- Chcesz dołączyć? - wypuściłem dym z ust. Wzruszyła ramionami, równocześnie malując na swojej twarzy coś na wzór grymasu. Koniec końców, przystała na moją propozycję. - A telefon? - ponowiłem pytanie.
- Za papierosa.
Uczciwa wymiana. Wyciągnąłem paczkę z kieszeni i pstryknąłem w nią, jeden z papierosów wyskoczył do góry. Zabrała go i spojrzała na mnie, jakby czekała na coś jeszcze.
Pomiędzy nami znów nastąpiła cisza, przerywana irytującym pykaniem kończącej się zapalniczki.
Maddie stanęła naprzeciwko baru, zerkając na menu, jakby liczyła, że znajdzie w nim coś, co zmieni jej dzień. Znałem to spojrzenie – typowy wyraz twarzy kogoś, kto nie do końca wie, czego chce, ale i tak musi coś wybrać. W końcu zamówiła ciemne piwo. Gorzki smak idealnie do niej pasował – coś w jej sposobie bycia mówiło, że nie szuka w życiu słodkich rozwiązań. Zamówiłem to samo.
- Co cię tak zdenerwowało? - ledwo zdążyłem ściągnąć z siebie kurtkę, a zostałem wywołany do tablicy przez dziewczynę. Nie wiem, może to że próbuję sam sobie być terapeuta? Mimochodem zacząłem bawić się kluczami, unikając odpowiedzi najdłużej jak tylko się dało. - Wyglądałeś, jakby coś chciało cię zjeść, ale mu się nie udało. - Przystawiłem kufel do ust.
- Zapisałem się na jazdę konno. W tej uczelni. - wydusiłem; twarz Madelyn nie wyrażała dosłownie żadnej emocji. Złapałem z nią kontakt wzrokowy. - Jestem zły na siebie, że to zrobiłem. - kącik ust dziewczyny powędrował do góry, jakby ją to rozbawiło.
- Czyli zostałeś przymuszony? - wyglądała, jakby miała pochylić się przez stół i przytrzymać mnie za twarz, bylebym wydukał z siebie większą ilość informacji. Fascynujące, że kogoś takiego jak ona - ładną, wartościową kobietę, z całą pewnością z tych zamożniejszych i bardziej rozwiniętych w każdej płaszczyźnie - interesuje barman-mechanik, z autem starszym od niego i irracjonalnym strachem do koni. I pewnie rakiem wszystkiego.
Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go, dziewczyna spojrzała na bok, marszcząc delikatnie brwi.
Znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które prawdopodobnie nie było nigdy wietrzone. Czuć było zapach nikotyny, wymieszanych ze sobą alkoholi i zioła. Całe to miejsce zapewne widziało lepsze czasy, ale coś w tej obskurności miało swój klimat.
- To w sumie odważne. Nie boisz się, że będzie gorzej? - Już jest. Wzruszyłem ramionami.
- A może być gorzej? - dziewczyna pokręciła głową, popijając łyk piwa i poprawiając się na krześle. Zwróciłem uwagę, że jej nogi zwisają w powietrzu jak u dziecka. To trochę urocze, taki mały, tajemniczy zabijaka, który nie dosięga do końca krzesła. Pinczer miniaturowy. Przypisałem jej łatkę tego zwierzęcia w głowie i postanowiłem wykorzystać to jako jej przezwisko w najbliższym czasie.
Dowiedziałem się także, że w akademii nie mają koni pociągowych. Muszę sprawdzić, czym dokładnie są konie pociągowe.
Dogasiłem papierosa w popielniczce i zaproponowałem Maddie, by nie krępowała się i zapaliła ze mną. Odmówiła, lecz przyjęła to do wiadomości.
- Ogólnie nie palę, tylko przy okazji. A przy alkoholu nie powinnam - zaczęła się tłumaczyć, spotykając się z moją zdziwioną miną. - Alkohol wchodzi szybko. Za szybko - Przerwała na sekundę. - Wiesz co, cofam. Następnym razem poproszę.
Moją uwagę przykuł plaster na brodzie dziewczyny; wskazałem palcem na swoją, oczekując odpowiedzi.
- Co sobie zrobiłaś? - jej dłoń powędrowała w kierunku plastra. Wyjaśniła, że często się o coś obija. Skinąłem głową, akceptując ten fakt.
- Pojawiają się na tyle często, że przestałam liczyć - dodała po chwili namysłu. - Kiedy masz pierwszą jazdę?
Przysięgam, że poczułem się, jakby ktoś uderzył mnie w splot słoneczny.
- Właściwie, to jutro przed południem. - Nawet nie zauważyłem, kiedy zdążyłem wyciągnąć kluczyki i zacząć nimi kręcić wokół palców. - Mam szczerą nadzieję, że wrócę z całym zestawem kończyn. - Mimowolnie się uśmiechnąłem, chociaż stres rozsadzał mnie od środka.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, nim rozeszliśmy się w swoje strony. Maddie wzięła jeszcze papierosa ode mnie "na drogę" i zniknęła. Tajemniczy pinczer.
Nie mogłem zasnąć, obracałem się z boku na bok i próbowałem każdego możliwego sposobu, by zasnąć. W lodówce nie było ani piwa, ani energetyka. Właściwie, to nie było nic, poza wczorajszym obiadem, sokiem i pierdołami, które kupiłem, kiedy natchnęło mnie na gotowanie sensownych posiłków. Szybko straciłem do tego jakikolwiek zapał, więc powoli dostawały nóżek.
- Powinienem to wyrzucić. - Mruknąłem do samego siebie, zamykając lodówkę i zakładając na siebie bluzę, z której wypadła mi zapalniczka. Sprawdziłem, czy działa i wyszedłem na miniaturowy balkonik, celem zapalenia papierosa.
Akademia nocą była aż niekomfortowo cicha. Gdybym miał chodzić po dziedzińcu sam, prawdopodobnie obracał bym się za siebie co krok i liczył na to, że nie skończę z workiem na głowie. Coś w tym miejscu sprawiało, że w człowieku budził się niepokój. Może to te wielkie, przerośnięte stworzenia, które wydawały dźwięki jak smoki?
Sam nie wiem, ale na pewno nie chce jutra. A z drugiej strony nie wybaczę sobie, jeśli zrezygnuje. Najgorsze, co może się stać, to skręcenie karku. Albo zmasakrowanie mnie i dopiero potem skręcenie karku. O, i do tego odgryzienie mi palców. Wielkie, straszne zgredki.
Zegarek wskazywał drugą z minutami, a jedyne powiadomienia jakie mi przychodziły, to te z pracy. Może przejadę się do baru? Bez sensu, nim tam dojadę, już będą szykować się do zamknięcia.
Pod wpływem chwili wybrałem numer do Maddie. Położyłem telefon na parapecie i wsłuchałem się w dźwięk sygnału, zaciągając się papierosem.
Ciekawe, czy ona też nie może spać.
Maddie?