Strony

środa, 22 lutego 2017

od Triss cd. Curtis'a

-Pewnie, pomogę ci.-uśmiechnął się i ruszyliśmy w stronę wyjścia.-Tak na marginesie, od dawna tu jesteś?
Jak ja nienawidzę mojej nieśmiałości... ech.
-Nie... od trzech miesięcy.-poprawiłam niepewnie kosmyk włosów opadający mi na twarz.-Mówiłeś, że niedawno przyjechałeś, masz tu jakieś rodzeństwo?
-Tak, siostrę Catrice. Jest ode mnie rok młodsza, chociaż wygląda na starszą.-skrzywił się lekko po tych słowach.-A ty?
-Mam siostrę, jest ode mnie trzy lata młodsza, ale nie ma jej tu. Ona i konie...-pokręciłam głową i zauważyłam, że czuję się coraz pewniej.- nie przepada za nimi. Powiem inaczej; ona bardzo nie lubi tych zwierząt... nawet nie wiem, dlaczego.
Chłopak chyba trochę się zdziwił.
-Aha.-wzruszył ramionami nie rozumiejąc zachowania mojej siostry i zmienił temat.-Mówiłaś coś o okolicy... w sumie chętnie zobaczyłbym teren.-powiedział, a moja niepewność powróciła.
-Em... jasne, ściągnijmy tylko konie.-wymamrotałam.
Curtis uniósł brwi zdziwiony nagłą zmianą mojego nastawienia, ale nic nie powiedział.
Byliśmy już kilkanaście metrów od pastwiska, więc musiałam coś powiedzieć.
-Ja wezmę Star'a, tego karosrokatego, a ty.. może Tupeta?-zaproponowałam starając się, aby mój głos brzmiał pewnie.-To ten fryz.-wyjaśniłam spotkając pytające spojrzenie chłopaka, który chwycił uwiąz wiszący na ogrodzeniu.
Uchyliłam wejście i, upewniając się, że Curt wszedł do środka, zamknęłam znowu, aby żaden z koni nie wyszedł. Zacmokałam, na co kilka zwierząt, między innymi Star i Tupet, podeszło do mnie i stojącego obok chłopaka. Zapięłam uwiąz i wyszłam, co jakiś czas zerkając, czy Curtis idzie za mną, w końcu był nowy i mógł pomylić drogę. Po odstawieniu tych koni przyszła pora na kolejne. Szliśmy obok siebie w milczeniu, Curt najwyraźniej postanowił przerwać ciszę.
-Na kim jedziesz w teren? Na Amorze?-zapytał i wypatrywał czegoś w oddali.
A no tak.. przecież on nie wie.
-Nie, nie na nim... wsiądę na Ikara, na oklep.-powiedziałam próbując odnaleźć karego wzrokiem.
Kilka minut później prowadziłam go już do stajni, obok mnie szedł Curtis z Jabłonką, mówiąc coś do niej po cichu. Uśmiechnęłam się; był to dość zabawny widok-na oko dwudziestoletni chłopak mamroczący coś pod nosem do siwej, strzygącej uszami klaczy arabskiej, w dodatku idący szybkim marszem.
Niedługo potem wszystkie konie były już w stajni, domknęłam tylko boks Arysa, z zadowoleniem gładząc go po chrapach.
-To ja idę siodłać Jabłonkę.-rzucił Curt i ruszył po sprzęt.
-Jabłonkę?-zdziwiłam się i coś mi zaświtało.-Dzierżawisz ją?
-Yhym.-potwierdził i wszedł do jej boksu.
Przyniosłam ogłowie i ochraniacze, po czym wyprowadziłam Ikara. Curtis czyścił już Jabłonkę. Zauważyłam, że nie wziął siodła. Przycisnęłam zgrzebło do posklejanej sierści konia i kulistymi ruchami starałam się doprowadzić ją do porządku. Udało mi się to po trzydziestu minutach, chłopak skończył mniej więcej w tym samym czasie. Założyłam ogłowie i ochraniacze, po czym wyszłam ze stajni i jakoś wsiadłam na Ikara. Po chwili dołączył do mnie Curtis.
Stępowaliśmy w stronę lasu, który stał daleko przed nami. Za plecami rozciągało się pole i widać było zarysy Dressage Academy.
-Zakłusujemy?-zapytałam czując, że Ikar nieco się niecierpliwi. I tak w porównania do Amora był aniołkiem.
Curt kiwnął głową, więc przeszłam do wyższego chodu. Po chwili dopasowałam się do dość wybijającego ruchu konia. Chłopak spojrzał na mnie, wiedziałam, że chce zagalopować. Kiwnęłam więc głową, a Curt cmoknął, na co Jabłonka zagalopowała. Ikar szybko poszedł jej śladem. Przyspieszyłam widząc, że takie tempo odpowiada karemu. Zerknęłam na Curtisa; pochylony w półsiadzie w pełni panował nad siwą klaczą, na jego twarzy błąkał się uśmiech.
Nagle wszystko odwróciło się. Jechaliśmy coraz szybciej, zauważyłam zbliżający się rów.
Usłyszałam strzały, wprawdzie daleko, ale to wystarczyło, aby pobudzić wspomnienia. Przypomniałam sobie szaleńczą prędkość. Przerażenie Amora, zbliżający się rów z wodą, w końcu upadek...
Strach przejął kontrolę nad moim ciałem. Zacisnęłam powieki, a Ikar wyłamał. Przeleciałam nad jego szyją i wylądowałam tuż przed rowem. Curtis zeskoczył szybko z klaczy i złapał wodze Ikara.
-Co się stało? Wszystko okej?-zaniepokojony gładził zdezorientowanego Ikara po szyi.
Drżałam, oczy zaszły mi łzami. Postanowiłam powiedzieć tylko tyle, ile będzie trzeba.
-Nic, wszystko okej, ostatnio po prostu miałam wypadek i przypomniało mi się...
-Mów.-rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu, więc się poddałam.
-Jechałam zawody crossowe na moim koniu, Amorze. On jest po przejściach, w dodatku ma trudny charakter i boi się wielu rzeczy. Na początku przejazdu było dobrze, jechaliśmy na czysto. Zdarzyło mu się lekko bryknąć, ale to nie przeszkadzało w skakaniu. Nagle usłyszałam strzały, Amor poniósł...-łzy cisnęły mi się do oczu, ale starałam się nie płakać. Nie teraz, tylko nie teraz...-Nie sposób było go zatrzymać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że został postrzelony. Pędziliśmy prosto na rów z wodą, koń się poślizgnął i przewrócił. Przygniótł mi trochę nogę. W szpitalu powiedziano mi, że nie żyje...-zaczęłam cicho płakać.- Na szczęście udało się go uratować, ale co gdyby?! Curtis, co, jeśli właśnie teraz jakiś koń został postrzelony przez tych psychopatów?!?-łzy lały się po moich policzkach strumieniami.
Chłopak wyglądał na oszołomionego, ale ogarnął się.
-Znajdziemy tych ludzi i nie pozwolimy im zostać na wolności. A teraz wstawaj.-uśmiechnął się.
Posłusznie podniosłam się z ziemi i wsiadłam na Ikara. Curt wskoczył na Jabłonkę i ruszyliśmy stępem do Akademii.
-Znasz mnie pierwszy dzień, a już zdążyłam się przy tobie rozryczeć.-powiedziałam nieco zawstydzona moim wybuchem.
> Curtis? Sory za literówki, pisane na fonie xc<

