sobota, 5 października 2024

od Arthura cd. Maddie

Nastąpiła między nami cisza, przerywana co jakiś czas brzdękiem szkła uderzającego o szkło.
- W domu ogarnę - zapewniła mnie. - Nie lubię szpitali, nie ufam lekarzom, każą mi jeść leki - dodała, jakby z rozbawieniem. Kiwnąłem głową, bardzo dobrze rozumiejąc jej tok myślenia. Kiedy byłem młodszy, matka ciągała mnie po lekarzach i używałem bardzo podobnych sformułowań, informując mamę o swoim niezadowoleniu. Skąd myśl o matce? 
Mężczyzna dosiadł się obok bojowniczej dziewczyny i początkowo nie zwrócił na nią uwagi. Zamówił negroni, trochę od niechcenia. Odwróciłem się od dwójki i zabrałem się za przygotowywanie drinka, nucąc pod nosem piosenkę lecącą z głośników. Postawiłem przed nim kieliszek i ponownie wróciłem do swoich zadań, które na całe szczęście zwiastowały koniec zmiany, a nie jej początek. Odkładałem szkła na swoje miejsce, poprawiałem alkohole na półce za mną i gadałem o dzisiejszym dniu z kelnerkami, które w pośpiechu znosiły talerze do kuchni. 
Oparłem się plecami o blat i westchnąłem, marząc o zapaleniu papierosa i odetchnięciu choć na chwilę od dzisiejszego wieczoru. W myślach spróbowałem zwizualizować sobie stan baku w Impali, by zdecydować, czy mam wystarczająco paliwa na nocną przejażdżkę.
Zarejestrowałem, że dziewczyna ponownie sadowiła się na krześle. Musiała wstać. Chwyciła swoją niedopitą whisky, na co skrzywiłem się w duchu. Mimo, że widywałem mężczyznę w barze dość często, nie patrzyło mu dobrze z oczu. Odstawiła szklankę. Rozwinęła się między nimi krótka konwersacja, w którą za chwilę zostałem włączony. Poprosiła o papier, który bez wahania jej podałem. Podziękowała mi i pożegnała się nonszalanckim "do zobaczenia".
Coś w jej osobie sprawiało, że ciężko było ją rozgryźć. Choć może to alkohol i kwestia jej drobnej osóbki, tak niepozornej i na pierwszy rzut oka delikatnej, która bez problemu wdała się w bójkę z dwoma rosłymi mężczyznami i nawet nie skrzywiła się na widok swojej pociętej ręki.

        Odgłos mruczącego silnika Impali sprawił, że całe moje napięcie zniknęło. Oparłem dłonie o kierownicę i rozejrzałem po wnętrzu dziecinki. Coś w tym samochodzie sprawiało, że była lepsza od domu. Była lepsza od Californi, od Idaho, od baru i od każdego, kogo poznałem. 
Może to kwestia dziwnej energii panującej tej nocy, ale czułem jakiś niedosyt. Jakieś niedopowiedziane słowa krążyły w mojej głowie; wewnętrzny stres? Zmartwienie o nieznajomą, która prawdopodobnie nigdy więcej nie pojawi się w Celcie? Była dla mnie nikim, prawdopodobnie, gdybym był po drugiej stronie baru, to ja oberwałbym w twarz, albo wylądował na tylnej kanapie Impali wraz z nią.
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie w szybę; poderwałem się, próbując skojarzyć twarz. Nowa kelnerka. Ta, która posyłała mi buziaka.
Wysiadłem z samochodu, patrząc na nią pytająco. Dziewczyna była starsza może o kilka lat, chodziła w wiecznie rozpuszczonych włosach i nosiła dość wyzywające ubrania. Prędzej pasowała do Hootersów, bądź do jakiegoś klubu, niż tu. Spojrzałem na jej dzisiejszy strój - krótka spódniczka, opinający ją golf, zakolanówki i trampki nieznanej mi marki. Jedynie jej oczy, zawsze pełne figlarnych iskierek, doprawione malutkimi zmarszczkami od ciągłego uśmiechania się, dziś były zaszklone i smutne. Wyciągnąłem papierosa i podałem jej go bez pytania. Drzwi trzasnęły za nami, a ja oparłem się plecami o auto, odpalając wpierw jej fajkę, a następnie moją. Światło latarni nad nami delikatnie oświetliło malutki napis "Cali" na prostokątnym przedmiocie. Zapalniczka znalazła się w kieszeni.
Zapach papierosów wymieszał się z jej słodkimi perfumami i miałem wrażenie że zapachem taniej wódki. Z pewnością nie naszej, barowej. Nie odzywała się, stała obok mnie i pocierała ramię ręką, jakby chcąc się ogrzać. Niewiele myśląc, ściągnąłem z siebie skórzaną kurtkę i zarzuciłem ją na nią; jej wzrok wyrażał nieme "dziękuję". 
W milczeniu także wygasiliśmy papierosy; wsiadłem do Impali, zamykając za sobą drzwi po raz kolejny tego wieczoru. Obok mnie pojawiła się jej osoba, na co spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Przejedźmy się. - Szepnęła. Lubiłem ją, była słodka. Nie musiała nic mówić, bym zrozumiał, że jest jej dzisiaj cholernie ciężko. Rzadko przychodziła do pracy zapłakana, lecz często wyjeżdżając z parkingu widywałem, jak wyrzuca w bezradności ręce w powietrze, w jednej trzymając telefon a w drugiej papierosa. Lub przesiadywała pod barem nawet po zamknięciu, jakby na kogoś czekając. Otoczka wesołej, flirciarskiej dziewczyny opadała z niej bardzo szybko, prawie od razu po przekręceniu klucza w zamku. 
Wyjechaliśmy z miasta w milczeniu, z głośników leciała spokojna składanka, silnik wciąż warczał, kojąc moje nerwy.
Odstawiłem ją przy podanym przez nią adresie, a sam zawróciłem, nie czekając aż wejdzie do domu. Wyjeżdżając na prostą, wcisnąłem gaz i oddałem się w pełni Impali, chowając z tyłu głowy myśl o dziewczynie z pociętą ręką. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego jej osoba tak bardzo utkwiła mi w głowie. Przecież wielokrotnie w barze zdarzały się bójki, czy też ktoś rozciął sobie rękę szkłem. Nic nowego. A jednak je osoba sprawiała, że wydarzenie dzisiejszej nocy było kompletnie inne. Może dlatego, że nie piszczała, jak zarzynana świnia? Albo zareagowała zbyt spokojnie jak na taką ranę? Nie byłem pewien.
Dziewczyna była jedną wielką zagadką. 

