środa, 29 sierpnia 2018

Od Scarlett - To twój problem! / z. #4

- Próbujemy? - spytałam.
Hot wstrząsnął grzywą.
Przycisnęłam łydki, a wałach ruszył z miejsca narwanym galopem.
- Pryt...
Ogarnął się. Jechał teraz bardzo płynnie.
Najechaliśmy na pierwszą przeszkodę; dosyć niski okser.
- Dajesz! - Wrzasnęłam przed przeszkodą. Hot z chęcią ją skoczył i już skupił się na drugiej, mimo że była na drugim końcu ujeżdżalni.
Drugą przeszkodą był krzyżak. Z tym nie powinno być problemów.
- Hoop! - Wrzasnęłam znowu. - Super!
Ach, te moje okrzyki bojowe. Zawsze działały na mojego wałacha.
Kolejną przeszkodą było doublebarre. Oczywiście im trudniej tym lepiej, więc na samą myśl zrobiło mi się gorąco.
Kolejnymi przeszkodami był podwójny szereg i jeszcze jeden okser. Pokonaliśmy je wręcz idealnie, może nie licząc tego, że Hot zbyt przyspieszał przed przeszkodami i nawet półparada na niego nie działała. Przeszłam do stępa.
- Dobrze, misiek! - powiedziałam i przytuliłam się do Hota. Pracował dzisiaj (jak na niego) wyśmienicie. Należy mu się za to nagroda. Okazało się, że mam w kieszeni bryczesów kawałek marchewki, więc wyciągnęłam się w siodle i podałam mu.
- Brawo - poklepałam go. Nagle usłyszałam, że grzmi. Spojrzałam w niebo. - Chyba idzie mocna ulewa. Lepiej kończmy.
Postępowałam więc jeszcze chwilę, po czym zatrzymałam konia i zsiadłam. Popuściłam popręg, podciągnęłam strzemiona i poprowadziłam go do stajni.
- Przepraszam cię... - usłyszałam nagle.
Spojrzałam. Przed stajnią stała jakaś dziewczyna, na oko w moim wieku. Chyba już ją widziałam... Myśl... Aha, to stajenna. Trzymała w ręku kantar z uwiązem i wyglądała na zaniepokojoną.
- Coś się stało? - spytałam.
- Potrzebujemy pomocy w sprowadzaniu koni z pastwiska. We trójkę nie damy rady przed deszczem. Pomożesz nam?
Zastanowiłam się chwilę. W sumie czemu nie.
- W porządku. Muszę tylko rozsiodłać mojego konia, bo jest bardzo zmęczony.
- Jasne. Dzięki wielkie - uśmiechnęła się i pobiegła na pastwisko.
Szybko rozsiodłałam Hota. Spieszyłam się, a on to wyczuwał. Przyglądał mi się zaciekawiony.
- Nic się nie stało, możesz być spokojny. Muszę pomóc. - Pocałowałam go w czoło. - No, lecę.
Wzięłam pierwsze lepsze dwa kantary z uwiązami i pobiegłam na pastwisko. Po drodze zauważyłam dwóch pozostałych stajennych prowadzących konie do stajni. Jednym z nich był Jason, którego zdążyłam już poznać. Rozmawiałam z nim kiedyś.
- Hej - powiedziałam.
- Cześć.
Spojrzałam na konie. Było ich jeszcze około dziesięciu.
Zagrzmiało i zaczęło kropić.
Jeden siwy ogier stał i przyglądał mi się. Podeszłam do niego i założyłam mu kantar.
- Grzeczny - powiedziałam i poszłam po srokatą klacz.
Z tą jednak było trochę problemów. Kiedy do niej podeszłam, zarżała cicho i obróciła się do mnie zadem. Kiedy ponowiłam próbę, uciekła kłusem.
W końcu wyjęłam z kieszeni kawałek marchewki. Udało się. Klacz podeszła i schrupała przysmak, a ja w tym czasie założyłam jej kantar.
Już miałam prowadzić oba konie do stajni, kiedy nagle zorientowałam się, że nawet nie wiem gdzie mieszkają.
- Scarlett? Ty łap konie, a my będziemy je prowadzić do stajni - krzyknął Jason. Kiwnęłam głową i przekazałam mu konie.
Następnie zabrałam się za gniadego wałacha. Nie uciekał, ale odwracał głowę. Jak Hot...
Nagle zaczęło padać mocniej. Założyłam kaptur od bluzy i złapałam kolejne konie: dwie gniade klacze, kasztana, deresza, siwą klaczkę oraz dwa kare wałachy. Najgorszy był deresz, który skubał moją bluzę i włosy.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc - powiedziała stajenna. - A tak przy okazji, jestem Claudia, a to jest Haru i Jason - powiedziałam wskazując chłopaków.
- Scarlett Blue - powiedziałam podając jej rękę.
Uśmiechnęłam się na pożegnanie i poszłam do internatu.


~ Dziękujemy bardzo za napisanie Questa! Zyskujesz 50$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.