czwartek, 12 października 2017

Od Mayi cd. Sama, Ricka

Minęło już kilka dni od zdecydowania, że zacznę uczęszczać do "Dressage Academy". Byłam szczęśliwa z tego powodu, ponieważ od dawna chciałam gdzieś wyjechać. Gdy skończyłam pakować ubrania, kosmetyki i tym podobne, walizka była pełna przez co też ciężka. Zostały mi tylko rzeczy moich zwierząt. Wzięłam dużą sportową torbę, po czym zajrzałam do szuflad, w których trzymałam wszystkie akcesoria oraz karmę moich pupili. Zaczęłam od rzeczy Roki'ego, którymi były zabawki, karma, smycz i obroża. Fiszka nie była już taka wymagająca, gdyż miała tylko karmę, laser i szelki. Zakończyłam pakowanie na Nell i Anakinie, którzy posiadali karmę i drobne zabaweczki. Usiadłam na chwilę na łóżku i napiłam się wody z kostkami lodu, obserwując zabawę zwierzaków; Roki biegał za Nell, a Anakin wieszał się na firankach. Po chwili jednak zeskoczył mi na kolana i wyjął z mojej szklanki kostkę lodu, którą zaraz potem zaczął lizać. Uśmiechnęłam się odkładając szklankę, po czym podeszłam do torby dla zwierzaków i z trudem ją zamknęłam, po dołożeniu szczotek dla konia. W końcu jednak byłam spakowana, więc poszłam do rodziców ich o tym powiadomić.
-Już się spakowałam -powiedziałam do mamy krzątającej się po kuchni -Tylko... jak przewieziemy klatki ze zwierzakami?
-Miałam zamiar włożyć je do bagażnika, jednak nie wiem czy to dobry pomysł, ponieważ będziemy jechać dobre kilka godzin -odparła mama i oparła się o blat.
-W takim razie...-powiedziałam w zamyśleniu -Możemy zrobić tak, że ja usiądę z tyłu razem z obiema klatkami. Usiądę po środku, a po lewej i prawej położymy klatki z Anakinem i Nell. Fiszkę wraz z transporterem możesz trzymać na kolanach, a Roki'ego wprowadzimy do bagażnika. Trzeba tylko zdjąć klapę.
-Tak można zrobić -powiedziała mama i uśmiechnęła się chwilowo -ale nie będzie miejsca na walizkę i torbę...
-Torbę można włożyć mi pod nogi, a walizkę do Roki'ego. Raczej nie będzie mu przeszkadzać.
Mama zgodziła się na to i kilkanaście minut potem, wkładaliśmy torby do auta, po czym zabraliśmy się za zwierzęta. Roki chętnie wskoczył do bagażnika, ale Fiszka... ją trudno było zmusić do wejścia do transportera. Za to Anakin i Nell wesoło wskoczyli do klatek. W samochodzie usiadłam na tylnym, środkowym siedzeniu, a rodzice dołożyli mi po bokach klatki. Chwilę potem byliśmy już w drodze. Zachowanie zwierząt było znośne, jednak ewidentnie Fiszka była na nas nieźle wkurzona, ponieważ miauczała całą drogę, a gdy mama próbowała jej coś dać lub pogłaskać ją przez kratki, ta syczała i odwracała głowę udając że nic nie widzi i nie słyszy. Pogłaskałam Anakina i Nell, którzy byli w osobnych klatkach. Jeszcze tydzień temu, mieli wspólną i pewnie ciężko im się przyzwyczaić, jednak obiecałam sobie, że ich klatki będą stały obok siebie w akademii.
Minęły około dwie godziny podróży. Rodzice mówili że została jeszcze godzina, za to zwierzęta odpuściły sobie oglądania widoków przez okno i zasnęły. Cicho nuciłam sobie piosenkę, jednak zrobiłam się śpiąca, więc oparłam głowę o szybę i zasnęłam.

