Podając dłoń blondynowi, utrwalił w umyśle jego imię. Wątpił, że kiedyś jeszcze na siebie wpadną. Gdyby jednak nadarzyła się taka okazja, lepiej było zaznaczyć, iż nie są już dla siebie zupełnie obcy. Przez całą tę interakcję kompletnie zapomniał o swoim zapachu. Przyzwyczajony do wiecznej woni koni, siana, krów i innych ranczerskich rzeczy, nie ogarnął, że innym może on przeszkadzać. Zamiast się speszyć, przycisnął po prostu kubek do ust i lekko się uśmiechnął.
- Jestem, hm, jeźdźcem? - Niezbyt podobała mu się ta definicja. - W sensie, to nic zawodowego. - Wolał nie kreować się na profesjonalistę.
- Czyli szkółka? - Popadli ze skrajności w skrajność.
- Mam swojego konia. - Wyciągnął telefon z kieszeni. - Niedaleko jest akademia jeździecka. Milky Way stoi tam od kilku tygodni. - Odblokował ekran, na którym pojawiła się przeszczęśliwa, psia, mordka. - Mogę ci ją pokazać, jeśli chcesz. Nie każdy się tym interesuje. - Zawahał się przed włączeniem galerii.
Arthur? (:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.