czwartek, 3 stycznia 2019

Od Gabriela

Przeciągnąłem się, a w moje oczy uderzył blask poranka. Wciągnąłem na siebie szybko ubrania i ruszyłem do stajni, w której spotkałem Alicję. Czyściła swoją młodą klacz- Omnibus. Gdy mnie zobaczyła zaprzestała swojej czynności.
-Dzień dobry, gdzie Casper.
-Hej Gabriel, na łące z Pielgrzymem i Furmanką za stajnią.
-Dziękuję.- Powiedziałem.
Złapałem w rękę halter i poszedłem za stajnię. Trochę niekomfortowo się czułem z tym, że jadę z Casperem do akademii. Jednak była ona klasyczna, więc nie chciałem brać swojego westernowego oczka w głowie- Cory. Siwy przybiegł na mój gwizd i dał sobie nałożyć na pysk sznurki. Zwinnie splątałem supełek i wyszedłem uprzednio zamykając łąkę. Wprowadziłem konia do stajni i przypiąłem go uwiązami na stanowisku. Szybko przeczyściłem konia, wyczyściłem kopyta i sprawdziłem stan podków. Gdy byłem pewien, że wszystko jest okej założyłem ochraniacze transportowe i zamieniłem halter na kantar. Następnie owinąłem ogon konia i ruszyłem z nim do przyczepy. Załadunek jak zawsze poszedł sprawnie. Dałem sygnał kierowcy, że może jechać i wróciłem do pokoju po swoje walizki. Upewniłem się, że wszystko wziąłem i wpakowałem tabołki do bagażnika. Zaszedłem do stajni gdzie uścisnąłem siostrę na pożegnanie i wszedłem do pojazdu. Uruchomiłem samochód i wyjechałem ze stajni machając na pożegnanie Alicji. Za parę godzin miałem być w akademii.

***

Dojechałem równo z koniowozem. Zapłaciłem należność kierowcy i otworzyłem klapę. Pogłaskałem konia po szyi na przywitanie i odwiązałem uwiąz. Wyprowadziłem go po rampie od razu ściągając wszelakie ochraniacze. Casper jak zawsze w nowym miejscu szedł dumny, naprężony, ale przy tym spokojny. Wprowadziłem go do boksu, który był oznaczony jego imieniem i cofnąłem się do wozu. Wypakowałem z niego swoją pakę, którą zawiozłem do siodlarni. Upewniłem się, że nic nie zostało i powiedziałem kierowcy, że może jechać. Po tym wypakowałem swoje rzeczy i wyciągnąłem kontener z Psem po czym wszedłem do budynku akademii, w którym przywitała mnie recepcjonistka i wskazała mi pokój. Był to numer czterdzieści pięć na drugim piętrze. Zawołałem za sobą Psa i poszedłem do wskazanego mi celu. Przekręciłem klucz, a moim oczom ukazał się nawet ładny pokój. Opadłem na łóżko, a samiec położył się obok mnie. Pogłaskałem go po brzuchu i powiedziałem:
-Jedziemy w teren.
Samiec zaszczekał na to wesoło i zakręcił się. Przebrałem się w bryczesy, na które naciągnąłem skarpety, a na tors nałożyłem polo z długim rękawem. Odpuściłem sobie dzisiaj czapsy, gdyż nie miał być to trening. Złapałem w rękę kask, którego i tak pewnie nie użyję i ruszyłem w stronę stajni, która była bardzo ładnie urządzona. Wszedłem do boksu Caspera i zarzuciłem mu uwiąz na szyję po czym postawiłem go w korytarzu stajni. Z paki wypakowałem potrzebny mi sprzęt i wróciłem do konia, który nadal stał grzecznie. Nie był brudny, więc od razu założyłem mu ochraniacze po czym zarzuciłem czaprak, a następnie siodło. Podpiąłem popręg i opuściłem strzemiona po czym założyłem ogłowie. Położyłem palce na potylicy konia przez co obniżył głowę i włożyłem mu wędzidło do pyska. Gdy był gotowy zawołałem Psa i wsiadłem jeszcze w stajni na ogiera. Wyjechałem spokojnym stępem na plac, by rozstępować konia. Obyło się bez świadków. Po dziesięciu minutach wyjechałem na polną ścieżkę żywym kłusem. Gdy poczułem, że koń zaczął pracować zadem i opuścił głowę ruszyłem zebranym galopem choć wiedziałem, że nie podoba mu się to ani Psu. Dlatego puściłem wodze, a koń ruszył szybkim galopem. Patrzyłem na Psa, który z zadowoleniem za nami biegnie. Przejechaliśmy tak jeszcze około trzech kilometrów i zwolniłem go do stępa. Casper był lekko spocony na łopatkach i na szyi, a Pies mocno dyszał. Rozejrzałem się po okolicy, która była ciekawa i ruszyłem w drogę powrotną stępem. Po dojechaniu do stajni zsiadłem z konia i ściągnąłem siodło, by zabrać go na myjkę. Schłodziłem ścięgna zimną wodą i wprowadziłem go do boksu po czym dałem marchewkę. Następnie udałem się do pokoju, w którym się przebrałem i wziąłem prysznic. Po ogarnięciu się miałem zamiar pozwiedzać. Wyszedłem więc z pokoju i natknąłem się na jakąś blondynkę. Popatrzyła na mnie chyba nie wiedząc kim jestem, lecz po chwili ogarnęła, że muszę być nowy. Podeszła do mnie i podała mi rękę:
-Cassie.
-Gabriel.- Złapałem rękę dziewczyny i złożyłem na niej pocałunek.
-Ładny pies.
-Dziękuję w jego imieniu.
-Jesteś nowy?- Spytała i pogłaskała Psa, który się o niej łasił.
-Tak, zechciałabyś mnie może oprowadzić?
-Z chęcią, jednak teraz jestem zajęta. Może później.
-Nie ma problemu.- Powiedziałem i puściłem jej oczko.
Każdy odszedł w swoim kierunku. Podążałem korytarzem patrząc na ściany, obrazu lub różne figury. Błąkałem się bez celu, gdy nagle Pies wystrzelił jak torpeda przed siebie. Pobiegłem za nim wiedząc, że nie mam zbytnich szans by go dogonić. Gdy wyleciałem zza rogu zobaczyłem jak mój podopieczny łasi się do...

Ktoś?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.