poniedziałek, 3 marca 2025

Od Ricka cd. Maddie


- Dawaj ten łeb – powiedziała i złapała mnie za policzki, przyciągając moją twarz do siebie. Nie wiedziałem co chciała zrobić więc nie ruszałem się praktycznie ani na milimetr.

- Jaki film wczoraj oglądałeś? - zadała pytanie od czapy, nie wiedziałem co odpowiedzieć, mój mózg próbował przeanalizować co się dzieje ale zanim doszedłem do jakichkolwiek wniosków poczułem jak łapie między palce mój nos i nastawia go. Krzyknąłem tym niespodziewanym ruchem ale szczerze nie czułem bólu, może adrenalina nie wyszła jeszcze z mojego ciała.

- Masz. Auta ci nie naprawie, ale nos masz nastawiony. - wycedziła, przygryzając usta by po chwili syknąć z bólu. Westchnąłem, wolałbym naprawione auto ale no cóż. Wymruczałem cicho podziękowanie, nie raczyła nawet usłyszeć, zaczęła się za to rozglądać. Zrobiliśmy trochę bałaganu ale z drugiej strony to tylko trawa, a krew z chodnika zmyje się przy deszczu. Maddie kucnęła przy aucie, podnosząc telefon a po chwili zaczęła się nerwowo rozglądać. Zgadywałem że chodzi o klucze więc także zacząłem ich wypatrywać. Przykucnęła pod autem, sięgając po zapewne klucze pod maszynerię ale przeklnęła pod nosem. Uśmiechnąłem się do siebie widząc jej marną próbę, krótkie rączki. Schyliłem się mimo wszystko, zajrzałem pod auto i wyciągnąłem jej ukochane klucze. Zerknąłem na nie szybko, nie dając jej ani trochę prywatności i czytając ją głos napis na zawieszce.

- Upadłeś? Doturlaj się do celu? - uśmiechnąłem się lekko. Nie spodziewałem się po nerwusce uroczej pandki z ckliwym napisem.

- Jak panda. Wszędzie się turlają. - dodała. - Już ochłonąłeś? Dasz radę jechać autem i nie przejechać nikogo?

- Kolejna próba przejechania ciebie się liczy? - uśmiechnąłem się. Wywróciła oczami.

- Tylko jeśli zgodzisz się wpaść do mnie. - uśmiechnąłem się lekko. - Trzeba ci opatrzeć te usta bo zaraz się tu wykrwawisz. - zarzuciłem głową, zwracając uwagę jak ciągle przygryzała usta nie dając ranie się uspokoić. Widać że chwilę się wahała. 
- Niech będzie, tylko nie jeździj jak debil. - westchnęła, chowając do kieszeni klucze. Otworzyłem drzwi swojego Buicka regala gnx, stare autko, mające swoje lata ale wciąż w klasie sportowej. Nachyliłem się od strony pasażera, otwierając jej drzwi i rzucając jej tanie chusteczki ze schowka. 
- Nie pokrwaw mi tapicerki, wchłania wszystko jak cholera. - mruknąłem pokazując starą, wyblakłą plamę z krwi na kierownicy. Wywróciła oczami. Znowu. Gałki jej kiedyś wypadną jak tak będzie ciągle robić. Wzięła mimo wszystko chusteczki i przyłożyła je delikatnie do ust. 


Znaleźliśmy się u mnie w kamienicy, otworzyłem drzwi wejściowe, kierując się od razu do windy. Wcisnąłem przycisk przywołania windy, nawet się nie zaświecił. Westchnąłem głośno kierując się w stronę schodów. Maddie podeszła do windy, wciskając guzik topornie, jakbym ja zrobił to źle.

- Nie działa. Nie działała i pewnie nigdy nie będzie działać. - westchnąłem do niej, po czym zacząłem wspinaczkę po schodach. Po paru minutach znaleźliśmy się na najwyższym piętrze, wsadziłem klucze do drzwi swojego mieszkania, jedynego na tym piętrze. Pchnąłem mocno drzwi, zacinały się czasem przy otwieraniu. Zaprosiłem dziewczynę do środka. Nie zdążyliśmy zamienić słowa a z korytarza rozległo się donośne miałczenie. 

- Mam nadzieję że nie masz alergii na koty. - uśmiechnąłem się lekko, gdy z mojej sypialni przybiegła do nas mała kotka, przybłęda, głośno miałkając jak to miała w zwyczaju na moje powitanie. Savi szybko obtarła się wokoło moich nóg i poleciała obwąchiwać dziewczynę. Widziałem że miała iskierki w oczach na jej widok ale starała się je powstrzymać.

- Gryzie ale dla zabawy. I drze ryja. - powiedziałem do niej, zdejmując buty. 

- Mogę? - zapytała kucając do kotki, dając jej obwąchać jej dłoń. 

- Jasne, i tak jakbym powiedział nie to ciężko tą bestie utrzymać w miejscu. - westchnąłem. - Nazywa się Savannah. - 

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie do Savi, gdy ta zaczęła ocierać się o jej dłoń pyszczkiem. Zaczęła się głaskanina, uśmiechałem się lekko do siebie i poszedłem do kuchni gdzie trzymałem apteczkę. Rzuciłem trochę zdarte, stare czerwone pudło na stół.

- Trzeba by się zająć tą twoją mordką co? - uśmiechnąłem się do Maddie.

Maddie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.