sobota, 10 lutego 2018

od Nathaniela do Hannah + z. #2 / Miłośnik terenów

Dzień zaczął się wyjątkowo przyjemnie. Wstałem o szóstej rano by przed siódmą być w stajni. Wyciągnąłem swój czarno - szary strój do jazdy i szybko wykonałem poranną toaletę. Zamknąłem drzwi pokoju na klucz i ruszyłem w stronę stajni. Po drzodze jak zawsze kupiłem herbatę. Szybko dotarłem do odpowiedniego boksu, jednak jak się okazało konie były na pastwisku. Odstawiłem kubek z parującym napojem i poszedłem szukać swojego konia. W pewnym momencie zauwazyłem, że tuż w moją stronę biegnie koń. Okej... Mentalnie przygotowałem się do tego by go złapać. Zauważyłem, że zwierze ciągnie za sobą linę, która zapewne służyła do zabezpieczenia go przed ucieczką. Widocznie się zerwał lub coś. Kiedy przebiegał obok mnie sprawnym ruchem złapałem linę. Gdybym nie miał rękawiczek zapewne popażyłoby mi ręce, ale nic takiego się nie stało. Koń czując opór zatrzymał się. Powoli przyciągnąłem go w swoją stronę. Gdy już byłem pewny, że trzymam go wystarczająco mocno rozejrzałem się w poszukiwaniu kogoś kto być może go szuka. Niestety nikogo nie zobaczyłem. Chicho westchnąłem po czym ruszyłem w stronę pastwiska szukając swojego konia. Po chwili zobaczyłem ją w cieniu jakiegoś drzewa. Luna na szczęście przyszła do mnie sama. Złapałem jej wodze i tak szedłem przez pastwisko z dwoma koniami u boków. Kiedy wchodziłem do stajni w moją stronę podbiegła jakaś dziewczyna.
- Boże dzięki ci wielkie. Nie miałam pojęcia gdzie ten głupol popędził. - zaczęła strzelać w moją stronę słowami.
Na początku lekko przestraszony jej 'atakiem' słownym nic nie odpowiedziałem. Jednak w porę się opamiętałem.
- To twój koń? - zapytałem mając na myśli uciekiniera.
- Tak. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale dzięki wielkie, że go złapałeś. - powiedziała szybko zabierając swojego wierzchowca.
- Eeee... Nie ma za co. - uśmiechąłem się lekko.
Po tym poszedłem z Luną do jej boksu. Po ogólnym ogarnięciu jej i osiodłaniu wyszedłem na zewnątrz. Za chwilę mieliśmy ruszyć w teren z każdym chętnym jeźdźcem z Akademii oraz z dwoma opiekunami. Po chwili wszyscy są gotowi. Zaczyęliśmy ustalać zastęp. Po chwili jechaliśmy jeden za drugim ze mną na czele. Wcześniej otrzymałem dokładny plan naszej wędrówki, więc nikt nie bał się, że się zgubimy. Po chwili byliśmy w lesie. Każdy zapewne cieszył się piękną pogodą. W lesie było przyjemnie. Słychać było tylko śpiew ptaków i stukot kopyt. Po chiwli możnabyło też usłyszeć szum strumyka, przez który mieliśmy przejść. Nagle na niebie zaczęły zbierać się chmury. Nie minęła chwil, a zaczął padać deszcz. Grube krople spadały z nieba mocząc wszystko dookoła. Nikt nie był przygotowany na taką pogodę. Zerwał się też wiatr. Jedynym wyjściem było zawrócenie. Jak się okazało najkrótsza droga do schronu, który został zbudowany na właśnie takie okoliczności prowadziła przez strumyk. Ruszyłem, więc wolno uważając by Luna nie poślizgnęła się na pokrej trawie. Każdy za mną zrobił to samo. Przejście przez strumyk było dość łatwe. Niestety najwidoczniej nie dla wszystkich. Kiedy przez wodę przechodzła ostatnia osoba razem z wiatrem przyleciała jakaś większa gałąź, która uderzyła w jeźdźca. Ten ktoś, najwidoczniej przestraszony nieoczekiwanym zwrotem akcji, spadł z konia prosto do wody. Dwoje uczniów szybko podbiegło do niego by pomóc mu wstać. Jedna osoba wzięła też jego konia stawiając obok swojego. Po chwili też dało się słyszeć czyjś pisk. Zobaczyliśmy, że jakaś dziewczyna leży obok przewróconego konia. Szybko zszedłem z Luny i podbiegłem do wytraszonej dziewczyny pomagając jej wstać.