-Za 10 minut będziemy na miejscu! -obudził mnie głos mamy. Szybko usiadłam prosto, wciąż trochę nie ogarniałam tego, co się dzieje, jednak w końcu rzeczywistość się rozjaśniła, a ja zajęłam się Nell, która już się obudziła. Uśmiechnęłam się na myśl o akademii. Z niecierpliwością i podnieceniem rozglądałam się, wypatrując celu naszej wyprawy przez okno. Te z pozoru drobne "10 minut" wydawały się trwać wieczność, w końcu jednak zauważyłam budynek, w którym miałam teraz zamieszkać. Z podziwem patrzyłam na akademię, którą ominęliśmy. Rodzice zaparkowali niedaleko bramy, po czym wysiedli... chyba zapominając o mnie. Mimo to uśmiechnęłam się i popukałam w szybę, uświadamiając że muszą wyjąć klatki, by mnie uwolnić. Mama natychmiast otworzyła drzwi i ze śmiechem przepuściła tatę, który zabrał klatkę z Anakinem. Wysiadłam pospiesznie z samochodu i wyciągnęłam torby, które położyłam na ziemię. Nie mogłam oderwać wzroku od tego miejsca. Jednak tego dnia chciałam już odpocząć po podróży i położyć się na łóżku. Nagle przypomniał mi się mój koń, którego nigdzie nie widziałam. Spojrzałam ze stresem na ojca, który uśmiechnął się i wskazał palcem na chłopaka, idącego z Iramem. Odetchnęłam z ulgą i pobiegłam odebrać konia. Rodzice postanowili że zajmą się Iramem i resztą pupili, a ja mam wziąć tylko Roki'ego, by się załatwił i trochę wyluzował. Złapałam więc smycz i poszłam z psem na trawę. Był spokojny, chodził grzecznie szukając miejsca do załatwienia potrzeby, a przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili węszenia, Roki coś zauważył i wyrwał mi smycz z ręki. Zrobił to tak nagle, że przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam biegiem za psem, który wolno nie biegał. Zaraz potem znikł mi z oczu, a moje nawoływania ni nie dawały. Po chwili usłyszałam znajome warknięcie, więc pobiegłam w stronę dochodzącego odgłosu i zobaczyłam Roki'ego... i jakiegoś chłopaka, który również wyprowadzał czworonoga. Podbiegłam szybko do nich i spostrzegłam, że z dłoni chłopaka delikatnie spływa krew.
-Jeju, przepraszam za niego -powiedziałam biorąc smycz od chłopaka, który spojrzał na mnie nerwowo.
-To twój pies? -zapytał i skrócił smycz swojego pupila. Zrobiło mi się głupio i przykro że dopiero co przyjechałam, a już coś zrobiłam.
-Tak, to Roki... przepraszam. Zerwał się... najprawdopodobniej przybiegł tu do twojego psa...-powiedziałam cicho i spojrzałam na dłoń chłopaka, a następnie na jego zwierzę -Nic nie zrobił twojemu psu?
-Nie -powiedział oschle i odwrócił wzrok -Następnym razem bardziej uważaj.
-Już się to nie powtórzy...-odparłam i uśmiechnęłam się lekko -Masz pięknego psa. Jak ma na imię?
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem, po czym pogładził swojego psa po głowie i odpowiedział -Tajfun. Dzięki. -odparł szybko -Jesteś tu nowa, prawda?
-Tak, właśnie przyjechałam -powiedziałam, a chłopakowi chyba złość trochę minęła -Jestem Maya..., a ty? -spytałam ciepło z uśmiechem.
-Rick -odpowiedział, po czym podaliśmy sobie ręce na gest przywitania.
-Muszę już iść -rzekłam, widząc mamę, która do mnie machała -Jeszcze raz przepraszam za psa.
-Dobra luuz -odpowiedział i machnął ręką, lekko uśmiechając się, co zauważyłam gdy już wracałam do rodziców. Okazało się, że nic nie zdziałali, bo klatka z Nell zaklinowała się w samochodzie. Podeszłam do transportera, lekko ciągnąc Roki'ego, aż w końcu ja i rodzice, wraz ze zwierzętami, staliśmy przy wejściu akademii. Tata postanowił że zostanie na dworze i popilnuje zwierząt, a my z mamą mamy iść do środka.
Gdy weszłyśmy do akademii, na korytarzach było prawie pusto. Zapewne wszyscy byli już w pokojach, bądź po prostu na jazdach. Przeszłyśmy się trochę, szukając biura dyrektorki, jednak na marne. Niestety nigdzie nie było tablicy z rozpiską pomieszczeń, ale w końcu los się do nas uśmiechnął, i z pokoju obok wyszedł chłopak. Uśmiechnęłam się i szybko do niego podbiegłam.
-Cześć -powiedziałam ze śmiechem w głosie -Czy mógłbyś mi pomóc? Jestem tu nowa i nie za bardzo orientuję się gdzie znajduje się biuro dyrektorki? -spytałam.
