gdy sam upił alkoholu, otworzył usta by odpowiedzieć.
- Zapisałem się na jazdę konno. W tej uczelni – milczałam, czekając, aż rozwinie. Przecież coś takiego nie mogłoby go zdenerwować. Dopiero gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, mówił dalej. – Jestem zły na siebie, że to zrobiłem – wyjaśnił, na co uniosłam jeden kącik ust do góry, nie wiedząc dokładnie, jak zareagować.
- Czyli zostałeś przymuszony? – pytałam, bo naprawdę mnie to zainteresowało. Coś musiało się za tym kryć, a ja, jak to zwykły szary człowieczek, byłam ciekawa, co takiego.
Znowu milczał, ale krócej. Wyciągnął papierosa i go odpalił. Spojrzałam mimowolnie na tabliczkę z zakazem palenia.
- Chce przestać się bać koni – odparł w końcu, a ja skinęłam głową. To było ciekawe; bał się koni, więc zapisał się na jazdę konną. Czy to nie powinno działać odwrotnie?
Skrzyżowałam wzrok z barmanem, który zwrócił uwagę na Artura. Nie może tu palić, mówiły jego oczy. Podniosłam się z miejsca, praktycznie z niego zeskakując, ponieważ przy moim wzroście nie sięgałam do podłogi, po czym sięgnąłem po oba piwa na stole.
- Tu nie można palić – oznajmiłam i przeszłam do drugiego pomieszczenia. Zapach papierosów uderzył we mnie niczym ściana wody. Pomimo, że aktualnie znajdowała się tu jedna osoba, ewidentnie na kogoś czekająca, pomieszczenie śmierdziało nikotyną, która wniknęła w ściany.
Podeszłam do najbliższego podwójnego miejsca i położyłam na stoliku alkohol. Arthur grzecznie szedł za mną, nie przestając palić. Gdy usiadłam, powróciłam do tematu, ignorując zapach.
- To w sumie odważne. Nie boisz się, że będzie gorzej? – zapytałam zaciekawiona. Ten wzruszył ramionami.
- A może być gorzej? – zapytał. Zawsze może, pomyślałam, ale pokręciłam głową.
- Chyba nie. Czemu się ich boisz? – odparł, że przeraża go ich wielkość.
- Z tą ich mordką i wzrostem wyglądają jak przerośnięte półtonowe psy – cicho się zaśmiałam, na co on również się uśmiechnął, co go rozluźniło. – Pewnie cię to bawi – bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja pokiwałam głową.
- Tak, bo masz rację. Są ogromne – stwierdziłam. – Pamiętam, jak pierwszy raz wsiadłam na konia. To było tylko raz, bo mieliśmy wycieczkę szkolną do stajni – zaczęłam opowiadań, a chłopak uważnie słuchał. – Byłam wtedy małym grubaskiem, takim zbitym dzieckiem, które uwielbiało jeść i biegać. Dali mi konia pociągowego, więc bestia była dwa razy większa on innych koni. Jak na niego wsiadłam, to stwierdzili, że grubasek jeździ na grubasku – opowiedziałam z lekkim uśmiechem na to wspomnienie. Nie byłam gruba, bo lubiłam jeść. Byłam szeroka, bo lubiłam jeść i ćwiczyć. – Tak więc masz rację, ogromne są. Dobrze, że w akademii nie mają pociągowych.
- Nie mają? – pokręciłam głową. – Chyba dużo się zmieniłaś. Nie powiedziałbym o tobie tak teraz – wypiłam piwo.
- Ze wszystkiego się wyrasta – przez moment zapanowała cisza, podczas której oboje zwilżyliśmy gardła.
- Jak będziesz chciała zapalić, to mów – powiedział i wyrzucił końcówkę papierosa do popielniczki. Pokiwałam głową.
- Ogólnie nie palę, tylko przy okazji. A przy alkoholu nie powinnam – wyjaśniłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Pospieszyłam z odpowiedzią. – Alkohol wchodzi szybko. Za szybko – gdy wypowiedziałam te słowa, zdałam sobie sprawę, że to będzie jedyny sposób, aby się „napić”. – Wiesz co, cofam. Następnym razem poproszę.
Wróciliśmy do poprzedniego stolika. Arthur wskazał palcem na swoją brodę.
- Co sobie zrobiłaś? – zapytał, a ja przyłożyłam palec do brody, wiedząc, że pod spodem znajduje się małe cięcie.
- Sama nie wiem – skłamałam. – Nie zauważam, kiedy się obijam o coś – wyjaśniłam, wiedząc, że to jeszcze nie ten etap znajomości, aby mu opowiadać o ulicznych walkach. Z drugiej strony, czy taki moment w ogóle nastanie?
~*~
W brodę dostałam od jakiejś kobiety, również biorącej udział w walkach. Nieznajoma twierdziła, że nasza ostatnia walka była ukartowana i chciała rewanżu. Tu i teraz. Oczywiście, że się nie zgodziłam. Nie o tej wczesnej porze i nie w tym nieplanowanym miejscu, w którym nie zarobię ani grosza. Takie rewanże mnie nie interesowały i jeśli chciała walczyć, powinna ustawić się do kolejki. Ta informacja jej się na tyle nie spodobała, że machnęła w moją stronę dłonią, w której trzymała mały nożyk. Uchyliłam się, dlatego cięcie na brodzie było płytkie.
Potem tylko przez chwilę walczyliśmy. Każda próbowała trafić, ale każda robiła unik. Dopiero po chwili, gdy byłyśmy już okurzone od ziemi, zgodziłam się na rewanż, ale na moich warunkach.
~*~
- Pojawiają się na tyle często, że przestałam liczyć – dodałam jeszcze, po czym zmieniłam temat. – Kiedy masz pierwszą jazdę?
Arthur?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.