>Szadoł: Pewnie że zrozumie, swoją drogą miałam podobną sytuacje XDDD <

wtorek, 21 lutego 2017

od Curtisa cd. Triss

- Co tam, braciszku? - Catrice kucnęła obok, zaglądając mi przez ramię. Nim zdążyła przeczytać jakąkolwiek moją wiadomość, zablokowałem telefon. Czasami potrafiła być naprawdę ciekawska, jeżeli chodzi o moje życie prywatne, by potem rzucać mi złośliwe uśmieszki i grozić, że komuś to wygada. Nie przejmowałem się tym drugim - miałem sto procent pewności co do tego. Ale jej gesty i komentarze czasem naprawdę mogły człowieka wytrącić z równowagi.
- Co chciałaś? - spytałem, lekko zniecierpliwiony, przyglądając się jej z niesmakiem. Zawsze, kiedy używała słowa "braciszku", to albo chciała mnie trochę podenerwować, albo pożyczyć kilka dolarów. Coś czułem, że tym razem chodzi o pieniądze.
- Hej, skąd ta pewność, że czegoś chcę? - wyszczerzyła swoje perłowe kiełki. Z niesmakiem musiałem przyznać, że to ona z naszej dwójki wyglądała na starszą. Zawsze tak było, przez co spotykałem się z niemiłymi komentarzami w dzieciństwie. Heh, ciekawe, kto będzie wyglądał gorzej, kiedy ukończy czterdziestkę. - Może po prostu chciałam pogadać... jak siostra z bratem!
- Umierasz i chcesz odkupić swoje winy? - uniosłem brwi w geście zdumienia.
- Ha ha - prychnęła, waląc mnie w ramię. - Nie, nie umieram. Będziesz musiał się ze mną trochę pomęczyć - znów posłała mi uśmieszek godny córeczki szatana.
- No, to o co chodzi? I zanim cokolwiek powiesz, to przypominam, że jeszcze wisisz mi dziesięć dolarów.
- Spokojnie, oddam ci - wywróciła oczami. - Kiedyś na pewno... nie ważne, trochę licho u mnie z kasą. Poratujesz siostrzyczkę, prawda?
- A co będę z tego miał?
- Na sto procent oddam ci wszystkie twoje pieniądze w następnym tygodniu - powiedziała, z ręką na sercu. - W środę - sprecyzowała. - O równej czternastej.
- I jeszcze wykąpiesz Rufo - tym razem to ja posłałem jej złośliwy uśmieszek. Catrice zrzędła mina. Dobrze wiedziałem, że nienawidzi mojego pupila... i dlatego będę się tego trzymał. Może wtedy odczepi się ode mnie i zacznie się zapożyczać od kogoś innego.
- Wal się - mruknęła, zniesmaczona. - Nie będę zajmować się tym kundlem.
- Jakim kundlem? Toż to rodowity doberman, a nie kundel - oburzyłem się.
- A co to za różnica? - wywróciła oczami. - Nie ważne. Pożyczę od kogoś innego, skoro ty taki skąpy jesteś. A swojej kasy jeszcze długo nie zobaczysz! - rzuciła na odchodne.
Westchnąłem ciężko. Może warto było stracić te kilka dolarów. Nie, żeby coś, ale ta mała wredota, która jest moją siostrą, potrafi być bardzo upierdliwa.
Zerknąłem na zegarek w telefonie. Już dawno było porze śniadaniowej, pewnie niedługo zaczną się zajęcia. Wstałem spod drzewa i otrzepałem spodnie. Może i jestem nowy i przy odrobinie szczęścia będę mieć trochę fory, jeżeli się spóźnię, ale wołałem tego nie sprawdzać. Rysia przykładem świecić nie będzie, więc z naszej dwójki ja to muszę zrobić. I w sumie, przed zajęciami warto byłoby się trochę zaznajomić ze szkolnymi końmi, bo może i mam kasę na nowego, ale wolę jej jeszcze troszkę przyoszczędzić. Na pewno kiedyś jakiegoś będę miał.
Kiedy doszedłem do stajni, o dziwo nikt się tam nie kręcił. Może się pomyliłem i do zajęć jest jeszcze kupa czasu? Bardzo prawdopodobne. Zacząłem się trochę przyglądać koniom. Zauważyłem, że jedno z tych dumnych stworzeń zaczęło uważnie śledzić każdy mój ruch. Z uśmiechem wystawiłem dłoń do siwego konia, na co ten przyłożył do niej swój łeb. Głaskałem go - albo ją - dopóki nie usłyszałem, jak ktoś wchodzi do budynku. Tym ktosiem okazała się brunetka prowadząca, prawdopodobnie, swojego wierzchowca. Kiedy prowadziła konia do boksu zauważyłem, że była nieco speszona moją obecnością.
- Cześć... - powiedziała nieśmiało. - Jestem Triss Brown. Nie widziałam cię tu wcześniej...?
- Dopiero przyjechałem, nazywam się Curtis Wedderburn - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Emm... pomógłbyś ściągnąć mi konie szkółkowe z pastwisk? Oczywiście jeśli chcesz. - dodała niepewnie. - A, mój koń to Amor. Pewnie chciałbyś też zobaczyć okolicę... - wymamrotała.
- Pewnie, pomogę ci - uśmiechnąłem się. Ach, więc to stąd tamte konie na pastwiskach... jestem taką gapą, czy po prostu odbyły się zajęcia dla początkujących? Z dumą mogę stwierdzić, że w tej dziedzinie akurat mam wyższy level. I to tylko i wyłącznie zasługa ciotki. - Tak na marginesie... od dawna tu jesteś? - spytałem, idąc wraz z nią w kierunku wyjścia. Chciałem jakoś zacząć rozmowę, rozluźnić atmosferę, bo zauważyłem, że dziewczyna nie czuła się ze mną najlepiej.

Triss? Sorka, że tak długo czekałaś :c

poniedziałek, 20 lutego 2017

od Viktorii cd. Rush'a

Czyli nasze przemyślenia się sprawdziły, Aleu kupiła konia.
-Uważaj! Ty idioto chodzący!-umarły się w grobie przewraca słysząc te wrzaski pewnie...
-To sama sobie go poprowadź!-wściekły głos Jasona powinien dać jej do myślenia, ale przecież zniszczy ( nie wiem co tu jest do niszczenia... i tak jest idiotką.) sobie swój wizerunek. Dziewczyna wreszcie wyprowadziła konia z przyczepy  i swoim przesłodzonym głosikiem wychwalała go pod niebiosa.
-Francuzie! Jesteś taki idealny! Chodź niech  Cię tylko zobaczą! Opadną im szczęki! tym debilom! Zobaczą wreszcie co to KOŃ -usłyszałam jak prowadzi konia w naszą stronę, to prawda był piękny. Był jabłkowitym arabem, miał bystre oczy i lekko szczupakowaty pyszczek, miał niedużą gwiazdkę na głowie a jego grzywa dosyć długa jak na araba, bardzo ładnie wyglądał lecz był drobnym koniem, miał pewnie coś koło 2 czy 3 lat.
-I pewnie kosztował fortunę
-To Aleu.-odparłam, kiedy Rush wypowiedział na głos to co sama sobie myślałam-przecież ona taka jest. Chodź lepiej do stajni
Zsiadłam z mojej klaczy i zaprowadziłam ją do boksu.
-Tene! Gdzie byłaś maluchu?-pogłaskałam moją psinę która wbiegła dziko do boksu skacząc wokół mnie radośnie-pływałaś!-zaśmiałam się kiedy poczułam że jest mokra od wody. Tenebris zaszczekała radośnie i wybiegła w stronę budynków. Po wyczyszczeniu North powinnam była jeszcze popracować z Dią i iść spać przed ciszą nocną...
-Ru? Pomożesz mi z moim małym szatanem? Chciałam żebyś zabrał Sky do towarzystwa, młoda musi się nauczyć.-uśmiechnęłam się i weszłam do kolejnego boksu w celu wyczyszczenia Amidii która musiała się na mnie szczurzyć oraz pomemłać moją rękę -lepiej kotku?
-Nie wiedziałem że możesz się tak miło do mnie zwracać!-usłyszałam roześmiany głos Rush'a
-Miło to ty zaraz będziesz gwiazdki oglądać-chciałam udać powagę ale mi nie wyszło, zapięłam uwiąz i wyprowadziłam szatanika z boksu-może ty z nią popracujesz? Będę stała koło was na wszelki wypadek.
-Ale mnie nie pożre?-zaśmiał się Rush a ja również uśmiechnęłam się starając się by Dia stała spokojnie.
-Nie, prędzej pomemła. No chodź, mamy jeszcze jakieś dwie godziny do "patrolów"
Miło było kiedy wszystko znów jest po staremu, zastanawiało mnie jak pójdzie Rush'owi z Dią.


