wtorek, 24 września 2024

Od Anthony'ego cd. Zei

Praca w lokalnej księgarni miała to do siebie, że nie zawsze gościły w niej tłumy osób. Zajmując się głównie rozkładaniem towaru, unikał natrętnych klientów, z każdym pytaniem odsyłając ich do koleżanki po fachu. Chociaż Eleonora miała ochotę zabić go wzrokiem, nie próbowała kwestionować jego decyzji. Tony nie wyglądał zbyt dobrze, a to mogło odstraszyć potencjalny zastrzyk gotówki. Cała zmiana upłynęła więc pod znakiem ciszy i przeglądania nowych pozycji literatury.
Kiedy mieli rozliczać się z dziennego utargu, dziewczyna stwierdziła, że upora się z tym sama. Kazała Tony’emu jedynie wciągnąć witacz do środka oraz zaciągnąć rolety antywłamaniowe. Po tych skomplikowanych czynnościach, był już zwolniony do domu. Nie chcąc jednak wracać do pustych czterech ścian, ani do wciąż obrażonej siostry, postanowił podjechać autobusem do mieszkania, spod którego zgarnął swój samochód. Upewniając się, że na tylnym siedzeniu nadal znajdują się potrzebne mu rzeczy, dorzucił do nich torbę z pracowniczym umundurowaniem, a następnie ruszył w kierunku akademii jeździeckiej.
Na miejscu z trudem znalazł wolne miejsce parkingowe. Nie chcąc cisnąć się z innymi jeźdźcami w szatni, przebrał spodnie w samochodzie, a na nogi wciągnął podniszczone gumowce. Do ręki wziął natomiast kowbojki i kremowy kapelusz. Nie potrzebując niczego więcej, wysiadł z pojazdu, by zacząć krążyć między budynkami, w celu odnalezienia odpowiedniej stajni.
Trafiając wreszcie pod boks Milky Way, uśmiechnął się, gdy ta postanowiła zapomnieć o tym, iż jest humorzastą klaczą. Gwiżdżąc cicho, odłożył nakrycie głowy na wieszak na siodło, a buty ułożył tuż poniżej. Wchodząc do boksu, niemal zderzył się z łbem krowy, która próbowała wpakować mu go pod pachę.
- Jaka ty przyjacielska. - Zażartował, klepiąc kobyłę po szyi. - Też za tobą tęskniłem. - Przyznał, dostrzegając przekręcony halter. - Cóż, przynajmniej go nie zjadłaś. - Wyciągnął rękę, by poprawić kantar na łaciatej głowie.
Milky jednak nie była głupia. Widząc zamiar swojego właściciela, od razu zaprezentowała swoje żyrafie umiejętności. Wystarczyło jednak opuścić dłoń, by koń z powrotem przyjął prawidłową postawę. Akcja powtórzyła się trzykrotnie, co znacząco zmęczyło jej właściciela.
- Dwie minuty w miejscu to tak wiele? - Mruknął zrezygnowany, odpowiadając na niezadowolone rżenie klaczy.
Próbując ponownie zająć się halterem, spojrzał do boksu obok, gdzie skrzyżował spojrzenie ze znajomym radiowcem. Świetnie. Babcia z fotowoltaiki najwidoczniej nie wystarczyła, by go odstraszyć.
- Aktualnie nie słucham żadnej muzyki. - Stwierdził, przeganiając klacz w drugą część boksu. - Twój koń? - Wskazał ruchem głowy na skarogniadego zwierzaka. - Chyba nie jest klaczą, co? - Skrzywił się, gdy srokata uszczypnęła zębami jego bark. - Może pomożesz mi z halterem? Sam chyba jej nie ogarnę. - Uniknął kolejnego siniaka.

Zeya? Macaj krowę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.