wtorek, 24 września 2024

Od Zei do Arthura

 Wolne soboty nie zdarzały się często. No dobra, wolne to pojęcie względne, bo nadal czekała mnie wizyta w stajni, dokończenie pracy na studia, a wieczór prawdopodobnie skończy się spontanicznym wypadem na miasto ze znajomymi. Ale po kolei. Wyciągnąłem z szafki przy wejściu granatową torbę. Oficerki i kask już tam czekały, wystarczyło dopakować bryczesy, koszulkę polo, a po szybkim zerknięciu na termometr, również bluzę z kapturem, z której i tak nie dało się już wyzbyć całej sierści Dimy. No i oczywiście musiałem posiać gdzieś rękawiczki. Przewróciłem do góry nogami pół mieszkania zanim znalazłem je w pralce. Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.

***

Zajechałem na parking akademii i powoli toczyłem się pomiędzy rzędami samochodów w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Zajęło to zaskakująco długo, a kiedy wreszcie się udało usłyszałem dźwięk przychodzącego SMSa, wydany przez telefon leżący na siedzeniu pasażera. Mógłbym przysiąc, że odwróciłem wzrok na milisekundy, nawet nie planowałem ruszać urządzenia. Ale najwyraźniej te kilka sekund wystarczyło. Usłyszałem odgłos metalu powoli trącego o metal. Natychmiast zatrzymałem auto i zrozumiałem, że znajduję się zbyt blisko wypolerowanej, czarnej Impali, żeby dźwięk mógł dochodzić z jakiegokolwiek innego źródła.

Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. 

Tym razem skupiając się niemal do bólu tylko na prowadzeniu, ostrożnie odjechałem kawałek i zaparkowałem, po czym wysiadłem z auta. Trochę bałem się co zastanę. I miałem w tym sporo racji, bo drzwi zabytku zdobiła teraz “piękna” czerwona rysa. To będzie kosztować… Mimowolnie skrzywiłem się i wróciłem do swojego samochodu w poszukiwaniu kawałka papieru. Jak na złość było tam chyba wszystko poza zwykłą kartką. Najlepsze co znalazłem to lekko wyblakły bilet parkingowy. “Przepraszam za drzwi” zapisałem na odwrocie, dodając jeszcze swój numer telefonu. Mogłem tylko mieć nadzieję, że uda mi się dogadać z właścicielem i nie angażować w to ubezpieczyciela. Włożyłem bilet za wycieraczkę Impali, wyciągnąłem ze swojego auta torbę ze strojem do jazdy i ruszyłem w stronę szatni. Parkingowe przygody parkingowymi przygodami, ale Dima sam się sobą nie zajmie. Albo raczej lepiej dla mnie, żeby nie musiał sam się sobą zajmować. Moje oszczędności i tak już mocno dziś oberwały.


Arthur? zahaczyłam się o auto xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.