Po usłyszeniu propozycji chłopaka uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam energicznie głową.
- Bardzo chętnie…- powiedziałam, po czym dodałam. - Aha, nie gryzę. Pytaj, o co chcesz.
Po wypowiedzeniu tych słów wyszłam z hali i ruszyłam w stronę stajni. Cały czas czułam na sobie wzrok blondyna, pewnie zaskoczonego moimi ostatnimi słowami. Mogłam tego nie mówić, ale Douglas rzeczywiście wyglądał, jakby bał się mnie zapytać o spacer z końmi. A ja nie chciałabym, żeby ktokolwiek się bał. Gdy znalazłam się w stajni, wprowadziłam Ain't Misbehaving do boksu i rozsiodłałam ją. Następnie szybko wyczyściłam, zaniosłam sprzęt do siodlarni i ponownie wróciłam do Misi. Pogłaskałam ją po szyi w geście pożegnania, po czym ruszyłam w stronę internatu. Dzisiejszy dzień stajenny zakończył się dla mnie nawet dobrze, nie tylko ze względu na pogodzenie się z Douglasem, ale też z powodu dobrej pracy, jaką wykonałyśmy razem z Karą.
Gdy weszłam do pokoju, jedyną rzeczą, o jakiej myślałam, to matematyka, którą miałam ochotę jak najszybciej odrobić. Ten przedmiot nie sprawiał mi żadnych problemów, a wręcz przeciwnie, bardzo go lubiłam. Jedyną lekcją, jakiej nie lubiłam, to WoS. I szczerze mówiąc, nie wiem czemu, przedmiot był dla mnie zwyczajnie nudny i żmudny. Przez to często byłam ofiarą żartów, bo bardziej lubiłam matematykę, chemię, angielski, czy francuski, niż np. WoS. Ale o gustach się nie dyskutuję, po prostu ich ignorowałam.
Nadal ubrana w bryczesy, niezbyt spocona po dość prostym treningu, usiadłam przy biurku, wyjęłam książki i zaczęłam odrabiać lekcje. Równania, rachunki, odejmowanie, dodawanie, mnożenie i tak dalej, i tak dalej. Czyli to, co zwykle. Podczas pisania na kartce papieru przypomniało mi się, że jutro mam zrobić oprowadzanki na Peter Pan'u dzieciom. Dyrektorka ubzdurała sobie, że mam wziąć go, a nie np. Channel, ponieważ… Właściwie, nie podała powodu. Sprzeciwiałam się, próbowałam jej wytłumaczyć, że to nie koń dla dzieci, ale ona uznała, że nie ma konia ”Nie dla dzieci”. No cóż, później nie miałam ochoty z nią dyskutować.
Otarłam ręką twarz, gdy Peter Pan ponownie nie chciał przyjąć wędzidła, mimo wielu moich prób. Gniady nie miał zamiar nawet słuchać moich błagań, a wręcz przeciwnie – rozmawiał z koniem na końcu stajni. W pewnym momencie mocniej złapałam go za łeb, na co ten niedbale prychnął i spróbował dziabnąć mnie w ramię. Pokręciłam rozczarowana głową. W pewnym momencie usłyszałam w stajni kroki, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż była już godzina dwudziesta trzydzieści. Kto o tej porze przychodzi do stajni? Oprócz mnie nie wiem. Kroki po chwili ucichły, najwyraźniej ten ktoś stanął przy swoim koniu. Zmieniło się to, jednak gdy kilka razy zwróciłam uwagę Gniadoszowi. Owa osoba ruszyła, najwyraźniej w moją stronę, po chwili zatrzymując się przy boksie. Odwróciłam głowę w jego stronę, puszczając łeb Petera. Koń w mig odwrócił łeb w stronę krat boksu, kontynuując rozmowę. Ja natomiast zwróciłam uwagę na człowieka stojącego przed boksem, którym okazał się Doug.
- O, cześć! - powiedziałam, po czym bez słowa dodałam. - Chciałbyś mi pomóc? I może później wsiąść na chwilę na Petera? Jestem wykończona i poprosiłabym cię, żebyś go troszkę rozgrzał.
Blondyn uśmiechnął się.
- Hej. Jasne, pomogę ci, ale czy na pewno chcesz, abym wsiadł na tego Diabła?
Douglas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.