sobota, 18 lutego 2017

od Rush'a cd. Viktorii


-Jeśli ta mała jędza mnie nie pożre, to chętnie pomogę ci w czyszczeniu, a co do ujeżdżenia też nie będzie problemu- zażartowałem i ruszyliśmy w kierunku stajni
***
- Jeszcze raz bardzo dziękuję, że ją złapałeś... bałam się, że może zrobić sobie krzywdę- westchnęła i pogładziła źrebaka po chrapach, klaczka prychnęła niezadowolona
- Charakterny konik...- mruknąłem, na co skinęła głową- Powiesz mi, co się tak właściwie stało?- spytałem, gdy podała mi jedną ze szczotek, a następnie westchnęła rozdrażniona
- Aleu się stała...- wycedziła przez zęby- Widziałeś tą wycieczkę?
- Owszem, chcieli mnie wcisnąć w oprowadzanie ale Sil mnie nieświadomie uratował wybiegając z pastwiska z derką na pysku, nie mam pojęcia jak on to zrobił- prychnąłem
Tori zaśmiała się pod nosem i spojrzała na luzytana, który zaciekawiony wyglądał ponad drzwiczkami boksu, a następnie wywróciła oczami.
- A więc wyobraź sobie, że postanowiła się popisać i dała jakiejś gówniarze poprowadzać Amidie... Co za bezmyślna zdzira- dokończyła, a ja sprytnie manewrowałem ręką, chcąc uniknąć zębów klaczki. chyba miała w planach zjedzenie mnie na kolację...
- A jak tam wasza woltyżerka?- zapytała, próbując rozczesać nieco skołtuniony ogon, wyglądało na to, że sprawia jej to dość dużą trudność
Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie jak moja siostra wywijała na grzbiecie gniadosza, całkiem ładnie jej to szło...
- Zaliczyła tylko dwie majestatyczne gleby i na szczęście nic poważnego się nie stało- Tori zachichotała
- Myślisz, że da radę w konkursie?- zapytała, na co skinąłem głową
Czyszczenie tego niesfornego źrebaka zajęło nam trochę czasu, to było dość konkretne wyzwanie, zdążyła mnie skubnąć kilkanaście razy i omal nie straciłem małego palca. To szatan wcielony...
Po odprowadzeniu klaczki do boksu, Tori zabrała się za siodłanie North. Zauważyłem, że bardzo cieszy się na myśl o tym, że znów może jeździć. Wish od czasu do czasu radośnie zarzucała grzywą i grzebała kopytem w ziemi, ja w tym czasie poszedłem już na ujeżdżalnię
- Rush, ja nadal żyję!- krzyknęła Cass, schodząc z konia i omal nie potykając się o własne stopy- chyba zapomniałam jak się chodzi- wymamrotała i chwyciła swojego konia za ogłowie
Pokręciłem z rozbawienia głową
- Nie przemęczaj się, do tego trzeba podchodzić stopniowo- poinformowałem ją, na co fuknęła urażona
- Faceci...- prychnęła i pokazała mi język
Spojrzałem na jej posiniaczoną i otartą rękę, skrzywiłem się
- Co to?- wskazałem na wcześniej zauważone miejsce. Cass wywróciła oczami i po przyjacielsku uderzyła mnie łokciem w bok
- Ten koń postanowił urozmaicić mi zabawę i powalczyć z grawitacją, już dawno nie przebywałam na takich wysokościach- zaśmiała się i poklepała gniadosza po szyi, widząc mój niepewny wzrok dodała- Spokojnie już mnie nie boli, wiem że jesteś cholernie opiekuńczy, ale hello, jestem już dorosła- na zakończenie swojej zacnej wypowiedzi, rozczochrała mi włosy, które na szczęście nie były już tak długie jak kiedyś i nadal mogłem mierzyć ją wzrokiem mordercy z horroru
- Marsz do stajni ogarnąć konia a potem stawić się do mnie na kontrolę- mruknąłem, na co zasalutowała
- Takie jest panie komendancie- powiedziała na odchodne i zniknęła za rogiem budynku...
Moje rozmyślania przerwała Tori, wjeżdżająca na plac, uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem obserwować przejazd...
> Tori?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.