- Co się stało? - zapytała jedna z opiekunek podchodząc do nas.
- Nie wiem. Cofnęłam się trochę by zrobić miejsca i nagle się przewróciliśmy. - powiedziała lekko roztrzęsiona dziewczyna.
Opiekunka podeszła do konia.
- Weszliście na kamień. - stwierdziła oglądając otoczenie, w którym się znajdowaliśmy.
Po chwili podeszła też do niespokojnego wierzchowca.
- Wygląda na uszkodzenie strzałki. - powiedziała przypatrując się kulejącemu koni i dodała - Potrzebny będzie weterynarz. - stwierdziła podchodząc w naszą stronę.
Kobieta poszła w stronę drugiej opiekunki i zaczęła z nią rozmawiać. Dopiero teraz zauważyłem, że nadal trzymam dziewczynę. Ona najwyraźniej też to zauważyła. Lekko speszony póściłem ją.
- Dałabym radę sama wstać. - powiedziała.
- Okeeej... Ale już pomogłem, więc... - uśmiechnąłem się lekko wzruszając ramionami.
Dziewczyna cicho prychnęła pod nosem. Odwróciłem się i zacząłem iść w stronę Luny.
- Nie za za co. - powiedziałem na odchodne i podszedłem do klaczy.
Chwilę później opiekunki podeszły do nas mając najwidocznej jakieś ogłoszenie.
- Słuchajcie wszyscy. Ponieważ weterynarz nie da rady przyjechać by zająć się strzałką jednego z naszych koni, dzielimy się na dwie grupy. Pierwsza grupa jedzie ze mną do Akademii, a druga jedzie do schronu. - powiedziała po czym zaczęła przydzielać osoby do grup.
Ja, dziewczyna ze stajni i kilka innych osób mieliśmy jechać do schronu. Została nam przydzielona opiekunka i już po chwili szliśmy w odpowiednią stronę. Deszcz nadal padał mocząc nasze ubrania, jednak nasz cel był bardzo blisko. Po chwili znaleźliśmy się w zamkniętym pomieszczeniu. Nie było zbyt ciasto jednak i tak musieliśmy siedzieć blisko siebie.
- Okej... Teraz przydzielę wam kilka zadań, bo chyba nie chcemy umrzeć nie? - opiekunka zaśmiała się.
Najwidoczniej nikt nie miał siły na żarty, bo po chwili kobieta spoważniała.
- No więc... Nathaniel, Hannah i Triss poszukacie drewna. Gdzieś tutaj powinien być składzik. - powiedziała i zaczęła dawać zadania innym.
Podniosłem się ze swojego miejsca i czekając na dziewczyny ruszyłem wolnym krokiem w stronę jakiś drzwi. Jak się okazało towarzyszyła mi dziewczyna ze stajni i jakaś brunetka. Ustałem pod drzwiami czekając, aż do mnie dołączą.
- Nathan - powiedziałem wyciągając dłoń do jednej z nich.
- Triss. - odpowiedziała cicho i oddała uścisk.
Ten sam gest powtórzyłem do dziewczyny ze stajni.
- Hannah. - odpowiedziała jakby niechętnie.
- No więc, dziewoje, szukajmy tego drewna. - zaśmiałem się.
Weszliśmy przez lekko skrzypiące drzwi do ciemnego pomieszczenia. Przez chwilę szukałem włącznika światła. Po chwili cały pokój rozjaśnił się. Szybko przeskanowałem wzrokiem jego zawartość, jednak nie zauważyłem drewna. Ciche westchnięcie opuściło moje usta. Wyszliśmy z pomieszczenia. Dziewczyny po chwili weszły do następnego pokoju, tam na szczęście znajdowało się szukane drewno. Wzięliśmy kilkanaście sztuk i zanieśliśmy do pokoju, w którym znajdowali się wszyscy. Razem z opiekunką rozpaliłem ogień w kominku. Całe pomieszczenie zostało oświetlone blaskiem ognia, a już chwilę później każdy poczuł ciepło. Przeskanowałem wzrokiem osoby znajdujące się w pokoju i po chwili siedziałem obok Hannah.
- Hej, co tam? - zapytałem z uśmiechem zauważając lekki grymas na twarzy dziewczyny.

 Hannah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.