>Ru? popracujesz z moim szatankiem? c: <

od Rush'a cd. Viktorii

Wywróciłem oczami i poklepałem ogiera po szyi, na co zarżał radośnie i trącił mnie pyskiem w bok
- Teoretycznie nie powinien, ale po ostatnich nawiedzonych szpitalach nie zdziwiłbym się widząc latający makaron- wzruszyłem ramionami i wskoczyłem na grzbiet Scream'a
North wierzgnęła lekko i ruszyła kłusem, siwek nie potrzebował żadnego znaku, aby podążyć za nią, zaśmiałem się pod nosem, na co fuknął urażony
Wyjeżdżając z podwórza zauważyłem jeszcze Sky, podgryzającą Batona, nie wiedziałem o które zwierzę bać się bardziej, dlatego nie tracąc więcej czasu zagwizdałem, a czarna suczka biegiem ruszyła w naszym kierunku. Z daleka wyglądała jak mały koń.
- Aleu w końcu się odczepiła?- spytałem, gdy znaleźliśmy się na piaszczystej ścieżce prowadzącej nad rzekę, moja towarzyszka pokręciła przecząco głową
- No wiesz... Na razie się nie odzywa ale sądzę, że to całe chamstwo się w niej kumuluje, żeby potem uderzyć we mnie ze zdwojoną siłą...- wymamrotała i wtuliła się w ciemną grzywę swojej karej klaczy
- Może w końcu się opamiętała, słyszałem, że ma w planach kupno nowego konia...- powiedziałem nieco zmartwiony, wolałem sobie nie wyobrażać jakie męki to zwierzę będzie musiało przechodzić
Tori zamrugała kilkukrotnie z niedowierzania i westchnęła smutno
- To chyba jeszcze gorzej... My jakoś dawaliśmy sobie z nią radę, ale... Jeśli trafi się jej zupełnie bezbronne stworzonko a ona zamęczy je na śmierć...- pokręciła ze smutkiem głową, jęknąłem w duchu
- Spokojnie Tori, nie pozwolimy jej na to- oznajmiłem chcąc dodać jej otuchy, na co posłała mi promienny uśmiech, zmiękłem na tyle, że omal nie spadłem z konia...
Nie potrzebowaliśmy zbyt wiele czasu, aby dojechać do celu. Uwielbiałem to miejsce, te cudowne widoki i szum wody. Zeskoczyłem z Sil'a, a on zadowolony pokłusował w stronę rzeki, aby zaraz potem zanurzyć się niemalże do połowy, moja towarzyszka parsknęła śmiechem, ale zaraz potem zrzedła jej mina ponieważ North również postanowiła się wykąpać. Teraz to ja się śmiałem.
- Dziś jest wyjątkowo ciepło- zauważyłem i ściągnąłem bluzę, żeby się nie ugotować
Dziewczyna zrobiła to samo, patrząc przy tym w kierunku koni. Po krótkiej chwili milczenia położyliśmy się w wysokiej trawie i zaczęliśmy gapić się w niebo, wieczorowa pora jest nadzwyczaj przyjemna. Dziewczyna odwróciła się w moim kierunku i zatrzymała wzrok na moim nadgarstku i nieco się skrzywiła
- Nie boli już?- zapytała, na co zmarszczyłem brwi. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że miała na myśli tamtą dawną akcję z drutem i pokręciłem przecząco głową
- Zostało tylko kilka blizn, nic specjalnego. Będę miał jakiś sensowny pretekst, żeby przekonać Cass do zrobienia sobie nowego tatuażu- zaśmiałem się pod nosem- Ostatnio mi zabroniła- dodałem i obejrzałem swoją lewą rękę wytatuowaną od ramienia po nadgarstek, dzieło sztuki
- Co za dużo to niezdrowo Ru- mruknęła
- Nie podobają ci się moje tatuaże?- zapytałem teatralnie łapiąc się za serce
- Tego nie powiedziałam...-zachichotała i oparła się o moje ramię
I wtedy mój niezastąpiony stróż psi wskoczył mi prosto na brzuch, a ja omal się nie zakrztusiłem... przeklęty pies
- Sky, ty słodziaku- usłyszałem głos Tori, która zaczęła tarmosić suczkę za uszy, a ja w międzyczasie zerknąłem na konie. Zaloty Sil'a robiły się coraz bardziej zabawne
- Nie chcę psuć ci zabawy księżniczko, ale chyba powinniśmy zacząć jakoś rozdzielać nasze konie, bo ten siwy baran chyba próbuje zaliczyć Wish- zaśmiałem się, gdy klacz ugryzła go w ucho
- O nie...- jęknęła i podniosła się, aby pomóc mi ogarnąć zaistniałą sytuację- Wy faceci to tylko o jednym- dodała wywracając oczami
- Wypraszam sobie ja się na ciebie nie rzucam- oznajmiłem i puściłem do niej oczko, prychnęła
- Bo ty... to ty- odparła całkiem naturalnie i oparła się o młodą brzozę
Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w jej kierunku, im bliżej podchodziłem, tym bardzie poważniała i cofała się do tyłu. W końcu napotkała kolejne drzewo, tracąc przy tym możliwość ucieczki. Górowałem nad nią wzrostem, dzięki czemu mogłem oprzeć się łokciem tuż nad jej głową. Wyszczerzyłem się w uśmiechu zwycięstwa i nieco schyliłem głowę, żeby napotkać jej nieco przestraszone w tamtym momencie oczy...
- I co teraz zrobimy?- szepnąłem jej do ucha
- Teoretycznie powinnam cię spoliczkować, czy coś ale może się powstrzymam- odparła równie cicho i odruchowo przygryzła wargę, zaśmiałem się ponownie i zrobiłem dwa kroki do tyłu.
- Taka piękna, a zarazem tak wredna- zażartowałem, a mina jej zrzedła
- Zepsułeś całkiem przyjemną chwilę- jęknęła i pokazała mi język
- Nie chciałem się posunąć do czegoś, przez co mógłbym stracić zęby- odparłem i ruszyłem po Sil'a
***
Wracaliśmy w milczeniu, spoglądając na gwiazdy. Mógłbym gapić się w nie godzinami. Niestety moje refleksje przerwał głos dochodzący z dziedzińca stajni... Aleu darła się na jakiegoś faceta, wyprowadzającego konia z przyczepy.
- Uważaj bo to kosztowało majątek!- ten pisk rozpoznałbym wszędzie...
> Tori?<

