No i super! Od jutra jesteśmy wolontariuszami więc teraz będziemy mogli pomagać tym biednym zwierzętom! Schronisko w sumie miało łącznie osiemset zwierząt. Czterysta psów, dwieście kotów, sto pięćdziesiąt dwa konie oraz czterdzieści osiem ptaków. Inaczej mówiąc schronisko duże i aż się dziwiłam że ludzie nie wspierają ich! Miałam tylko nadzieję że reszta tych wolontariuszy będzie miła i że nikt nie będzie zwracał uwagi na nasze nazwiska… Podczas całej drogi powrotnej głaskałam pieski, które cały czas na mnie patrzyły i trzymały swoje łebki na moich kolanach, a kiedy przyjechaliśmy z powrotem do willi, psiaki radośnie wyskoczyły z auta rozglądając się po wielkim terenie. Po krótkiej rozmowie z „przerażającym” Maksem, poszliśmy do naszych pokoi, gdzie psiaki były bardzo zainteresowane nowym otoczeniem, lecz od razu się skierowaliśmy do łazienki, gdzie zaczęliśmy myć psiaki pod prysznicem. O dziwo psiaki dobrze się bawiły i chyba polubiły kąpanie! Z początku bałam się że będzie walka i uciekanie, ale one „atakowały” wodę i merdały cały czas ogonami. Po udanym kąpaniu, psiaki otrzepały się z wody, wprost na nas więc cali mokrzy byliśmy ale zadowoleni. Wysuszyliśmy psiaki ręcznikami i wypuściliśmy je po pokoju, gdzie każdy znalazł sobie jakieś wygodne posłanie, bo jak się okazało ich cudownie przybyło podczas naszej nieobecności w pokoju, więc Maks zapewne musiał to załatwić! Później każdy psiak dostał do miseczek drogą karmę oraz puszki z mięsem które miały po 94 procent mięsa, oraz świeżą wodę. Psiaki spałaszowały wszystko ze smakiem, więc musieliśmy im znowu dosypać suchej karmy, a one po posiłku zasnęły w swoich posłaniach zadowolone.
- Reker? - zaczełam.
- O co chodzi kochanie? - spytał.
- Może… Kupimy jakieś specjalistyczne karmy i wszystko dla schroniska? Na pewno te pieniądze pójdą na leki i wszystko, a zwierzaków jest bardzo dużo w dodatku cześć w złym stanie jeszcze, bo przecież zostały odebrane właścicielom… - powiedziałam w końcu.
- Masz rację… Może zapytamy się stajennych ile dziennie jedzą konie, czego dokładnie potrzebują, bo szczerze mówiąc to się na tym za bardzo nie znam… - westchnął.
- Ja niestety też – westchnęłam – Wstyd przyznać, ale musimy się wiele nauczyć! - dodałam na co skinął głową i wyszliśmy po cichu z pokój, zostawiając smacznie śpiące psiaki same. No… zapomniałam wspomnieć że Blue i inne psiaki już się z nimi zapoznały! Poszliśmy szybkim krokiem w stronę stajni, gdzie „złapaliśmy” jakiegoś stajennego, który się nieco zdziwił że wypytujemy się go o takie rzeczy i chyba się nieco wystraszył, bo był spięty, więc pewnie obawiał się że możemy go zwolnić za niewystarczającą wiedzę czy coś, czego nie zamierzaliśmy! Wyjaśniliśmy mu więc do czego jest nam ta wiedza i poprosiliśmy żeby o tym nikomu nie mówił jak na razie, na co się zgodził zdziwiony, ale zaczął nam wszystko wyjaśniać ile koń je, na co zwracać uwagę i w ogóle wszystko! Później wróciliśmy do pokoju, gdzie zjedliśmy kolację i zaczęliśmy szukać specjalnych karm dla zwierząt które wcale tanie nie były, ale czego się dla dobra zwierząt nie robi? W sumie zamówiliśmy po 600kg dla psów, 600kg dla kotów, 800kg dla koni i 300kg dla ptaków, czyli w sumie 2300kg jedzenia, plus 500 belek siana oraz słomę, a to wszystko miało być dostarczone rano dla schroniska albo popołudniu! No i oczywiście lizawki też zostały zakupione dla koni! Wszystko zostało zapłacone przez nas, więc schronisku zostało tylko odebrać to od kurierów… Następnie jeszcze przelałam na konto schroniska kolejny milion, bo jak podliczyłam ile leki mogą kosztować i wszystko, to stwierdziłam że potrzeba jest więcej, zważywszy że niektóre zwierzęta potrzebowały długiego leczenia!
