sobota, 17 lutego 2018

Od Hannah (wspomnienie)

Smile podrzucił łbem przestępując z nogi na nogę. Stres zżerał go chyba bardziej niż mnie. Ostatnie zawody w barwach mojego klubu. Potem, w weekend, wyjazd do Akademii i wreszcie wolność od zjebanych rodziców, wkurzającej siostry i ciągłych pytań babci pod tytułem „A chłopaka to ty już masz?”. Nosz ciul! Ile można tłuc ten sam temat?
- Spokojnie Everyday – powiedział mój trener, pan Redgard, człowiek starszej daty o wspaniałym podejściu do koni. Facet uczył świetnie, a treningi w jego towarzystwie były czystą przyjemnością.- Zaraz startujecie. Pamiętaj żeby mocno go trzymać przy double barze i nie przejmuj się jeśli wam nie pójdzie, liczy się tylko dobry przejazd.
Pokiwałam głową uśmiechając się delikatnie.
Czekaliśmy może z dziesięć minut aż spiker wywoła nas na parkur. Zrobiłam przelotny ukłon i ruszyłam galopem na pierwszą przeszkodę. Smile lekko wybity z rytmu wybił się odrobinę za późno, ale na szczęście doleciał bez większych problemów. Od razu po lądowaniu skręciłam go w bok i lekko dodałam. Policzyłam w myślach kroki i przebrnęliśmy przez potrójny szereg, następnie była stacjonata, koperta, okser i piramida. Na końcu został double bar, którego najbardziej się baliśmy. Najczęściej wyłamywał właśnie na tej przeszkodzie, strasznie się buntował.
Przytrzymałam go na pysku i dodałam więcej łydki. Wałach zawahał się i zarył kopytami w piasek. Natychmiast wykręciłam woltę i po raz drugi najechałam. Tym razem przed skokiem poklepałam go pokrzepiająco po łopatce. Udało się, przelecieliśmy. Może i wygranej nie mieliśmy zagwarantowanej, ale ważne, że za nami dość udany przejazd. Tylko to się liczy.
**
Czwarte miejsce. Bardzo dobrze nam poszło, ale szkoda, że nikt prócz trenera tego nie docenił. W końcu Angelina i jej wkurwiająca klacz wygrali. Szkoda tylko, że zlała konia batem tak mocno, że pot aż się z niej lał.
- No brawo siostro – zaśmiała się ta mała gówniara. Wkurzała mnie bardziej niż ktokolwiek w moim otoczeniu, ale to nie było dla nikogo zdziwieniem. – To było do przewidzenia.
Uśmiechnęłam się szyderczo. Młoda nie podejrzewała, że się nie dostała do Akademii. W końcu kto by chciał taką debilkę w tak dobrej szkole? Chyba nikt. Poza tym nie potrafiła dobrze przejechać parkuru bez zlania Ester batem.
- Wiesz, ja szanuję swojego konia. Nawet jak ma gorszy dzień – rzuciłam odchodząc w stronę stajni. Trzydzieści koni wystawiło łby z boksów patrząc na mnie jak idę korytarzem. Niemalże od razu znalazłam się w boksie Smile’ a. Usiadłam obok leżącego na słomie wałacha i przytuliłam się do jego szyi. Koń szturchnął mnie chrapami we włosy i oparł na nich łeb. Siedzieliśmy przez chwile w całkowitej ciszy aż w stajni pojawiły się dzieci na jazdy. Wtedy wstałam i wyszłam. Po prostu.
**
Siedzenie w domu nigdy nie należało do moich ulubionych czynności, ale najważniejsze, że miałam co robić. Wcześniej, wraz z naszym klubem jeździeckim, robiliśmy sesję i musiałam obrobić ponad sześćdziesiąt zdjęć. Bawiliśmy się naprawdę świetnie, ale owies nie był za dobry. Tak, jedliśmy żarcie dla koni i tylko dwie osoby dały radę połknąć te dziadostwo. Nigdy więcej.
- Hannah! Złaz tu natychmiast! – usłyszałam głos mamy z kuchni. Przewróciłam oczami ruszając dupę sprzed komputera. Przeszłam przez korytarz i stanęłam przed kobietą. Ta tylko zmierzyła mnie wzrokiem z jakimś pieprzonym zażenowaniem. Irytowała mnie jak nikt inny, ale to w końcu moja matka.