niedziela, 19 lutego 2017

od Viktorii cd. Rush'a

Cieszyłam się że znów mogę jeździć, North najwidoczniej też że wreszcie może trenować razem ze mną. Wyobraziłam sobie czworobok na zawodach więc nie mogłam już bujać w obłokach, popędziłam moją klacz do galopu zebranego i na środku zatrzymałam North która stała spokojnie a ja ukłoniłam się.
-To teraz nasz ulubiony moment-szepnęłam i dałam jej sygnał by ruszyła do kłusa zebranego w stronę C, z tejże litery miałyśmy zrobić woltę o średnicy 8 metrów. North'ie zrobiła to bez oporu, wprost z zadowoleniem. Teraz miałyśmy jechać kłusem do A, potem zrobić ciąg z D do B na prawo, to mnie stresowało ale po odpowiednim sygnale, wykonała polecenie.
-Super!-wyszeptałam i przeszłam do kłusa pośredniego z B do H-zrobione, teraz z...H do C-prawie bezgłośnie powiedziałam do klaczy która postawiła uszy, wreszcie  dojechałyśmy do wspomnianej litery, pogłębiłam dosiad i pociągnęłam leciutko za wodze, North prawie od razu się zatrzymała. Teraz najtrudniejsze- cofnięcie się o pięć kroków... zaczęłam liczyć od razu, nie zdążyłam zatrzymać jej na piątym kroku, wypadło nam sześć "Punkty odjemne.. ale i tak dobrze nam idzie!" po cofaniu miałyśmy ruszyć do kłusa zebranego więc szybko docisnęłam łydki i North zareagowała prawie natychmiast. Jechałyśmy tak przez chwilę i zrobiłam woltę z zagalopowaniem z lewej nogi, nie było to najgorsze zagalopowanie ale liczyłam na lepsze, przy E miała być lotna zmiana z czego byłam zadowolona, North lubiła to robić na treningach, w ostatniej chwili zorientowałam się że miał być też ciąg z E do X, w tej drugiej literze była ta trudniejsza część bo półpiruet w lewo, po zrobieniu go miałyśmy jechać do F kontrgalopem, z F przez X do K były lotne zmiany nogi co 4 foule, tu trzeba było się skupić  bo można było dostać dużo punktów odjemnych. Z K zrobić przejście do kłusa i stępa, potem wjazd do X kontrgalopem, zatrzymanie i ukłon. "opuściłam" czworobok na długiej wodzy i stępowałam  wokół.
-Co sądzisz?-zapytałam uśmiechnięta, North była rozluźniona więc puściłam wodze.
-Super!-zawołał Rush
-To może zobaczymy jak ty sobie radzisz? No już! Marsz kapitanie po Sil'a!-zaśmiałam się a Rush zasalutował z uśmiechem
-Tym razem nie pójdzie Ci tak łatwo! A może po prostu się przejedziemy?-zapytał a ja pokiwałam głową z uśmiechem.
-Spoko, to ja jadę na oklep-podprowadziłam North do bramy i zsiadłam z niej, chłopak otwierał już ją byśmy mogły wyjść. Zaprowadziłam ją do stajni i zdjęłam sprzęt, zostawiając ogłowie-a ty?-nie musiałam pytać, widziałam że chłopak też nie siodła w całości konia.
-Może pojedziemy nad rzekę?-zapytałam w oczekiwaniu na odpowiedź chłopaka, siedziałam już na grzbiecie mojej klaczy-można spróbować pławienia
-Ale tak przed zawodami?-zapytał, dało się wyczuć nutkę zdenerwowania.
-Tak, przecież nie pożre nas potwór spaghetti nie?-zaśmiałam się.



>Ru? c: <

sobota, 18 lutego 2017

od Rush'a cd. Viktorii


-Jeśli ta mała jędza mnie nie pożre, to chętnie pomogę ci w czyszczeniu, a co do ujeżdżenia też nie będzie problemu- zażartowałem i ruszyliśmy w kierunku stajni
***
- Jeszcze raz bardzo dziękuję, że ją złapałeś... bałam się, że może zrobić sobie krzywdę- westchnęła i pogładziła źrebaka po chrapach, klaczka prychnęła niezadowolona
- Charakterny konik...- mruknąłem, na co skinęła głową- Powiesz mi, co się tak właściwie stało?- spytałem, gdy podała mi jedną ze szczotek, a następnie westchnęła rozdrażniona
- Aleu się stała...- wycedziła przez zęby- Widziałeś tą wycieczkę?
- Owszem, chcieli mnie wcisnąć w oprowadzanie ale Sil mnie nieświadomie uratował wybiegając z pastwiska z derką na pysku, nie mam pojęcia jak on to zrobił- prychnąłem
Tori zaśmiała się pod nosem i spojrzała na luzytana, który zaciekawiony wyglądał ponad drzwiczkami boksu, a następnie wywróciła oczami.
- A więc wyobraź sobie, że postanowiła się popisać i dała jakiejś gówniarze poprowadzać Amidie... Co za bezmyślna zdzira- dokończyła, a ja sprytnie manewrowałem ręką, chcąc uniknąć zębów klaczki. chyba miała w planach zjedzenie mnie na kolację...
- A jak tam wasza woltyżerka?- zapytała, próbując rozczesać nieco skołtuniony ogon, wyglądało na to, że sprawia jej to dość dużą trudność
Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie jak moja siostra wywijała na grzbiecie gniadosza, całkiem ładnie jej to szło...
- Zaliczyła tylko dwie majestatyczne gleby i na szczęście nic poważnego się nie stało- Tori zachichotała
- Myślisz, że da radę w konkursie?- zapytała, na co skinąłem głową
Czyszczenie tego niesfornego źrebaka zajęło nam trochę czasu, to było dość konkretne wyzwanie, zdążyła mnie skubnąć kilkanaście razy i omal nie straciłem małego palca. To szatan wcielony...
Po odprowadzeniu klaczki do boksu, Tori zabrała się za siodłanie North. Zauważyłem, że bardzo cieszy się na myśl o tym, że znów może jeździć. Wish od czasu do czasu radośnie zarzucała grzywą i grzebała kopytem w ziemi, ja w tym czasie poszedłem już na ujeżdżalnię
- Rush, ja nadal żyję!- krzyknęła Cass, schodząc z konia i omal nie potykając się o własne stopy- chyba zapomniałam jak się chodzi- wymamrotała i chwyciła swojego konia za ogłowie
Pokręciłem z rozbawienia głową
- Nie przemęczaj się, do tego trzeba podchodzić stopniowo- poinformowałem ją, na co fuknęła urażona
- Faceci...- prychnęła i pokazała mi język
Spojrzałem na jej posiniaczoną i otartą rękę, skrzywiłem się
- Co to?- wskazałem na wcześniej zauważone miejsce. Cass wywróciła oczami i po przyjacielsku uderzyła mnie łokciem w bok
- Ten koń postanowił urozmaicić mi zabawę i powalczyć z grawitacją, już dawno nie przebywałam na takich wysokościach- zaśmiała się i poklepała gniadosza po szyi, widząc mój niepewny wzrok dodała- Spokojnie już mnie nie boli, wiem że jesteś cholernie opiekuńczy, ale hello, jestem już dorosła- na zakończenie swojej zacnej wypowiedzi, rozczochrała mi włosy, które na szczęście nie były już tak długie jak kiedyś i nadal mogłem mierzyć ją wzrokiem mordercy z horroru
- Marsz do stajni ogarnąć konia a potem stawić się do mnie na kontrolę- mruknąłem, na co zasalutowała
- Takie jest panie komendancie- powiedziała na odchodne i zniknęła za rogiem budynku...
Moje rozmyślania przerwała Tori, wjeżdżająca na plac, uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem obserwować przejazd...
> Tori?<

