niedziela, 2 marca 2025

Od Mi'i cd. Audrey

Bart Dawes. Człowiek o świetlanej przyszłości, który na własne życzenie traci wszystko. Chcą zburzyć jego dom, a na jego miejscu postawić autostradę - i wedle głównego bohatera, jest to nie tylko wtargnięcie brudnymi buciorami w czyjeś prywatne życie, ale okrutne barbarzyństwo, które zabiera ci wszystko, co posiadasz i kochasz. Słyszałam o autorze tej książki wiele razy, jego opowiadania pojawiały się w magazynie New York Times i kiedy dzisiejszego dnia potrzebowałam małej zmiany w swoim codziennym życiu, sięgnęłam po cienką książkę, którą znalazłam w mojej ulubionej księgarni. Historia mnie wciągnęła i mocno poruszyła. Byłam już w jej połowie. Główny bohater, biedny Bart, utraciwszy wszystko, w tym zdrowy rozsądek, rzucił koktajle mołotowa w pojazdy, które siały spustoszenie na niewinnym mieście w imię obwodnicy miasta. Mężczyzna podpalił dwa walce, dwa buldożery, furgonetkę, polowe biuro Lane Construction oraz dźwig. Najważniejszy w tym momencie był dźwig, na którego mocnym i grubym łańcuchy zwisała ogromna kula, burząca wszystko na swej drodze. Dźwig płonął najmocniej ze wszystkich sprzętów. Ogień chłonął kabinę, a kiedy dotarł do baku z paliwem...
- O cholera - usłyszałam. Ten dźwięk przebił się do mojej przestrzeni cichej wyobraźni i zmusił, abym spojrzała na właścicielkę tych słów.
Żółto-pomarańczowe światło objęło książkę w ciasnym uścisku, niczym matka broniąca swoje dziecko. Dziewczyna, która niedawno pojawiła się w księgarni, próbowała zdeptać ów matkę, ale ona się tylko powiększyła i objęła swoimi ramionami kolejne dzieci. Ogień pożerał kolejne księgi, niczym dźwig z książki, którzy burzył pralnie aż do jej ostatnich fundamentów. 
- Nie nie nie... - za długo stałam, a to wszystko przez moje błądzące jeszcze w wyobraźni myśli, przewracające się między płonącym dźwigiem, a płonącymi książkami. Przez chwilę nie wiedziałam, które z nich jest rzeczywistością, aż do mojego nosa dotarł ostry smród palonego papieru. - Nie nie nie - mówiłam już głośniej i kiedy chciałam rzucić się na ogień, aby go ugasić, ujrzałam oczami wyobraźni, jak Bart Dawes nieświadomie uchyla się przed lecącymi kawałkami maszyn, które wybuchły od namiętnego spotkania ognia z benzyną. 
Spojrzałam na dziewczynę. Stała nieruchomo, a w jednej dłoni trzymała książkę, a w drugiej papierosa. W tej chwili nie powiązałam faktów, dla mnie jedyne, co było jasne to to, że ogień zdecydowanie za szybko się rozprzestrzeniał. Moje myśli były jeszcze daleko, ale nogi same zadziałały. Pobiegłam do Anthony'ego pracującego w księgarni.
Chłopak jednak myślał i działał szybciej niż my. Nim dobiegłam do lady, on był już w połowie drogi, kierującej go do pożaru. Musiał coś wyczuć, ale jak na złość, nie wziął ze sobą niczego, czym mógłby ugasić ogień. 
- Co jest?! - krzyknął zszokowany, widząc, jak pożar zajął już cały regał z książkami. Stałam za nim i patrzyłam, dopiero teraz rozróżniając co było rzeczywistością, a co fikcją. Bart Dawes za pomocą koktajli mołotowa podpalił maszyny budowlane. Dziewczyna z księgarni przypadkowo podpaliła książki papierosem. 
- Uciekajcie stąd - chłopak zwrócił się do mnie, po czym pobiegł z powrotem do lady. Szybko stanęłam obok znieruchomiałej nieznajomej, łapiąc ją za rękę i ciągnąc do siebie.
- Obudź się! - krzyknęłam do niej, a jej nogi zaczęły ją nieść tam, gdzie prowadziłam. A biegłam do wyjścia, zastanawiając się, co czuł Bart Dawes, gdy niszczył maszyny. Na pewno, tak samo jak ja, czuł przypływ adrenaliny.

Audrey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.