Tony nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Chociaż nie raz oswajał dzieciaki z końmi, nigdy nie robił tego z dorosłym, w dodatku pijanym, facetem. Nie wiedział również, czy zachowanie Arthura wynika z jego upojenia alkoholowego, czystej niewiedzy, a może dwóch tych wartości połączonych w nierozerwalną całość. Dając blondynowi nacieszyć się zmutowaną krową, oparł się o ścianę boksu, ignorując przy tym zwierzę, mieszkające w sąsiednim lokum. Bezruch spowodował jednak, że Henderson zaczął stopniowo przysypiać. Początkowo otwierał zamykające się oczy, ale obraz zaciemnionego pomieszczenia znacząco się rozmazywał. Kiedy miał już się poddać, poczuł na szyi czyiś dotyk. Przestraszony Anthony od razu odzyskał funkcje życiowe. Nie wiedząc, skąd pojawiło się zagrożenie, odskoczył od ściany, by znaleźć się przy boku swojego wierzchowca.
- Wielki psie, ratuj mnie przed tym potworem… - Arthur przytulił się do Way, sądząc, że ta obroni go przed całym złem tego świata.
- Co się stało? - Tony potarł swój kark, trzymając stale jedną dłoń na grzbiecie srokatej.
- Coś chce mnie wpierdolić w całości! - Poskarżył się, próbując zlokalizować wyimaginowanego wroga. - A co jeśli pimpama też zabije? - Wydusił, przywierając mocniej do szyi klaczy.
- Nie wygląda na zestresowaną. - Zmrużył oczy, by ocenić stan podopiecznej. - Nic nam chyba nie grozi.
- Przecież coś na mnie fukało! - Upierał się, poluźniając nieco chwyt.
Szatyn chciał już wysnuć co do tego pewną teorię, gdy Milky Way postanowiła się poruszyć. Potrząsając głową, zaczęła się cofać, by pozbyć się ciężaru nowego kumpla. Nie robiła tego agresywnie. Dawała po prostu jasne sygnały, mówiące o tym, że znudziły się jej drobne czułości.
- Umieram! - Pisnął niczym trzynastolatka, która po raz pierwszy dotknęła swojego crusha.
- Nie umierasz! - Pociągnął młodszego za rękę, by odkleić go od kobył.
Niestety ich wspólna równowaga pozostawiała wiele do życzenia. Uginając się pod ciężarem Arthura, Tony wylądował tyłkiem, a następnie plecami na podłodze boksu. Nie byłoby to takie złe, gdyby blondyn również na nim nie wylądował.
- Jesteś ciężki. - Stęknął Henderson, patrząc na niego z dołu. - Co prawda, to nie stóg siana, ale nie wiedziałem, że w Idaho też to praktykujecie. - Zażartował, biorąc płytkie oddechy.
Arthur?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.