od Viktorii cd. Rush'a

-To wy idźcie pospadać z konia a ja popracuję z Dią-powiedziałam z uśmiechem przerzucając warkocza i zabierając sprzęt Ikara bo był najbliżej.
-Ile będziesz pracować? - usłyszałam Cass, dawno nie rozmawiałyśmy.
-Jakąś godzinkę może dłużej. Nie wiem jak Amidia zareaguje na nowe otoczenie -zaśmiałam się- i na mnie.
Kontynuowałam moją podróż na otwartą ujeżdżalnię w towarzystwie Cass która poszła po Ikara na pastwisko. Miała bliżej idąc tą samą trasą co ja. Odłożyłam sprzęt na płot i wróciłam do stajni. Słyszałam jak Dia kopie w boks.
-Boże... kochana zlituj się! Dopiero 3 dni tu jesteś...-kopanie ustało ale powróciło ze zdwojoną siłą, jęknęłam w duchu ale chwyciłam uwiąz i weszłam do boksu. Klaczka patrzyła na mnie wrogo i cofnęła się kładąc uszy na potylicy. "Baton wersja czarna..." pomyślałam i ta chwila rozkojarzenia wystarczyła by mała rakieta wystrzeliła jak z procy i próbowała mnie ugryźć.
-Ej! Nie ma! Nie dobry konik! Nie grzeczna Amidia!-powiedziałam podniesionym głosem a mój drugi Baton popatrzył na mnie wrogo. Zapięłam uwiąz i otworzyłam szerzej drzwi boksu, Amida wyrwała do przodu ale powstrzymałam ją szybkim pociągnięciem za uwiąz, spojrzała na mnie zdezorientowana, uśmiechnęłam się patrząc na jej minę.
-No choć kochana.-wyprzedziłam ją i poprowadziłam w stronę ujeżdżalni. Zamykając za sobą bramę usłyszałam jakieś krzyki... "Boże oby nie wycieczka! Zabiję Peek... pewnie haruje tam Ru albo Aleu, ale jej mi nie szkoda." no tak. Na moje szczęście trafiła mi się wycieczka prowadzona przez Aleu. Uśmiechała się nienaturalnie  i tłumaczyła im coś.
-Dobra, Dia teraz pokażę ci lonże. Pewnie już ją widziałaś i pracowałaś na niej ale nie zaszkodzi Ci jej pokazać. -wyjęłam czerwoną wspomnianą lonżę i podsunęłam ją klaczy pod pyszczek, wcześniej odpięłam jej uwiąz by w razie czego mogła odskoczyć i nie zrobić mi krzywdy, zresztą sobie też. Nie zrobiła tego tylko ze stoickim spokojem obwąchała to a potem jak gdyby nigdy nic podeszła do siodła i zaczęła je podgryzać. Zaśmiałam się ale skarciłam klaczkę. Potem trochę pobawiłam się z nią nagradzając każdy akt nieagresji z jej strony. Taki źrebaczek jest bardzo fajny, a praca z nim rozluźnia.
-A tutaj moi drodzy Viktoria trenuje ze swoim koniem!-usłyszałam głos Aleu i wciągane powietrze dzieciaków, przedział wiekowy był od 12 do 16 lat, niektórzy wyglądali na jeżdżących ale nie mnie oceniać-Pozwolisz? - i nie czekając na moją odpowiedź przeszła pod płotem i chwyciła uwiąz, zapięła go na kantarze Amidii. Patrzyłam wściekła na dziewczynę ale nie mogłam uderzyć jej przy dzieciakach nie? Przeszłam pod płotem w jej stronę i asekurowałam klaczkę. Jakaś niewyparzona gówniara tzw "kuniareczka" wybiegła i wyszarpnęła uwiąz Aleu która nie protestowała tylko popatrzyła się na mnie  z uśmiechem typu "to tylko dziecko".  Dia spłoszona nagłym atakiem ze strony gówniary i krzykami jaka to ona jest piękna stanęła  dęba i wyrwała się dziewuszce z ręki uciekając z dyndającym między nogami uwiązem. Serce stanęło mi w piersi, popatrzyłam na dziewczynę morderczym wzrokiem. Popędziłam w stronę Dii, nie wiedziałam gdzie młoda pobiegła. Na wychodne rzuciłam w stronę Aleu spojrzenie "jeszcze się policzymy" i przyspieszyłam kroku. Panikowałam, biegałam jak zwariowany żul z ADHD... Zatrzymałam się na dziedzińcu i rozejrzałam, Rush stał z nienaturalnie niskim koniem, na pewno to nie Ikar tylko... Dia! Podeszłam w ich stronę starając się nie spłoszyć Dii która walczyła  z Rush'em. Teraz nie wiedziałam czy rzucić mu się w ramiona czy pocałować.. Wybrałam pierwszą opcję ale wahałam się, byłam zbyt szczęśliwa że Amidii nic się nie stało.
-To twoja zguba?-zaśmiał się kiedy go puściłam-Dyrektorka powiedziała że możesz trenować!
Zaśmiałam się i znowu przytuliłam tyle wrażeń ale zepsuła to wszystko ta szuja Aleu..
-Gołąbeczki sobie gruchają? Powinny pracować sobie nad tym marnym układem
-Zaczekaj Ru.-wcisnęłam mu uwiąz i zaciśniętą pięścią z całej siły uderzyłam ją w twarz - To może ty się moja droga pouczysz?-warknęłam, rozejrzałam się po tłumie gapiących się na mnie dzieciaków-sami byście tak zrobili, no idźcie do Jasona! To ten chłopak.
Znów uśmiechnęłam się do Rush'a.
-Idziemy ją wyczyścić? Chciałam poćwiczyć jeszcze ujeżdżenie pod waszym okiem -mrugnęłam w oczekiwaniu na odpowiedź od chłopaka.