- Słucham cię mamo kochana – prychnęłam cicho. Od kiedy tylko pamiętam prowadziłyśmy dość zażartą walkę słowną. Nienawidziłyśmy się tak bardzo, że każda pierdoła dawała nam powód do kłótni. Z ojcem nie rozmawiałam od ponad pięciu lat. Jego wyjazdy służbowe trwały wieczność, a przyjeżdżał tylko na zawody Angeliny. Także ten, fajna rodzinka.
- Twój sierściuch znowu darł mordę na twoją siostrę. Masz ją ogarnąć albo wywalę ją za drzwi – syknęła kobieta. Przewróciłam oczami. Nienawidzili Coffe od kiedy ta pogoniła maltańczyka Angeli i pogryzła jego piłkę. Moja assusinka była najukochańszym psem jakiego w życiu poznałam. Sto razy lepsza od tego szczuroryja, Lady. Ten mały pierdolec strasznie działał na nerwy zarówno mnie jak i mojej suczce.
- Pójdę z nią na spacer – burknęłam. Nie czekając na odpowiedz mojej rodzicielki wróciłam z powrotem do pokoju. Znalazłam tam Coffe leżącą na moim łóżku ze skruszonym wyrazem pysia. Usiadłam obok niej i pogłaskałam ją po grzbiecie. Suka delikatnie zamachała ogonem i próbowała wejść mi na kolana.
- O nie, nie moja droga. Ruszaj dupę idziemy na dwór – zacmokałam na nią i zrzuciłam z łóżka. Obrażona wyszła z pokoju, ale po chwili wróciła ze smyczą i szelkami w pysku. Zakładanie okablowania nie zajęło nam długo, więc po chwili już byłyśmy na korytarzu. Oczywiście już jak miałam rękę na klamce, mój ojciec uznał, że fajnie będzie zatrzymać mnie przed wyjściem.
- Smile nie jest w zbyt dobrej formie – odchrząkną mierząc mnie wzrokiem. Wyglądał jakby dopiero wrócił z biura. Krawacik, garniturek i ulizane włosy.
Westchnęłam ciężko. Nie wiem dlaczego moi rodzice tak bardzo wtrącali się w sprawy moje i mojego konia. Pierwszym razem dowalili się do jadłospisu wałacha , drugim do treningu, a teraz kondycji? Jesu, nie znają się na koniach, a i tak dalej pierdzielą.
- Smile jest w bardzo dobrej formie. Miał ładny przejazd i czwarte miejsce w 130 – stkach – powiedziałam siląc się na spokojny ton. Tato spojrzał się na mnie z miną typu „Nie znasz się dziecko”. Jasne, bo dziesięć lat jazdy konnej to przecież nic.
- Gdybyś była tak dobra w jeździe konnej jak twoja siostra – westchnął. – Dobrze, że już w weekend wyjeżdżasz. Nie będziemy musieli się z tobą użerać.
Po tych słowach w moich oczach zebrały się łzy. Szybko otwarłam drzwi i wyszłam na pole. Miałam tyle szczęścia, że mieszkałam na, dość dużej, wsi. Spuściłam Coffe ze smyczy i usiadłam na skałce. Otarłam dłonią łzy, ale było ich za dużo, ciągle mimowolnie leciały. Od kiedy pamiętałam wiele rzeczy mnie raniło, choć może nie powinno. Oczywiście zaczęło się od głupich żartów w szkole. Moi rodzice w naszej okolicy uchodzili za największych katolików i wyznawicieli tych kontrowersyjnych metod wychowania. Zawsze ciągali mnie do kościoła i nie obchodziło ich to, że dwie godziny stania to może być trochę za dużo dla dziecka. Potem bardzo dobitnie wpajali mi wiarę, a każdy mój sprzeciw skutkował siniakami na całym ciele. Tak bardzo wpajali mi Chrystusa do serca, że po jakimś czasie zostałam ateistką. Oni co prawda o tym nie wiedzieli, ale miałabym poważny problem gdyby to wyciekło. Znienawidzili by mnie, choć wydaje mi się, że to się już stało. Na szczęście jeszcze trzy dni, a potem wolność. Upragniona.

>może komuś ułatwi to pisanie odpisów :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.