- Ciekawe czy zmieści się to im w magazynie – spytałam tuląc się do Rekera.
- Najwyżej kogoś wynajmiemy żeby zrobił szybko większy magazyn albo nowy – rzekł Rekuś, chwilę jeszcze porozmawialiśmy i poszliśmy spać.
**
Następnego dnia obudziliśmy się o godzinie szóstej rano. Szybko wyprowadziliśmy psiaki z pokoju na dwór, jedliśmy coś i wyjechaliśmy z willi Maksa zanim się obudził bo spał zazwyczaj do 9 albo 10 rano… Tym razem pojechaliśmy audi s8 czy co to tam jest i pojechaliśmy do schroniska. Pani Bella powitała nas na miejscu z szerokim uśmiechem i akurat wpadliśmy na dostawę do schroniska, czym pan Bell była zdziwiona, lecz po chwili zrozumiała że to my… Podziękowała nam bardzo i ku naszej uldze mieli bardzo duży magazyn, więc było dobrze! Dała nam przepustki oraz niebieskie koszulki z napisem „Wolontariusz schroniska”, które założyliśmy tak samo jak i przepustki, które mieliśmy na smyczkach, a na koszulkach mieliśmy jeszcze narysowane postacie psa, kota i konia. Zapoznała nas z innymi wolontariuszami, którymi byli: Adam, Grace, Mia oraz Izabel. Zaczęliśmy karmić wszystkie zwierzęta, które chętnie jadły drogą karmę i w ogóle, ale pracy było naprawdę bardzo dużo i aż się dziwiłam że tak szybko wszystko ogarniamy! Niektóre zwierzęta oczywiście były strachliwe, ale robiliśmy przy nich bardzo powolne ruchy by się tak nie czuły zagrożone, rzucaliśmy im jakieś smakołyki, które pałaszowały nieco ze strachem ale merdały na końcu ogonkami leciutko, co było dobrym znakiem! Od Adama trzymałam się nieco z daleka, bo się nieco bałam ale skupiłam się na pracy więc tak źle nie było! W sumie to polubiliśmy tych ludzi, bo byli mili i chętnie dawali nam wskazówki, bo byli tu dłużej niż my… Do schroniska przywieziono później ciężko wychudzonego konia który ledwie stał na nogach i po prostu krew siew nas gotowała! Jak można było zrobić zwierzęciu taką krzywdę?! Nie chcesz zwierzęcia to go oddaj a nie się nad nim pastwisz bydlaku! Pomagaliśmy weterynarzom uspokoić zwierze, lecz najlepiej o dziwo radził sobie Reker i Adam! Nie chcieliśmy aby koń stresował się tyloma nowymi ludźmi więc ja wraz z innymi dziewczynami poszłyśmy zmieniać opatrunki innym zwierzętom. Część koni wypuściliśmy na padoki co dobrze się czuły, a inne doglądaliśmy. W sumie to robota była cały czas, bo co chwilę monitorowaliśmy stan chorych zwierząt. Dosłownie pot leciał nam po tyłkach i ciągle biegaliśmy ale nie narzekaliśmy! Wiedzieliśmy ze to ciężka praca… A pomaganie zwierzętom podobało nam się, bo mogliśmy polepszyć ich stan i daliśmy szansę na lepsze życie! Później było wyprowadzanie psów co było ciężkie ale w sumie wszyscy się uśmialiśmy z różnych sytuacji. Kiedy skończyliśmy i na zegarach była godzina 16, wraz z Rekerem i resztą wolontariuszy byliśmy w stajni, bo koń załapał kolkę i musieliśmy go co jakiś czas prowadzać na zmianę. Wiedziałam co to kolka… Mój Alkatras prawie przez nią umarł! Na szczęście z tego wyszedł! Koń który dostał kolkę miał na imię Pegaz i był to siwy wałach. W sumie mu się polepszyło dzięki lekom i stałej obserwacji, bo w razie czego byliśmy gotowi biec po weterynarzy, którzy obecnie zajmowali się innymi złymi przypadkami. Kiedy Pegazowi się w końcu polepszyło, była godzina 18, więc odczuliśmy wielką ulgę! W międzyczasie oczywiście znowu nakarmiliśmy zwierzęta, a kiedy kończyliśmy, nagle przyszła do nas pani Bell.
- Irma, Reker ktoś do was przyszedł – poinformowała nas, a my się zdziwiliśmy.
-----------------------------------------------------------------------
< Reker? ;3 no to Maks i Eric wejście smoka? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.