>Ru? c: <

od Rush'a cd. Viktorii

Dziewczyna w mgnieniu oka zerwała się z miejsca i ruszyła w moją stronę, śmiejąc się radośnie. Co chwila oglądałem się za siebie, aby przypadkiem jej nie zgubić. Zaśmiałem się pod nosem. Była niesamowicie szybka, prawie dotrzymywała mi kroku
- Nie będziesz mi wiecznie uciekał Ru, kiedyś i tak się zmęczysz- krzyknęła przyspieszając, więc automatycznie zmieniłem kierunek
Oczywiście moja spostrzegawczość już od dawna jest kaleką dlatego niemalże w ostatniej chwili zauważyłem, że jesteśmy na wzniesieniu i omal nie spadłem z pagórka. Odetchnąłem z ulgą, ale wtedy poczułem nacisk na swoje plecy i runąłem, a raczej runęliśmy w dół. Turlaliśmy się dobre kilkanaście sekund, i wylądowaliśmy w dłuższej trawie, tuż przy ogrodzeniu. Spojrzałem zdezorientowany na Tori, która znalazła się pode mną, dziewczyna wybuchła dzikim śmiechem, zawtórowałem jej
- To przez ciebie- prychnąłem
- Nie moja wina, że nie zdążyłam wyhamować- odgryzła się i wyszczerzyła zęby w uśmiechu
Pokręciłem głową z rozbawienia i zwróciłem uwagę na jej włosy, które musiały jakoś uwolnić się z warkocza, podczas naszego spadania z górki.
- Wyglądam aż tak źle?- zapytała
- Bywało gorzej- mruknąłem, na co fuknęła udając obrażoną
- Wyobraź sobie, że jakbyśmy znaleźli się w tak dziwnej sytuacji Kilka tygodni temu, to najprawdopodobniej dostał byś w twarz- usłyszałem jej słowa i westchnąłem
- Dzięki o łaskawa pani, że godzisz się mnie oszczędzić
Spojrzałem na nią ponownie, włosy w zupełnym nieładzie i lekko zarumienione policzki. Do tego całkiem przyjazny uśmiech, którego kiedyś niemalże nie udawało się nikomu zobaczyć. Odruchowo położyłem dłoń na jej policzku i poprawiłem niesforny kosmyk opadający na jej twarz. A potem się ogarnąłem i szybko zabrałem rękę... chyba zacząłem się wkręcać, niedobrze. Natychmiast podniosłem się z ziemi i pomogłem dziewczynie wstać, wyglądała na zaskoczoną. W sumie jej się nie dziwiłem, naruszyłem jej przestrzeń osobistą, a to nie powinno się nigdy zdarzyć. Westchnąłem...
- Słyszałem, że sprawiłaś sobie nowego rumaka- powiedziałem miło, chcąc aby zapomniała o tym, co odwaliłem wcześniej
- Aaa... tak. Nazywa się Amidia. Zawsze chciałam popracować ze źrebakiem- odparła lekko speszona, plotąc warkocz.
Nie miałem odwagi powiedzieć jej, że lepiej wygląda gdy jej włosy są rozpuszczone i rozwiane, przygryzłem wargę
- Wybacz, zachowuję się dziś jak idiota- wymamrotałem, a następnie ruszyliśmy w kierunku stajni...
***
- A więc... co robimy z kadrą?- spytała, gdy szczotkowałem grzywę Sil'a, zamyśliłem się na chwilę
- Powinniśmy pokazać pani Peek co potrafimy i wbić jej do głowy że ujeżdżenie bez ciebie nie ma sensu...- powiedziałem zgodnie z prawdą, uśmiechnęła się
- Uwielbiam, gdy ludzie mówią mi komplementy...- zaczęła, na co się zaśmiałem- Ale co z Triss... Amor nie powinien startować w zawodach- dodała, na co jęknąłem w duchu
Sprawa związana z Amorem była bardzo przykra. Obawiałem się najgorszego... na szczęście udało się go uratować.
- Myślę, że Ikar by się nadawał, to już doświadczony koń i nawet lubi skakać- oznajmiłem, na co dziewczyna nieco się rozpromieniła
Naszą rozmowę przerwała Cass, wprowadzająca Iratze do boksu, gniady ogier zatańczył w miejscu i rzucił mi dominujące spojrzenie, wywróciłem oczami
- A o czym tutaj gołąbeczki rozmawiają?- zapytała rudowłosa, zdejmując koniu ogłowie i posłała nam przyjazny uśmiech
- Ogarniasz woltyżerkę lisico?- spytałem, używając jej przezwiska z lat szkolnych, na co parsknęła śmiechem
- Powiedzmy Ru... już dawno tego nie praktykowałam. Pewnie dałoby radę, a co?- spytała, podchodząc w naszą stronę
- Czyli mamy komplet, trzeba pomyśleć nad prezentacją przed dyrektorką- powiedziała Tori, na co skinąłem głową...
> Tori?<

środa, 15 lutego 2017

od Triss cd. Curta

Biegłam, jeśli można nazwać biegiem chwiejne stawianie nóg na podłożu.Byłam już obok niego, z moich oczu poleciały łzy szczęścia. Jest już ze mną... bezpieczny.
-Amor...-szepnęłam i wtuliłam się w jego bok. Uniósł trochę wyżej łeb, ale stał spokojnie. Po paru minutach głaskania odeszłam od niego kilka kroków, aby go obejrzeć. Prawa przednia noga została owinięta w grubą owijkę, rana na szyi była posmarowana żółtą maścią.
Przysunęłam się do konia i przymknęłam oczy, po czym przejechałam dłonią po jego grzbiecie. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że był obok mnie. Jednak miałam szczęście...
Podeszłam do Viktorii, która przyglądała się całej sytuacji.
-Znasz adres tego weterynarza? Chcę tam pojechać, dowiedzieć się kilku rzeczy.
Dziewczyna podała mi karteczkę z wypisanym na niej adresem i ruszyła w stronę stajni.
-Cieszę się, że Amor jest z tobą.-rzuciła z uśmiechem.
-Ja też!-zaśmiałam się i otarłam łzy.
-A, lekarz powiedział, że na razie możesz jeździć maksymalnie godzinę dziennie, najlepiej na oklep.
-Okej, dzięki.-zadowolona uznałam, że mogę jechać.
Pogłaskałam mojego konia jeszcze raz i skierowałam się do auta. Wsiadłam do samochodu, a moją nogę przeszył ból. Zignorowałam to jednak i zerknęłam na "ujeżdżalnię". Amor utykając kłusował, co jakiś czas wyrzucając łeb do góry.
Uśmiechnęłam się i odpaliłam silnik. Po kilkunastu minutach zaparkowałam przed instytucją. Zamknęłam samochód i ruszyłam do budynku. Szłam powoli, ból pochodzący z prawej nogi przeszkadzał mi w szybszym poruszaniu się, ale nie był jakoś bardzo intensywny.
Weszłam do środka i podeszłam do recepcjonistki.
-Przepraszam...-powiedziałam do kobiety zapatrzonej w ekran telefonu. Kiedy nie zareagowała powtórzyłam głośniej.-Przepraszam!
Brunetka oderwała wzrok od urządzenia.
-Taaaaak?-uśmiechnęła się zbyt szeroko, aby mogło to być szczere.
-Gdzie mogę znaleźć weterynarza, który zajmował się moim koniem Amorem?
Kobieta zmarszczyła brwi.
-Jak pani się nazywa?
-Triss Brown.-odparłam szybko i patrzyłam, jak recepcjonistka sprawdza coś w komputerze.
-Ostatni gabinet na lewo.-znów przykleiła wzrok do telefonu.
-Dziękuję.-mruknęłam i skierowałam się w stronę właściwego pomieszczenia. Zapukałam; po usłyszeniu zgody na wejście otworzyłam drzwi i wstąpiłam do pokoju.
-Słucham?-patrzył na mnie mężczyzna w średnim wieku.
-Nazywam się Triss Brown i chciałam dowiedzieć się czegoś w sprawie Amora.
-Aaa... proszę bardzo, pytaj.
-Więc... czy będzie mógł chodzić pod siodłem, skakać...?-wstrzymałam oddech czekając na odpowiedź.
-Cóż... wczoraj koń był zmęczony operacją i zawodami, ja też padałem z nóg, więc wyniki mogły być wadliwe. Mógłbym pojechać do ogiera i zobaczyć, jak się ma? Ocenię, czy będzie mógł chodzić i kiedy.-weterynarz spojrzał na mnie łagodnie.
-Dziękuję, kiedy mógłby pan przyjechać? Nie chcę zabierać czasu...-uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Teraz mam trochę czasu, pasuje pani?
-Oczywiście!-rozpromieniłam się.
-Pojadę za panią samochodem służbowym. Dressage Academy, tak?-upewnił się.
-Tak.-potwierdziłam.
Wyszłam z budynku i wsiadłam do auta. Noga znów zaczęła boleć, ale nie zwracałam na to uwagi. Powoli ruszyłam i jechałam, upewniając się, że weterynarz podąża za mną.
Po krótkim czasie byliśmy na miejscu. Zaprowadziłam mężczyznę na "ujeżdżalnię", gdzie Amor patrzył na niego podejrzliwie.
-Mogłaby pani wziąć na uwiąz?-poprosił weterynarz.
Kiwnęłam głową i, utykając, przyniosłam uwiąz, po czym przypięłam go do kantara i wyprowadziłam machającego łbem Amora.
-Wszystko okej?-zaniepokoił się zachowaniem konia.
-Tak, on taki jest... pracujemy nad tym.-wyjaśniłam i trzymałam konia, podczas gdy mężczyzna uciskał go w różnych miejscach i oglądał, kiwając głową.
-Może pani chwilę z nim pokłusować?
Wykonałam polecenie, starając się ignorować ból.
Po przemyśleniu sprawy weterynarz zadecydował.
-Wygląda na pełnego energii, mocno kuleje. Rana na szyi powoli zaczyna się goić. Najwidoczniej pomyliliśmy się; koń będzie mógł skakać dość wysoko. Metr trzydzieści to max, rozumiemy się?-spojrzał na mnie, na co przytaknęłam.- I skoki powyżej metra dopiero za minimum pół roku. Niech pani dużo go padokuje, przez dwa miesiące ma nie chodzić pod siodłem! Ewentualnie na stęp, ale to za kilka tygodni. W następny weekend przyjedźcie na kontrolę.-spojrzał na zegarek.-Należy się 10$, ja już pójdę, niedługo mam klienta.
Dałam pieniądze weterynarzowi, który poklepał Amora.
-Do widzenia i dziękuję!-powiedziałam.
-Do widzenia.-uśmiechnął się i pojechał.
Zaprowadziłam konia na pastwisko i usiadłam na trawię. Rozmasowałam bolącą nogę.
-Dzień dobry.-usłyszałam głos pani Peek.-Ściągnij, proszę, konie szkółkowe z pastwiska.
-Dzień dobry... oczywiście.-zająknęłam się.
-Dziękuję.-po twarzy dyrektorki przemknął cień uśmiechu, po czym odeszła.
Westchnęłam i wstałam z ziemi. Weszłam na pastwisko i złapałam Batona. Ugryzł mnie w ramię, na co odpowiedziałam szarpnięciem i ruszyłam do stajni. Zdziwiłam się, gdy zastałam tam czarnowłosego chłopaka oglądającego konie. Kiedy usłyszał, że wchodzę do stajni, odwrócił się do mnie. Szybko schowałam Batona do boksu i wyszłam na korytarz.
-Cześć...-powiedziałam nieśmiało.-Jestem Triss Brown. Nie widziałam cię tu wcześniej...?
-Dopiero przyjechałem, nazywam się Curtis Wedderburn.-ton jego głosu był miły.
-Emm... pomógłbyś ściągnąć mi konie szkółkowe z pastwisk? Oczywiście jeśli chcesz.-dodałam niepewnie.-A, mój koń to Amor. Pewnie chciałbyś też zobaczyć okolicę...-wymamrotałam.
< Curt? Jadę na oklep na Ikarze XD>

