środa, 22 lutego 2017

od Triss cd. Curtis'a

-Pewnie, pomogę ci.-uśmiechnął się i ruszyliśmy w stronę wyjścia.-Tak na marginesie, od dawna tu jesteś?
Jak ja nienawidzę mojej nieśmiałości... ech.
-Nie... od trzech miesięcy.-poprawiłam niepewnie kosmyk włosów opadający mi na twarz.-Mówiłeś, że niedawno przyjechałeś, masz tu jakieś rodzeństwo?
-Tak, siostrę Catrice. Jest ode mnie rok młodsza, chociaż wygląda na starszą.-skrzywił się lekko po tych słowach.-A ty?
-Mam siostrę, jest ode mnie trzy lata młodsza, ale nie ma jej tu. Ona i konie...-pokręciłam głową i zauważyłam, że czuję się coraz pewniej.- nie przepada za nimi. Powiem inaczej; ona bardzo nie lubi tych zwierząt... nawet nie wiem, dlaczego.
Chłopak chyba trochę się zdziwił.
-Aha.-wzruszył ramionami nie rozumiejąc zachowania mojej siostry i zmienił temat.-Mówiłaś coś o okolicy... w sumie chętnie zobaczyłbym teren.-powiedział, a moja niepewność powróciła.
-Em... jasne, ściągnijmy tylko konie.-wymamrotałam.
Curtis uniósł brwi zdziwiony nagłą zmianą mojego nastawienia, ale nic nie powiedział.
Byliśmy już kilkanaście metrów od pastwiska, więc musiałam coś powiedzieć.
-Ja wezmę Star'a, tego karosrokatego, a ty.. może Tupeta?-zaproponowałam starając się, aby mój głos brzmiał pewnie.-To ten fryz.-wyjaśniłam spotkając pytające spojrzenie chłopaka, który chwycił uwiąz wiszący na ogrodzeniu.
Uchyliłam wejście i, upewniając się, że Curt wszedł do środka, zamknęłam znowu, aby żaden z koni nie wyszedł. Zacmokałam, na co kilka zwierząt, między innymi Star i Tupet, podeszło do mnie i stojącego obok chłopaka. Zapięłam uwiąz i wyszłam, co jakiś czas zerkając, czy Curtis idzie za mną, w końcu był nowy i mógł pomylić drogę. Po odstawieniu tych koni przyszła pora na kolejne. Szliśmy obok siebie w milczeniu, Curt najwyraźniej postanowił przerwać ciszę.
-Na kim jedziesz w teren? Na Amorze?-zapytał i wypatrywał czegoś w oddali.
A no tak.. przecież on nie wie.
-Nie, nie na nim... wsiądę na Ikara, na oklep.-powiedziałam próbując odnaleźć karego wzrokiem.
Kilka minut później prowadziłam go już do stajni, obok mnie szedł Curtis z Jabłonką, mówiąc coś do niej po cichu. Uśmiechnęłam się; był to dość zabawny widok-na oko dwudziestoletni chłopak mamroczący coś pod nosem do siwej, strzygącej uszami klaczy arabskiej, w dodatku idący szybkim marszem.
Niedługo potem wszystkie konie były już w stajni, domknęłam tylko boks Arysa, z zadowoleniem gładząc go po chrapach.
-To ja idę siodłać Jabłonkę.-rzucił Curt i ruszył po sprzęt.
-Jabłonkę?-zdziwiłam się i coś mi zaświtało.-Dzierżawisz ją?
-Yhym.-potwierdził i wszedł do jej boksu.
Przyniosłam ogłowie i ochraniacze, po czym wyprowadziłam Ikara. Curtis czyścił już Jabłonkę. Zauważyłam, że nie wziął siodła. Przycisnęłam zgrzebło do posklejanej sierści konia i kulistymi ruchami starałam się doprowadzić ją do porządku. Udało mi się to po trzydziestu minutach, chłopak skończył mniej więcej w tym samym czasie. Założyłam ogłowie i ochraniacze, po czym wyszłam ze stajni i jakoś wsiadłam na Ikara. Po chwili dołączył do mnie Curtis.
Stępowaliśmy w stronę lasu, który stał daleko przed nami. Za plecami rozciągało się pole i widać było zarysy Dressage Academy.
-Zakłusujemy?-zapytałam czując, że Ikar nieco się niecierpliwi. I tak w porównania do Amora był aniołkiem.
Curt kiwnął głową, więc przeszłam do wyższego chodu. Po chwili dopasowałam się do dość wybijającego ruchu konia. Chłopak spojrzał na mnie, wiedziałam, że chce zagalopować. Kiwnęłam więc głową, a Curt cmoknął, na co Jabłonka zagalopowała. Ikar szybko poszedł jej śladem. Przyspieszyłam widząc, że takie tempo odpowiada karemu. Zerknęłam na Curtisa; pochylony w półsiadzie w pełni panował nad siwą klaczą, na jego twarzy błąkał się uśmiech.
Nagle wszystko odwróciło się. Jechaliśmy coraz szybciej, zauważyłam zbliżający się rów.
Usłyszałam strzały, wprawdzie daleko, ale to wystarczyło, aby pobudzić wspomnienia. Przypomniałam sobie szaleńczą prędkość. Przerażenie Amora, zbliżający się rów z wodą, w końcu upadek...
Strach przejął kontrolę nad moim ciałem. Zacisnęłam powieki, a Ikar wyłamał. Przeleciałam nad jego szyją i wylądowałam tuż przed rowem. Curtis zeskoczył szybko z klaczy i złapał wodze Ikara.
-Co się stało? Wszystko okej?-zaniepokojony gładził zdezorientowanego Ikara po szyi.
Drżałam, oczy zaszły mi łzami. Postanowiłam powiedzieć tylko tyle, ile będzie trzeba.
-Nic, wszystko okej, ostatnio po prostu miałam wypadek i przypomniało mi się...
-Mów.-rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu, więc się poddałam.
-Jechałam zawody crossowe na moim koniu, Amorze. On jest po przejściach, w dodatku ma trudny charakter i boi się wielu rzeczy. Na początku przejazdu było dobrze, jechaliśmy na czysto. Zdarzyło mu się lekko bryknąć, ale to nie przeszkadzało w skakaniu. Nagle usłyszałam strzały, Amor poniósł...-łzy cisnęły mi się do oczu, ale starałam się nie płakać. Nie teraz, tylko nie teraz...-Nie sposób było go zatrzymać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że został postrzelony. Pędziliśmy prosto na rów z wodą, koń się poślizgnął i przewrócił. Przygniótł mi trochę nogę. W szpitalu powiedziano mi, że nie żyje...-zaczęłam cicho płakać.- Na szczęście udało się go uratować, ale co gdyby?! Curtis, co, jeśli właśnie teraz jakiś koń został postrzelony przez tych psychopatów?!?-łzy lały się po moich policzkach strumieniami.
Chłopak wyglądał na oszołomionego, ale ogarnął się.
-Znajdziemy tych ludzi i nie pozwolimy im zostać na wolności. A teraz wstawaj.-uśmiechnął się.
Posłusznie podniosłam się z ziemi i wsiadłam na Ikara. Curt wskoczył na Jabłonkę i ruszyliśmy stępem do Akademii.
-Znasz mnie pierwszy dzień, a już zdążyłam się przy tobie rozryczeć.-powiedziałam nieco zawstydzona moim wybuchem.
> Curtis? Sory za literówki, pisane na fonie xc<

>Szadoł: Pewnie że zrozumie, swoją drogą miałam podobną sytuacje XDDD <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.