Tony również skorzystał z popołudniowej drzemki. W przeciwieństwie do Arthura nie przespał jednak zaplanowanego budzika. Słysząc znajomą melodię, od razu otworzył oczy i uderzył dłonią w ekran. Podnosząc się do siadu, skrzywił się, gdy uświadomił sobie, że cały lepi się od potu. Chociaż brał już dzisiaj prysznic, postanowił ponownie się wykąpać. Odświeżył również włosy, których nieład nawet go nie zaskoczył. Owijając ręcznik wokół bioder, wrócił do sypialni, by zastanowić się nad nowym outfitem. Trochę nie podobał mu się fakt, iż to trzecie ciuchy, w jakie się dzisiaj wbije, ale nie zamierzał przyjść do Arthura śmierdzący od przykrycia się kocem.
Po szybkim przejrzeniu garderoby, postawił na czarne bojówki oraz luźny t-shirt. Całość dopełnił jeansową kurtką, która miała ochronić go przed zimnem. Przeglądając się w lustrze, stwierdził, że nie wygląda jak skończony upadek człowieka, nienadający się do wyjścia w teren. Chcąc opuścić mieszkanie, złapał odruchowo za kluczyki od samochodu. Dopiero po krótkiej realizacji, uświadomił sobie, iż zamierza sensownie się upić. Nie chcąc stracić prawka, odwiesił je z powrotem na wieszak. Stojąc przed drzwiami prowadzącymi na klatkę schodową, zamówił najbliższego Bolta i obmacał naprędce wszystkie kieszenie. Papieros, klucze od mieszkania, dokumenty. Brakowało jedynie dobrego alkoholu.***
Zdając się na barmana, otrzymał całkiem sensownego drinka. Mocny, wyrazisty i dyniowy. Te trzy rzeczy wyprowadziły go w naprawdę dobry nastrój. Mimo dość mocnej głowy do alkoholu, przy połowie drugiej kolejki poczuł się delikatnie wstawiony. Oczywiście nadal kontaktował, ale zdecydowanie stał się weselszy.
- Więc, jesteś swojego rodzaju "koniarą", huh? - Zagadnął blondyn, spijając piankę ze swojego napoju. - Nie lepiej było ci w Teksasie?
- Nie jestem koniarą. - Zaprzeczył, kręcąc przy tym głową. - Po prostu bez konia jest ciężko. Rancza są duże, a nie wszędzie dojedziesz samochodem. - Przetarł dłońmi twarz. - I krowy są spokojniejsze. Nie uciekają, jeśli złapiesz w końcu wprawę. - Lekko się uśmiechnął.
- Skoro to twój świat, to czemu z niego zwiałeś? - Arthur zadał mu kolejne pytanie.
- Nie zwiałem. - Trochę się oburzył. - Kazali zrobić mi studia albo wstąpić do wojska. Prędzej nauczę się prawa, niż dam sobie odstrzelić w łeb. - Ułożył palce na wzór pistoletu i stuknął nimi o skroń.
- I pozwolili zabrać ci konia? - Blondyn wydawał się odrobinę podejrzliwy.
- Bo jest moja. - Wzruszył ramionami. - Jeśli nie zabrałbym jej ze sobą, mógłbym już jej nie zobaczyć. Skoro musiałem wyjechać z Teksasu, to część Teksasu zabrałem ze sobą. - Upił kolejny łyk dyniowego drinka. - Szkoda tylko, że nie dało się ukraść prerii. Zajebiście uciekało się na nią w nocy, gdy macocha mnie wkurwiała. - Wrócił myślami do tamtych czasów. - A ty? Co cię skłoniło do tej akademii jeździeckiej?
Arthur? (:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.