środa, 9 stycznia 2019

Od Alana cd. Seana

***
Cudownie spało mi się w ramionach szatyna, był o wiele wygodniejszy od poduszki. I o wiele lepiej pachniał. Obudziłem się rano obok Seana, uśmiechnąłem się lekko. Wyglądał cholernie uroczo. Z braku lepszego zajęcia zacząłem bawić się jego ręką, miał niesamowicie ciepłą skórę w przeciwieństwie do mojej. Po dłuższej chwili chłopak obudził się i spojrzał na mnie, na co uśmiechnąłem się delikatnie. Mógłbym budzić się tak co dzień.
- Muszę wyprowadzić psa. - oznajmił Sean, w odpowiedzi pokiwałem głową. Wstałem i zabrałem się za układanie podręczników potrzebnych na dzisiejsze zajęcia, a szatyn wyszedł z mojego pokoju. Spakowałem potrzebne rzeczy, po czym przebrałem się w przetarte jeansy i narzuciłem na siebie czarną bluzę.
Wszystkie lekcje mijały dość dobrze, jednak na treningu dla grupy jeździeckiej w skokach pojawił się mały problem. Zignorowałem już nawet sam fakt iż Lynette jest w naszej grupie, bardziej martwiło mnie to że Sean miał drobny problem z swoim wałachem. W pewnym momencie chłopak wyleciał prosto na ścianę krytej hali. Wystraszyłem się lekko, w końcu upadek nie wyglądał na delikatny. Pani Moore wysłała bruneta do pielęgniarki, tym samym zwalniając go z reszty lekcji. Ja za to musiałem zostać, jeszcze z tą okropną dziewczyną.
***
Starałem się skupić na ostatnich trzydziestu minutach, moje myśli krążyły wokoło bruneta. Chyba trochę się o niego martwiłem. W końcu nadszedł upragniony koniec lekcji w dzisiejszym dniu. Pośpiesznie opuściłem salę od biologii, mając się z zamiarem odwiedzenia Seana jednak coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał.
- Alan, tak? - uśmiechnęła się uroczo Lynette. Damn, wydrapałbym jej oczy gdyby nie to że mam jeszcze resztki szacunku do kobiet.
- Mhm. - odparłem, udając że chociaż odwzajemniam uśmiech.
- Mam nadzieję że nic się nie stało Seanowi. Martwię się trochę o niego, wiesz gruchnął dość mocno. - powiedziała. Zastanawiałem się czy troska w jej głosie jest prawdziwa czy udaje ją by zrobić mi na złość.
- Może pójdziemy do niego i spytamy czy wszystko okey? - uśmiechnęła się lekko. Gdybym był bazyliszkiem już dawno by nie żyła.
- Nie, pewnie jest zmęczony. Zresztą ten upadek wcale nie był tak mocny. - wymusiłem u siebie uśmiech. Dziewczyna zgodziła się na moją propozycję i w końcu dała mi święty spokój. Wyszedłem z budynku szkolnego, skierowałem się do kolejnego budynku i następnie pokoju chłopaka. (A/N Yeah darujmy sobie poetyckie opisywanie śniegu na zewnątrz gdy droga zajmuje mu może z minutę)
Odnalazłem odpowiedni pokój i zapukałem do drzwi, które po chwili otworzył mi Sean.
- Nic ci nie jest? - zapytałem, starając się by zmartwienie w moim głosie nie dało za wygraną. W odpowiedzi Sean przewrócił oczami.
- To nie pierwszy raz gdy Enter uświadomił mi jak bardzo nie lubi skakać na ujeżdżalni - uśmiechnął się lekko, nie odpowiadając mi do końca. Zajrzałem w głąb pokoju, zaciekawiając się pianinem stojącym w rogu.
- Grasz? - zapytałem wskazując ruchem głowy na pianino w kącie pokoju. Chłopak pokiwał twierdząco głową i zasiadł za instrumentem, przejeżdżając palcami po klawiszach.
- A... zagrasz coś dla mnie? - zapytałem.
Chłopak zaczął przygrywać bliżej mi nieznaną melodię, jednak brzmiało to tak wspaniale że wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany. Po chwili zaczął także śpiewać, zapominając zapewne o moim istnieniu. W  wielkim zafascynowaniu niczym pięcioletnie dziecko wpatrywałem się w chłopaka, wsłuchując się w jego głos i tą cudowną melodię.
Kiedy chłopak skończył odchrząknął lekko i podniósł wzrok na mnie.
- Plecy mnie bolą przez siniaki, a na dodatek mam stłuczoną kość ogonową, doceń moje poświęcenie skarbie - odezwał się w końcu, przerywając ciszę. Wybuchnąłem śmiechem, na co dostałem kuksańca w bok.
- Od kiedy to dałem ci zgodę na nazywanie mnie "skarbie"? - uniosłem brew, lekko się uśmiechając.
- Od kiedy jesteś mój. - na jego usta wkradł się ten okropnie chamski, chytry uśmiech. Zaśmiałem się cicho, po czym znów nastała cisza.
- Zgadnij w ogóle kto o ciebie pytał. - zagadnąłem. Sean wysłał mi pytające spojrzenie.
- Jakże urocza brunetka Lynette! - starałem się ukryć swoje zażenowanie. Chłopak odpowiedział mi jedynie głośnym śmiechem.
- Jesteś okropnie zazdrosny Winters. - powiedział między salwami śmiechu.
- Wcale nie! - zaprzeczyłem szybko, mimo iż chłopak miał trochę racji.
- Kłamca... - zaśmiał się.
- Nienawidzę cię. - westchnąłem.
- Dobrze wiesz że to też kłamstwo. - uśmiechnął się zwycięsko. Przewróciłem oczami, po czym pocałowałem chłopaka.
- Dobra, wygrałeś. - uśmiechnąłem się.

Sean? Tym razem to ja przesłodziłam momentami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.