Następne wieczory w barze zdawały się toczyć swoim powolnym rytmem. Ludzie przychodzili, zamawiali nasze jesienne drinki, rozmawiali, śmiali się, zapijali smutki, czasem sprzeczali i wychodzili z trzaśnięciem drzwiami, zostawiając za sobą kilkusekundową ciszę całego baru. Za każdym razem, gdy ktoś wchodził do baru, łapałem się na tym, że wyczekuję nieznajomej. 
Wreszcie się pojawiła. Bandaż na jej ręce był zawiązany bardziej niechlujnie, niż wtedy, gdy wiązałem go ja. Na jej twarzy wciąż znajdowały się plastry, tym razem więcej niż jeden, który wcześniej przykrywał wargę. 
Kelnerka, którą niedawno odwoziłem do domu również zwróciła uwagę na jej aparycję, okazując większą troskę niż ja. 
- W damskiej rozwiesiłam informację o wymyślonym drinku. Jak zamówi angel wings, to mi powiedz. Przejmę pałeczkę. - Poinformowała mnie tajemniczo. Wzruszyłem ramionami na tę informację, ale zakodowałem ją w głowie.
Usiadła tam, gdzie ostatnio, lustrując wzrokiem cały bar nim zwróciła się do mnie. Miałem już przygotowaną szklankę i czekałem aż z jej ust padnie prośba o whisky. Tak też się stało, więc po chwili przed nią znajdował się trunek. Zabrała go ode mnie, wciąż obserwując co dzieje się naokoło niej. Czyżby na kogoś czekała?
Oddaliłem się od niej, przyjmując zamówienie od dwóch dziewczyn innej narodowości. Jedna z nich była bardzo rozgadana, uśmiechała się do mnie i cały czas przyglądała mojej osobie i temu, jak przygotowuje im drinki. Czułem jej wzrok na sobie.
- Blackberry sour dla pięknej pani raz. - Postawiłem kieliszek przed dziewczyną, która uśmiechnęła się do mnie i zasłoniła twarz, prawdopodobnie się rumieniąc. Odwracając się od niej, sam lekko podniosłem kąciki ust. Nie była kompletnie w moim guście, jednak widok jej rumieniącej się na moje słowa połechtał moje ego. Przygotowałem drugi taki sam drink i podałem go jej sąsiadce, tym razem nie mówiąc nic. Kierując się w stronę wojowniczki, usłyszałem, jak ta pierwsza ekscytuje się "piękną panią". 
Korzystając z chwili wolnego, dolałem dziewczynie whisky. Uniosła brwi, lekko zaskoczona. Spaliła wzrokiem również dwie Japonki, które przed chwilą dostały ode mnie drinka. Chyba się znały?
- Dzięki - spojrzała na plakietkę. - Arthur.
Kiwnąłem na nią głową, jednak wciąż intrygowało mnie, dlaczego dziewczyna się nie przedstawiła.
- Nie ma za co, bezimienna tajemnicza wojowniczko w Celcie. - Zasugerowałem, że nie znam jej imienia. Odstawiła szklankę, a kostki lodu odbiły się od siebie ze znajomym mi dźwiękiem. Zauważyłem, że nie ściąga wzroku z trunku i zasłania go tak, by jej dłoń znajdowała się na górze napoju. Zna się na piciu w takich miejscach. Zaczęła otwierać usta, chcąc udzielić mi odpowiedzi, jednak zostałem zawołany do rozlania kolejnej kolejki shotów dla kilkuosobowej grupy. Przeprosiłem ją gestem ręki i oddaliłem się, zabierając ze sobą wódkę. Ciekawe, czy wyjdzie, nim zdążę do niej wrócić.

Maddie?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.