Brązowowłosy uśmiechnął się i odpowiedział -Jasne, biuro naszej dyrektorki znajduje się na trzecim piętrze, sala dwieście siedem -odparł i wystawił do mnie rękę -Nazywam się Sam.
-A ja Maya -odparłam i podałam mu rękę, witając się -Teraz muszę już iść, do zobaczenia.
Sam pożegnał się ze mną, po czym rozeszliśmy się w swoje strony. Podeszłam do zaniepokojonej mamy i wszystko jej wyjaśniłam -Sala dwieście siedem, na trzecim piętrze... czyli piętro wyżej od nas -uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę schodów, za mną mama.
Gdy dotarłyśmy do drzwi biura, moja opiekunka zapukała kilka razy, po czym nacisnęła klamkę i weszła do środka jako pierwsza. Będąc w środku zauważyłam siedzącą przy biurku najpewniej dyrektorkę. Coś wypisywała.
-Dzień dobry -odpowiedziała moja mama, a dyrektor wyjrzała zza laptopa.
-O, witam. Zapewne pani Sherley, prawda? -spytała i podeszła do mamy.
-Tak. Rozmawiałam z panią, pani... Peek? -moja opiekunka chyba trochę się zestresowała, ale po chwili jej pewność skoczyła do góry -Pani Angelina Peek. Już pamiętam.
-Dokładnie, a więc to jest nasza przyszła uczennica? Maya? -dyrektorka spojrzała na mnie; wyglądała na miłą i zapewne taka jest, co słychać po jej głosie.
-W takim razie czas chyba, byś Mayu wybrała swój nowy pokój. Jeszcze raz tylko spytam, ile zwierząt będzie się tam znajdywać?
-Cztery zwierzaki -odpowiedziała mama -Oczywiście nie licząc konia.
-Dobrze, a więc przejdźmy się po wolnych pokojach, by nasza nowa uczennica mogła wybrać jej własne miejsce -pani Peek uśmiechnęła się i poganiając nas ręką, wyszła z biura. Chodziliśmy po korytarzu, oglądając różne wolne pokoje. Jeden szczególny, przykuł moją uwagę.
-Chciałabym zostać w tym pokoju -zwróciłam się do dyrektorki z uśmiechem -jest tu nawet miejsce na klatki dla moich zwierząt -odparłam.
-Dobrze, w takim razie zapiszę dla ciebie pokój numer... pięć. Teraz możesz tu wnieść zwierzątka i walizki, a ja i twoja mama pójdziemy załatwić pozostałe sprawy.
Kiwnęłam na to głową, po czym z uśmiechem pobiegłam do taty, który już powoli się denerwował. Wzięłam od niego walizkę i torbę, a on zwierzaki. Najgorzej było na schodach, ale w końcu dotarliśmy do pokoju. Położyłam bagaże i wskazałam tacie miejsce, w którym miał położyć klatki. Po chwili do pokoju przyszła mama i położyła na podłodze dwa dość duże posłania dla Fiszki i Rocki'ego. Nie wiedziałam skąd je ma, ale podejrzewałam że kupiła. W końcu wszystkie legowiska, klatki i zwierzęta, były w pokoju, więc mogłam pożegnać się z rodzicami.
-My już będziemy uciekać, jakby co to dzwoń -powiedziała mama, po czym ją przytuliłam.
-O każdej porze dnia i nocy -dodał tata, którego również przytuliłam.
Rodzice wyszli z pokoju, a ja poszłam za nimi, odprowadzając ich do samochodu. Pomachali mi jeszcze kilka razy i pojechali. Wróciłam do pokoju i zaczęłam się rozpakowywać.

Wszystko było już rozpakowane; ciuchy w szafie i szufladach, rzeczy zwierzaków w odpowiednim pudełku, w jednej z szuflad parę drobnostek dla konia, legowiska rozłożone, karmy dla pupili w dolnej szufladzie oraz ich smycze i obróżki w drugiej od góry. Wszystkie kosmetyki były w kosmetyczce w łazience, a pieniądze w trzeciej szufladzie od góry, zamknięte w pewnym pudełeczku na klucz. Tak jak sobie wcześniej obiecałam, klatki Anakina i Nell stały obok siebie. Posłanie Roki'ego było pod ścianą, niedaleko łóżka, a Fiszki na parapecie. Wszystko było gotowe, więc postanowiłam że pójdę do Irama. Zerknęłam jeszcze tylko do kuchni; rodzice zdążyli mi już wnieść do niej przyprawy i wszelkiego rodzaju napoje oraz jedzenie. Było tam wszystko. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Bałam się zostawić w pokoju te wszystkie zwierzaki, mimo iż Anakin, Nell i Fiszka spali, najbardziej obawiałam się Roki'ego, który wcale mały nie jest i może wyrządzić szkody. Postanowiłam że jednak zaryzykuję i powiedziawszy popularną komendę "zostań" i "bądź grzeczny", wyszłam z pokoju.
