Kryminał. Jeśli wyśle bratu kryminał o morderstwie z nazwą książki miasta, w którym studiuje, nie będzie mógł spać po nocach i będzie się biedny zastanawiał, czy to nie było tajemnicze wezwanie o pomoc. Może jednak nie jest tak dobrze, jak opisuje? Może jednak to nie jest szkoła jeździecka? Nie, ta książka odpadała. Może na inną okazję.
Przewodnik turystyczny. „Coś o stanach” nie brzmiało tak, jakby to była książka, której szukałam. Po za tym przewodniki turystyczne nie są najciekawszą formą rozrywki, a tym bardziej w miejscu oddalonym od cywilizacji.
- W Teksasie nie byłam – odpowiedziałam spoglądając na kolorowe grzbiety książek. Przewodnik, czy młodzieżówka?
- Nie trzeba być w tym miejscu, aby móc o nim poczytać – usłyszałam, na co z lekkim uśmiechem skinęłam głowa. Miał rację, ale nie o to mi chodziło.
- Chciałam wysłać bratu do Szwajcarii książkę o Idaho razem z pocztówką. To moja pierwsza podróż i nie chciałabym go straszyć kryminałem – wyjaśniłam, nie będąc przekonana co do wyboru którejkolwiek z książek. Choć co prawda, moje myśli zbliżały się ku młodzieżowej książce o koniach, jednak byłaby ona przeznaczona tylko dla mnie.
- Rozumiem – chłopak zmienił ton na niższy, ewidentnie się nad czymś zastanawiając. – Książki dokładnie o Idaho nie ma, ale może nada się książka podróżnicza? – zaproponował, a ja złapałam z nim kontakt wzrokowy, prosząc tym samym, aby mówił dalej. – Sam jej osobiście nie czytałem, ale ma bardzo dobre opinie – w tym momencie przeszedł do innego regału, a ja ruszyłam za nim. Zapach książek unosił się w powietrzu i był na tyle intensywny, że przez moment miałam lekką nadzieję, że moje ubrania nimi przejdą. – Busem przez świat, małżeństwo podróżuje po całych Stanach, w tym do Idaho – opisał po krótce książkę, którą po chwili wskazał na półce. Skinęłam głową, na co on ją wyciągnął i mi ją podał. Miała żółtawą okładkę, przedstawiającą parę starszych osób, siedzących na krzesłach po środku drogi, a po prawej stronie zauważyłam kolorowego busa. Niemal natychmiast zdecydowałam.
- Wezmę ją – podzieliłam się z nim szerokim uśmiechem.
- Czy to będzie wszystko? Czy potrzebujesz coś jeszcze? – miał spokojny głos. Pokręciłam głową na znak, że to już wszystko, dzięki czemu mogliśmy się udać do kasy. Po drodze zapytałam go o książki na temat koni.
- Zaczynam naukę w szkole jeździeckiej i zastanawiam się, czy nie będę potrzebowała jakichś książek – wyjaśniłam.
- Dressage Academy? – zapytał, a ja skinęłam głową. Stanęliśmy po przeciwnych stronach jego biurka, zaczął nabijać książkę na kasę. Nie pytałam, czy zgadywał, bo nie byłam pewna, czy w pobliżu znajdowała się inna stajnia, niż w Akademii.
- Jeszcze pocztówka – przypomniałam sobie, gdy poczułam, że cały czas coś trzymałam w dłoni. Gdy mu ją podawałam, zauważyłam na krańcu biurka małą, brązowo-różową owieczkę, ręcznie szydełkowaną. Moje oczy natychmiast się zaświeciły. - Jejku, ale urocza - wskazałam na przedmiot, zdając sobie sprawę, że w całym sklepie nie zauważyłam ani jednej podobnej rzeczy. - To twoja? Chciałabym wysłać coś podobnego bratu, wygląda jak nasza Neira - dotknęłam przedmiotu palcem, nie wiedząc, czy mogę go wziąć w dłonie. Ostatnio, gdy w taki sposób sprawdzałam pluszaki na stoisku, dostałam upomnienie od sprzedawcy, że jeśli nie zamierzam nic kupować, to mam nie dotykać. Zarazki, proszę pani. Wszędzie zarazki! mówił.
- Neira? - zapytał, gdy nabił pocztówkę na kasę. Zobaczyłam na wyświetlaczu cenę, ale chwilowo byłam zaaferowana owieczką.
- Nasza owca, też ma brązową mordkę, a jak zachodzi słońce to jej wełna nabiera różowego kolorku - wyjaśniłam i dopiero wtedy zaczęłam grzebać w poszukiwaniu portfela.
Anthony?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.