Byłam załamana. Koszmary powróciły i czułam się jakby coś we mnie umarło… Jakby część mnie umarłą bezpowrotnie. Niby coś kontaktowałam ze światem ale właściwie to tylko czasem jakieś pojedyncze słowa Rekera do mnie docierały. Tak nie było ze mną kontaktu, nic nie jadłam, tylko ktoś tam przychodził, coś mi wstrzykiwał i wychodził. Po chyba dwóch tygodniach czułam się nieco lepiej i można było ze mną złapać kontakt ze światem. Zaczęłam słyszeć śpiewy ptaków i inne odgłosy, które wcześniej były dla mnie jakby nie do usłyszenia. Zaczęłam się nieco rozglądać i dopiero po chwili zrozumiałam że śpi przy mnie Reker. Podniosłam się do siadu, a wtedy jak na zawołanie zjawił się Maks, który wszedł przez wielkie drzwi.
- Irmo… Jak się czujesz? - spytał Maks podchodząc do mnie zmartwiony.
- Jak jedno wielkie nic nie warte gó*no i śmieć – szepnęłam załamana.
- Nie mów tak! Będzie dobrze! - starał się mnie pocieszyć.
- Pan nie został sprzedany jak przedmiot – szepnęłam gapiąc się w łóżku.
- Mam ochotę sama strzelić sobie w łeb i to zakończyć – dodałam.
- Nie mów tak będzie dobrze! - starał się mnie przekonać, lecz ja byłam jak na razie do niczego.
W sumie to byłam zmuszana do zrobienia nawet tego jednego kęsa, ale mnie nawet taki mały kęs mdlił i chciałam wszystko zwrócić, lecz leki jakoś mi na to nie pozwalały. Miałam ochotę umrzeć. Czułam się jakbym była martwa, jakby ktoś mnie zabił. Minęły kolejne dwa tygodnie dzięki czemu moja psychika nieco wróciła do stabilności ale wciąż brałam silne leki od psychologa, tak samo jak Reker, któremu też się pogorszyło niestety ale dzięki lekom mogliśmy jakoś funkcjonować i spać. Jakoś wyprowadziłam Alkatrasa z boksu, osiodłałam go i zaczęłam go rozgrzewać. Reker oczywiście był ze mną i właściwie jazda konna jakoś mnie odrywała od tego całego bólu i mogłam choć troszkę się uśmiechnąć w tej beznadziejnej sytuacji w jakiej byłam. Przeskoczyłam kilka przeszkód, lecz ogier był dzisiaj jakiś dziwny… Szarpał strasznie przy najeżdżaniu na przeszkodę co było do niego niepodobne! W pewnym momencie, kiedy miałam przeskoczyć stacjonatę, nagle Alkatras się zatrzymał przez co prawie spadłam, ale jakoś żyłam! Zeskoczyłam na ziemię zdziwiona i w lekkim szoku że odmówił skoku, bo nigdy tak nie robił! Jakby ktoś podmienił mi konia!
- Alkatras co się dzieje? - spytałam zmartwiona widząc, jak się pokłada, a raczej chciał. Spojrzałam przerażona na Rekera, który szybko pobiegł po Maksa, bo to nie było normalne! W końcu Alkatras się położył na boku i nie chciał wstać. Oddychał ciężko, więc odpięłam popręg by mógł jakoś oddychać. Klęczałam na ziemi i nie wiedziałam co mam robić! On cierpiała, a ja nie wiedziałam co mam zrobić… Do oczu napłynęły mi łzy, bo widziałam jak on cierpi!
< Reker? ;3 tandeta totalna wiem ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.