Przed akademią krzątały się różne osoby, przez chwilę podziwiałam to miejsce, ale po chwili przypomniałam sobie o Iramie... niestety nie za bardzo wiedziałam gdzie go szukać. Zauważyłam stajnię, więc poszłam do niej, pewna że tam znajduje się mój koń. Weszłam do środka i przeszłam całą stajnię dwa razy, a Irama nie było. Strasznie się zestresowałam i powolnym krokiem wyszłam ze stajni, rozglądając się. Po chwili nastąpił "zbieg okoliczności", ponieważ zauważyłam Ricka i Sama, idących niedaleko. Uśmiechnęłam się i podbiegłam do nich. Niestety złapały mnie wyrzuty sumienia, z powodu mojego nie upilnowania Roki'ego. Mimo to zaczęłam z nimi rozmowę -Hej -powiedziałam lekko zawstydzona tymi ciągłymi pytaniami.
-Cześć -powiedzieli niemal jednocześnie, co sprawiło że zerknęli na siebie. Widać że Rick miał już lepszy humor.
-Ja przepraszam że wam ciągle głowę zawracam, ale nie mogę znaleźć mojego konia Irama...-powiedziałam troszkę zmieszana.
-A patrzyłaś w stajni? -zapytał Sam.
-Tak... był tam jakiś Baton... i Iskra... i...-mówiłam, jednak Rick nie dał mi dokończyć.
-I to są właśnie konie szkółkowe. Twój jest prywatny, więc będzie w stajni dla koni prywatnych -odparł Rick.
-To tam -powiedział Sam i wskazał palcem stajnię, której wcześniej nie zauważyłam.
-Dzięki -odparłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę stajni dla koni prywatnych. Zdążyłam usłyszeć jeszcze urywkę rozmowy chłopaków;
-Znasz ją? -pytał Rick.
-Tak, kilka godzin temu pytała mnie gdzie jest biuro pani Peek. -odparł Sam, a reszty nie usłyszałam i w sumie nie musiałam słyszeć, to ich rozmowa.
Stajnia do której zmierzałam była już blisko. Powoli weszłam do niej, rozglądając się. Były tam piękne konie. Cicho czytałam ich imiona, szukając znanego mi Irama; North, Amidia, Iratze, Amor, Silent Scream, Soul... -na jednym z boksów nie było nic napisane, zanim zdążyłam zajrzeć do boksu, wychylił się z niego znany mi łeb konia.
-Iram! -przykrzyknęłam i uśmiechnęłam się. Ogier był trochę zestresowany, pewnie z powodu nowego otoczenia, jednak nie zachowywał się agresywnie. Pogładziłam go po pysku, po czym postanowiłam że przejadę się na nim, bądź po prostu pospaceruję. Zerknęłam na siodła, będące w siodlarni obok, po czym znów na Irama i zdecydowałam że pojadę w teren. Poszłam po siodło, które było moje, a z niewiadomego powodu znalazło się tutaj (możliwe że to zasługa rodziców). Chwyciłam siodło i ogłowie, po czym weszłam do boksu. Iram miał na sobie kantar, więc podpięłam tylko do niego karabińczyk z uwiązem i wyprowadziłam ogiera. Byłam spełniona tym, że wreszcie tu przyjechałam. Przytuliłam przyjaciela i zaczęłam go siodłać. Założenie ogłowia nie sprawiło problemu, z siodłem był nieco gorzej, gdyż Iram strasznie się wiercił. W końcu podpięłam popręg i chwytając za wodzę, wyprowadziłam konia.
Akurat do stajni weszli poznani przeze mnie wcześniej Rick i Sam. Najwidoczniej szykowali się do jazdy. Widziałam jeszcze jak podchodzili do boksów jakichś koni. Przez chwilę ich obserwowałam, ale zaraz potem wsiadłam na Irama. Może też jadą w teren.

> Sam? Rick? xD<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.