wtorek, 14 lutego 2017

od Viktorii cd. Triss

-Triss... naprawdę mi przykro.. to nie nasza wina... już, uspokój się! -starałam się uspokoić dziewczynę ale ona krzyczała i płakała gorzej niż niejedno dziecko ale rozumiałam jej ból, sama straciłam konia.
-Dlaczego?! Dlaczego to ja mam takiego pecha!?!? I dlaczego mój Amorek!-krzyczała, chwyciłam ją za nadgarstek.
-Uspokój się! Czasu nie cofniesz!-powiedziałam trochę chłodniej niż powinnam a dziewczyna rozpłakała się na dobre. "Boże... idę po pielęgniarkę nim Triss coś sobie zrobi..." pomyślałam i tak zrobiłam, wyszłam szybko z jej pokoju i rozejrzałam się. Była tam jedna z pielęgniarek wiec podbiegłam do niej.
-Mogłaby pani zrobić coś z moją koleżanką?? Płacze i nie może się uspokoić!-pielęgniarka popatrzyła na mnie i weszła do jakiegoś gabinetu. W ręce trzymała strzykawkę.
-Powinna się po tym uspokoić i zasnąć. Potrzymaj jej rękę cukiereczku.-powiedziała do mnie tym słodkim landrynkowatym głosikiem, od razu pomyślałam o Aleu. Weszłam do pomieszczenia gdzie Triss spazmatycznie płakała, pielęgniarka czekała aż przytrzymam Triss.
-To dla twojego dobra cukiereczku-znów ten przesłodzony głos, myślałam że zwymiotuje ale powstrzymałam się. Chwyciłam szybko rękę Triss która znów zaczęła krzyczeć i płakać. Typowe po śmierci konia... Popatrzyłam z czystej ciekawości jak pielęgniarka wstrzykuje jej dożylnie jakieś lekarstwo. Dziewczyna płakała ale już ciszej. Po paru minutach uspokoiła się i poszła spać.
Siedziałam przy niej i przeglądałam wiadomości na Internecie. Natrafiłam na zdjęcie upadających Triss i Amora z podpisem "Straszny wypadek na zawodach Crossowych! Śmierć konia i groźny wypadek jeźdźca!" chciałam przeczytać kiedy zauważyłam połączenie od Aleu. Czego mogła chcieć?! Odebrałam wychodząc na korytarz.
-Coś ważnego Aleu?!-powiedziałam starając się utrzymać normalny ton.
-Tak! I to nawet bardzo-tym razem jej głos nie był przesłodzony tylko brzmiał jakby odkryła coś ważnego- chodzi o konia tej dziewczyny co spadła... jak jej tam?
-Triss. A jej koń to.. był Amor-poprawiłam się.
-No! Koń Triss, Amor podobno żyje! Ale będziemy miały jednego przeciwnika mniej-zaśmiała się ale po chwili znów mówiła jak wcześniej.
-Ale jak to?!-przerwałam dziewczynie a ona zamiast wytłumaczyć mi to wszystko podała mi numer do weterynarza. Drżącymi palcami zadzwoniłam i czekałam aż odbierze.
-halo?-usłyszałam głos po drugiej stronie-w jakiej sprawie pani dzwoni?
-Dzień dobry. Z tej strony Viktoria Embress, przyjaciółka Triss, właścicielki Amora.
-Ach! Już rozumiem! Chciała pani dowiedzieć się o co chodzi?
-Tak!-prawie krzyknęłam w tą cholerną słuchawkę.
-Więc już tłumaczę. Koń panny Triss został bardzo niefortunnie postrzelony w szyję. Wstrząs spowodował stan bliski śmierci a podczas operacji, którą koń przeżył. Zdarzyła nam się śmierć kliniczna. Widać było że Amor nie ma siły walczyć ale próbowaliśmy i żyje.
-Ale czy są jakieś powikłania!?-zapytałam zniecierpliwiona.
-Ma uszkodzone ścięgno w nodze, będzie utykał. Przy upadku zostało naderwane i nie zrośnie się najprawdopobniej. Koń nie będzie mógł startować w zawodach ani skakać zbyt wysoko. Będzie nadawał się do lekkich skoków, czasem ujeżdżenia ale w większości będzie to coś trochę ponad rekreacje.
-Rozumiem. Dziękuję, co teraz z Amorem?
-Będzie potrzebował rehabilitacji jak dziewczyna. Czeka w Akademii.
Rozłączyłam się po wcześniejszym pożegnaniu.
Triss pochlipywała cicho, co znaczyło że się obudziła.
-Czego chcesz?-zapytała beznamiętnym tonem, przeżywała to lepiej ode mnie...
-Wypisujemy Cię. Możesz wrócić. I ktoś czeka na Ciebie w Akademii.
Pomogłam wstać dziewczynie i zabrałam jej torbę.
***
Wreszcie byłyśmy w Akademii.
Zostawiłam jej torbę w aucie i pomogłam wysiąść.
-Zobacz kto czeka na ujeżdżalni- wskazałam ręką "ujeżdżalnie" tak naprawdę był to trochę większy okulnik ale Triss przemilczała.
-AMOR!-wrzasnęła i próbowała pobiec w jego stronę.

