- Za co to?! - wyszeptałem ze złością.
- Za nic - odpowiedziała.
- Matko jedyna... - wymamrotałem, po czym zająłem się lekcją.
Gdy zadzwonił dzwonek oznaczający początek przerwy, pani pozwoliła nam wyjść z sali. Szedłem za ludźmi z klasy, bo nie miałem pojęcia, gdzie mamy następną lekcję. Usiadłem przy ścianie i z przyzwyczajenia, aby się odstresować, zacząłem bawić się kostką.
- Jak jest w Finlandii? - usłyszałem głos jakiegoś chłopaka. Automatycznie trochę się skuliłem i w myślach błagałem tylko, żeby dał sobie spokój.
- D-dobrze - wyjąkałem tylko, po czym wbiłem wzrok w kostkę. Chłopak na szczęście zauważył, że rozmowa ze mną nie przyjdzie tak łatwo, i odszedł. Odetchnąłem z ulgą i zająłem się oglądaniem dobrze znanego mi sześcianu.
- Ty, mały, przedszkole dwa kilometry stąd! - Spiąłem wszystkie mięśnie i zerknąłem w górę, skąd spoglądało na mnie dwóch niepokojąco wielkich chłopaków.
- Właśnie, wypierdalaj skąd przyszedłeś, nikt cię tu nie chce - podchwycił drugi z nich, a pierwszy zarechotał. Wstałem i skierowałem dłoń z kostką w stronę kieszeni, nie zdążyłem jednak jej tam umieścić.
W niecałą sekundę mój ukochany przedmiot wylądował w okropnych łapskach tego pseudoczłowieka. Ten pomiot pomiotu czegokolwiek popatrzył wzrokiem pełnym pogardy na kostkę, która tak wiele dla mnie znaczyła. Jumalauta! Z przerażeniem zacząłem coś mamrotać i próbowałem odebrać nadrostkowi społeczeństwa kostkę. Ten tylko wyciągnął rękę najwyżej jak mógł - byłem na przegranej pozycji coraz bardziej. Drugi z nich stał obok i rechotał. Do jego śmiechu dołączył wyższy. Zerknąłem w stronę, z której dochodził i zobaczyłem Viktorię. Jeszcze jej tu brakowało...
- Co się zyrasz, młoda? Ubrałaś się jak dziwka - powiedział ten paskiainen po obejrzeniu jej stroju.
- Cóż, nie moja wina, że nigdy nie widziałeś ubrań dziwki. - odparła. - Zostawicie tego kurdupla? - spytała, stając przede mną. Zdziwiłem się, a nadrostki zaczęły się śmiać.
- Ty? - Nieco niższy z nich przyjrzał się dziewczynie. - Przeciwko naszej dwójce? - zaśmiał się, a Viktoria chwyciła go za bluzkę. Uważnie przypatrywałem się całej akcji, bojąc się o los mojej kostki.
- Masz do kurwy nędzy oddać mu tą kostkę albo pogadamy po lekcjach, już nieco inaczej. - powiedziała jadowicie, a chłopak oddał jej przedmiot. Tak!
- Dziękuję. - podziękowała im chłodno. Niepewnie zabrałem od niej kostkę, uspokoiłem się nieco zaraz po tym, jak moje palce dotknęły znanej mi powierzchni.
- Poradziłbym sobie. - powiedziałem w miarę głośno.
- Ta, jasne. Rozryczałeś się, jak wspomniałam o bracie. Co, nie żyje, czy jak? - powiedziała wręcz ironicznie. Bez słowa, starając się opanować emocje, zabrałem plecak i poszedłem do klasy, gdy tylko korytarz przepełnił ostry dźwięk dzwonka.
Usiadłem w ostatniej ławce przy ścianie. W głowie cały czas brzmiały słowa dziewczyny. Nie zwracałem uwagi na klasę ani nauczyciela - czułem, jak drżę na całym ciele, a do oczu napływają mi łzy. Znowu... Zacisnąłem zęby i ścisnąłem mocniej kostkę w ręku. Nie mam siły.
Po kilku długich minutach walki ze sobą nie wytrzymałem. Wrzuciłem książki do plecaka, który wziąłem do ręki, i pospiesznym krokiem udałem się do drzwi, rzuciwszy szybkie „Źle się czuję”. Udałem się do toalety - jedynego miejsca, gdzie nie było nikogo i mogłem chwilę odpocząć. Zaraz po tym, jak wszedłem do pomieszczenia, łzy zaczęły płynąć strumieniami po mojej twarzy. Czułem wściekłość. Nienawiść do Viktorii, tego miejsca, nawet siebie... Przepraszam, Finn. Przepraszam, obiecałem ci być silny... obiecałem, że będę kochał siebie. Poczułem, jak moim ciałem raz po raz wstrząsał szloch. Tak bardzo chciałem się uspokoić, ale im bardziej próbowałem, tym gorzej mi szło. Ciszę panującą w tym miejscu przerywał mój płacz, który starałem się stłumić. Trząsłem się jak galareta i za Chiny Ludowe nie potrafiłem powstrzymać łez. Kiedy usłyszałem czyjeś kroki, zamarłem. Podniosłem wzrok zapewne czerwonych już oczu i natrafiłem na znienawidzoną mi osobę. Na widok wkraczającej pewnie do męskiego kibla Viktorii, która uważała się za najlepszą na świecie, ogarnęła mnie wściekłość.
- Co, znowu się rozryczałeś? Co jest z tobą nie tak? - zapytała jadowicie.
- Älä jauha paskaa! - wybuchłem. - Co ja ci zrobiłem, co? Czy kiedykolwiek powiedziałem ci coś złego?! O co ci chodzi, wytłumaczysz mi? Ile razy jeszcze przypierdolisz się do mnie za nic? Taką wielką radość sprawia ci śmianie się ze śmierci?! Nigdy nie straciłaś nikogo? - Głos coraz bardziej mi się załamywał, ale krzyczałem na nią dalej. - Nie wiesz, jak to jest budzić się i wiedzieć, że już nigdy, NIGDY go nie zobaczysz? Czy wiesz, jak bardzo nienawidzę teraz tego miejsca przez ciebie?! Po co ci to? Myślisz, że tak łatwo jest żyć po stracie najważniejszej osoby?! Paskan marjat!!! - Spojrzałem na nią z wściekłością, choć niewiele widziałem przez łzy.
Viktoria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.