Kiedy stanęliśmy przy biurze stajni usłyszeliśmy rozmowę pomiędzy Lucasem czyli tym nowym weterynarze i wujkiem Maksem dlatego zainteresowani zaczęliśmy nasłuchiwać o czym gadają.
- Na prawdę pan by to zrobił? To są pana ciężko zarobione pieniądze... - mówił mężczyzna, który jednocześnie był szczęśliwy i zakłopotany.
- Lucas mów mi Maks, bo z tym "panem" dziwnie się czuję. Pokryję wszystkie koszty leczenia Adama a mój osobisty lekarz znalazł już mu najlepsze leczenie. Tak jak mówiłem wszystkie pieniądze przelałem już na konto, kupiłem wam dom niedaleko mojego i oferuję ci pracę tutaj - powiedział wujek a my nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. W trakcie dalszej rozmowy dowiedzieliśmy się, że syn tego Lucasa jest chory na raka krwi czyli białaczkę. Było nam bardzo przykro z tego powodu, bo on harował jak wół by było małemu dobrze a niektórzy tylko umieli go opierniczać. Wujek zawsze miał dobre serce więc pewnie dużo przelał weterynarzowi na konto oraz będzie mu też dłuuuuugo pomagał. Możliwe, iż nawet staną się przyjaciółmi, bo Maksiu lubił przebywać z ludźmi. Kiedy chcieli zmienić miejsce gdzie mieli porozmawiać my od razu wróciliśmy do Luxa i Nefari by zabrać je na padok. Chcieliśmy je wyczuć i trochę na nich potrenować. Lux był zainteresowany nowym otoczenie więc czasami musiałem go trochę pociągnąć za wodzę by szedł grzecznie przez co na szczęście się słuchał. Będąc już na miejscu włożyłem nogę w strzemię oraz zapytałem się karusa o pozwolenie czy mogę wejść na jego grzbiet. Ogier zgodził się od razu więc gdy tylko na niego wskoczyłem poklepałem go po szyi na co cicho zarżał. Był to mój pierwszy raz na tym koniu więc od razu szaleć nie mogłem. Z początku zataczałem z nim małe kółka stępem, który powoli zamieniał się w kłus. Dość szybko udało mi się wyczuć swojego wierzchowca, który był bardzo posłuszny. Po około 2 godzinach postanowiłem, że będziemy wracać a jutro zabiorę Luxa na parkur by zobaczyć jak skacze z jeźdźcem na grzbiecie.
Kiedy byliśmy już blisko stajni moją uwagę przykuł pewien mężczyzna a właściwie to nasz oszukany weterynarz, który jak gdyby nigdy nic wszedł sobie na teren posiadłości wujka i chyba był nawet pijany o czym świadczyło jego zataczanie się oraz błędne patrzenie po całym terenie go otaczającym. Chciał chyba wejść do stajni na co nie pozwolili mu stajenni i dobrze, bo przez tego dziada cierpiały niewinne zwierzęta a poza tym już tu nie pracował! Kiedy zjawił się wnerwiony wujek zaczęło robić się nawet ciekawie.
- Słuchaj cholero jedna! Przez ciebie moje konie są poważnie chore i ci tego nigdy nie daruję! - warknął trzymając go za ubranie a już po chwili przygwoździł go do ściany pokazując tym samym, że jego siła wojskowego jeszcze nie wygasła - Nie zdałeś żadnej szkoły i podrobiłeś papiery - syczał dalej niczym jadowita żmija.
- Zdałem! - odezwał się jakoś pewnie ze strachu trzeźwiejąc.
- Dzwoniłem na uczelnie! Nikogo takiego nie uczyli! - warknął groźnie Maks - Już tu nie pracujesz! Znalazłem o wiele, wiele lepszego człowieka na twoje miejsce, któremu zależy na zwierzętach i zasługuję na tą prawe - dodał trochę się uspokajając.
- Ale... - tamten gościu chciał coś jeszcze powiedzieć.
- Nie ma "ALE"! Nie chcę cię widzieć tutaj na oczy! - fuknął - Jesteś skończony! Zabrać go - dodał zły więc ochrona od razu się ruszyła i odbierając mu wszystko należące do wujka wyrzuciła go z terenu rezydencji. No należało mu się i to nieźle! Teraz byłem troszkę bardziej spokojny, że ten fałszywy człowiek dostał niezły opiernicz dlatego zaprowadziłem Luxa do jego boksu gdzie od razu zaczęli zajmować się nim stajenni a sam poszedłem do mojego biednego Arrowa, który nadal był słaby, ale chciałem się tylko z nim przywitać i iść by go nie męczyć. Pogłaskałem go po jego pięknej głowie a w tedy stało się coś dziwnego! Zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie i zanim się zorientowałem straciłem przytomność upadając na ziemię...
< Irma? :3 Dam, dam, dam xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.