- Co się stało? - chłopak podrapał się po szyi, teraz już opierając się plecy wielkiego psa.
- Coś chce mnie wpierdolić w całości! - Poskarżyłem się, mając na myśli bliżej nieokreślone fuknięcie w moje włosy.
- A co jeśli pimpama też zabije?? - wydusiłem, orientując się, że nieokreślony stwór może zaatakować tez zwierzę, do którego wtuliłem się jeszcze mocniej.Tony spróbował mnie uspokoić, mówiąc, że wielki pies nie jest zestresowany. Jakoś ci kurwa nie ufam... - Przecież coś na mnie fukało. - Uparłem się i poluźniłem nieco uchwyt na szyi zwierzęcia.
Wielki Pies potrząsnął głową i zaczął się cofać.
- Umieram! - Pisnąłem, spodziewając się, że to jednak w ten sposób umrę. Wielki pies pożre mnie, pokopie, zakopie, zesra na mnie albo zagryzie swoimi wielkimi, strasznymi zębami. Wiedziałem, że źle jej z oczu patrzy..
- Nie umierasz! - Chłopak pociągnął mnie za rękę, by odciągnąć od wielkiego, strasznego psa. Byliśmy na tyle pijani, że straciliśmy równowagę. Wylądowałem na chłopaku, który wydał z siebie niezadowolne stęknięcie.
- Jesteś ciężki. - Wydusił, patrząc na mnie z dołu. - Co prawda, to nie stóg siana, ale nie wiedziałem, że w Idaho też to praktykujecie. - Zażartował, łapiąc powietrze.
Niezdarnie spróbowałem się podnieść, modląc się, by nade mną nie znajdowała się wielka kupa mięśni. Na moje szczęście, odsunęła się od nas jeszcze bardziej, i przysięgam, patrzyła na nas z politowaniem. Siano ugięło się pod moim ciężarem i sprawiło, że ponownie upadłem całym sobą na chłopaka, który zaklął pod nosem. Wydukałem z siebie niewyraźne "sory" i tym razem udało mi się podnieść tak, by znaleźć się przy jego nogach. Tony także podniósł się z pozycji leżącej i parsknął śmiechem. Zmarszczyłem brwi, początkowo nie mogąc zrozumieć, co w ogóle przed chwilą się stało. Leżałem. na. chłopaku. Japierdole.
Również wybuchnąłem śmiechem, łapiąc komizm całej tej sytuacji. Wciąż czułem na sobie oceniający wzrok wielkiego psa, więc odwróciłem się niezdarnie i usiadłem, krzyżując nogi. Będziemy walczyć na spojrzenia pies.
Siedziałem tak i wgapiałem się w ciapate zwierze, ignorując Tony'ego, który nagle stał się bardzo, bardzo cichy.
- Co ci, stary? - odwróciłem się, by zobaczyć jak opiera się o ściankę boksu, a jego głowa zwisa w dół. - E, halo, wstajemy. Wielki pies mnie obserwuje. - Zauważyłem, potrząsając pijanym chłopakiem. Poczułem, jak cały się spinam na widok zwierzęcia, które powoli, z zaciekawieniem zaczyna kombinować przy niedomkniętych drzwiach. Potrząsnąłem nim jeszcze trochę mocniej, mając nadzieję, że jego obiad nie wyląduje na mnie.
Krowa wystawiła łeb przez drzwi, znajdując się tyłkiem niebezpiecznie blisko mnie. Boże to mnie pokopie, zabije, umrę, odejdę z tego świata. Japierdole zaraz się porzygam.
- No wstawaj kurwa! - Szarpnąłem nim, oglądając już tylko machający ogon przy mojej twarzy. - KOŃ CI SPIERDOLIŁ. - Podniosłem głos na niego, otworzył zaspane oczy i rozejrzał się po boksie.
- Japierdole Milky! - Miałem wrażenie, że natychmiast otrzeźwiał. Podniósł się na nogi i chyba szybko tego pożałował, bo wychodząc z boksu oparł się o niego i zaklął, wzdychając ciężko. - Cholero ty jedna... - podszedł do wielkiego psa, który położył po sobie uszy. Stałem za chłopakiem, jak dziecko, które zaraz ma zapytać mamy, czy może czekoladę.
- Dlaczego ona nie ma uszu? - zapytałem, nie rozumiejąc ekspresji, którą wyrażał pimpam. Alkohol szumił mi w głowie zdecydowanie za bardzo, więc nie informując mojego znajomego, wyszedłem (w mojej wyobraźni), po cichu i upadłem na kolana na trawę, stękając z niezadowolenia, gdy trunki podeszły mi do gardła.
- Jaapierdole. - wyjęczałem, widząc pod sobą papkę alkoholu i frytek. Zaraz zrzygam się na sam widok tego. Mam nadzieję, że nikt tego nie zobaczy do rana. Wróciłem jak gdyby nigdy nic do chłopaka, który zdążył złapać krowę i zacząć coś do niej mówić. Wielki kurwa zaklinacz wielkich kurwa psów. - Co ty robisz? - Wyjęczałem, wciąż czując nieprzyjemny smak w gardle. Coś odpowiedział, ale przestałem go słuchać. Rzuciłem się na stertę, jak mniemam, siana, i zignorowałem nieprzyjemne uczucie wbijających się kawałków trawy we mnie.
Chłopak odprowadził wielkiego psa do swojego mieszkania i spojrzał na mnie z politowaniem, równocześnie badając czy siano jest na tyle wygodne, by się na nim położyć. Równowaga zdecydowała za niego i wylądował praktycznie obok mnie, wypuszczając powietrze z ust.
- Nigdy więcej z tobą nie pije. - Uznał, patrząc na to jak zwijam się w kulkę i błagam, by nie rzygać po raz kolejny. Prosze kurwa, jak ktoś mnie tu znajdzie, to już po mnie.
- To naucz mnie obsługiwać wielkie pimpamy. - Odparłem, staczając się z siana i boleśnie uderzając całym sobą o bliżej nieokreślony przedmiot. Jęknąłem, poddając się i zostając już w tej pozycji, licząc, że odejdę z tego świata bez kaca.
- Ale ty sie ich boisz? - zanegował.
- Iiiiiii chuuuuuuuj z tym. - Wyburczałem, praktycznie zasypiając.
Tony?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.