>Tri? XD <

niedziela, 12 lutego 2017

od Viktorii-Zakup konia Amidia

Stresowałam się przed zakupem konia ale decyzja została podjęta. Myślałam na początku nad zakupem dorosłego ale chciałam pracować z koniem od początku.
Wsiadłam do auta gdzie czekał już stajenny który zaoferował mi pomoc. Uśmiechnęłam się do niego  a on podał mi termos z herbatą. Wyjeżdżaliśmy późno w nocy więc było zimno.
-To.. w końcu jakiego konia wybrałaś?-zapytał mnie a ja pokręciłam głową z uśmiechem
-Zapewne źrebaka. -popatrzyłam na niego- dojedziemy nad ranem? -zapytałam a on pokiwał głową i zapalił silnik.
-Śpij żebyś potem nie popełniła błędu przy wyborze-zaśmiałam się cicho i oparłam głowę o szybę. Zasnęłam dość szybko.
***
-Śpiochu wstawaj -stajenny potrząsał moim ramieniem a ja próbowałam ogarnąć czemu jestem w aucie.
-Już dojechaliśmy?!-zapytałam i podniosłam się szybko. Jason pokiwał głową i wysiadł z auta, poszłam w jego ślady.
***
Obejrzałam wiele źrebaków ale w oko wpadła mi klaczka która miała charakterek...
-Dzień dobry -podeszłam do mężczyzny i uśmiechnęłam się-sprzedaje pan tą klaczkę?
-A i owszem sprzedaję. Jest rasowa ale ma charakterek, przyzwyczajona do czapraka i widoku siodła. Przyjmuje wędzidło na parę sekund. Kopyta podnosi bardzo grzecznie, daje się wylonżować....-ciągnąłby tak w nieskończoność gdyby nie to że byli jeszcze inni "klienci"-proszę sobie ją "wypróbować" i dać mi znać.
Tak zrobiłam, odwiązałam uwiąz klaczy i poprowadziłam ją na malutki okulnik. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła kiedy została spuszczona na chwilę  z oka było zadębowanie i ugryzienie mnie w plecy.
-Hej! Na to sobie nie pozwalamy!-powiedziałam stanowczo patrząc na Amidie. Prychnęła ale uspokoiła się.
***30min.potem***
Decyzja zapadła!
-Kupuję-uśmiechałam się od ucha do ucha idąc  w stronę byłego już właściciela mojej klaczki.
-Należy się 300$ młoda panno. -wręczyłam mu 3 banknoty i zaprowadziłam Amidie do przyczepy.
Wszystkie dokumenty zabrał Jason.
-Spokojnie Dia!-prawie krzyknęłam kiedy klacz zadębowała w przyczepie, jej kopyta były parę centymetrów od mojej głowy. Wreszcie zdążyłam uwiązać ją i wyjść. Strasznie kopała, nie dziwiłam się jej, tym razem nie mogłam zasnąć więc wyjęłam moją ulubioną serię "Kroniki Wardstone" Delaney'a i zaczęłam czytać. Powinniśmy dojechać przed zmrokiem.
***
Zaprowadziłam Amidie do boksu i pocałowałam  w chrapy. W boksie North był mój koc i poduszka więc uznałam że tam będę spać. Jutro trzeba zająć się dwoma końmi... Rozpierały mnie emocje, uśmiechnęłam się i zaśmiałam w głos.

>WRESZCIE!!! BOŻE ILE MĘCZARNI!<

od Viktorii cd. Rush'a

Moja klacz odwróciła łeb i spojrzała na mnie z wyrzutem
-Przepraszam -wyszeptałam odwracając wzrok. Aleu miała jechać jako pierwsza a my z Rush'em oglądaliśmy wszystko z wejścia dla towarzyszących. Zatrzymała North i ukłoniła się. Moja klacz przestępowała z nogi na nogę czując gniotący ją kamyk pod siodłem.
-Teraz wystąpi Aleu na klaczy Życzenie Północy!-usłyszałam spikera który wypowiedział imię z zawodów mojej klaczy. Zacisnęłam zęby a Ru widząc to położył mi rękę na ramieniu. Znałam jej układ na pamięć. Zawsze stosowała ten sam więc nie było stresu że ja się pomylę. Dała sygnał North do chodu bocznego w stępie. Moja klacz zarzuciła łbem i bryknęła lekko przechodząc do kłusa.
-No co jest?!-Aleu mówiła strasznie głośno...  Znów dała jej ten sam sygnał po uprzednim zwolnieniu jej do stępa. Zauważyłam że założyła jej niepotrzebnie wypinacze... Wish'ie wreszcie jej usłuchała ale robiła to bardzo niechętnie rzucając łbem. Potem przyszła pora na lewadę. Aleu próbowała kilka razy ale wreszcie klacz zrobiła to. Kolejnym etapem jej występu był kłus wyciągnięty, to North zrobiła bez oporów. Kontrgalop nie był dobrym pomysłem. Moja kara piękność zaczęła brykać i stawać dęba, przeszła do cwału  i przez prawie cały czas brykała. Aleu wreszcie spadła! Wstała z ziemi i otrzepała się.
-Przykro nam lecz Aleu na klaczy Życzenie Północy jak i reszta jej kadry zostaje wyeliminowana!-w oczach dziewczyny widać było wściekłość, chwyciła gwałtownie wodze i podeszła do nas wepchnęła mi je do ręki.
-Ta szkapa nic nie umie!! Jak ty w ogóle na niej jeździsz?! Jak tylko wezmę się za nią...-przerwała i nagle zaczęła się uśmiechać. - O! dzień dobry pani dyrektor! Jak to miło panią widzieć!
Dyrektorka miała pokerową twarz.
-Aleu. Przez twój nieudany przejazd nasza kadra nie zakwalifikowała się! Liczę że weźmiesz się za treningi i w przyszłym roku znowu wystartujesz na North -tu spojrzała na mnie przewiercając mnie wzrokiem, teraz ryzykowałam wyrzuceniem z Akademii albo przedłużeniem szlabanu.
-Nie.-powiedziałam chłodno patrząc na dyrektorkę- Aleu nie wystartuje na mojej klaczy.
-A to dlaczego?-zapytała mnie pani Peek-nie rozumiem jak możesz nie chcieć się podzielić swoim koniem z przyjaciółką.
Przyjaciółką?! Myślałam że zwymiotuje...
-To jest mój koń prywatny. Jeżeli Aleu nie umie jeździć to czemu jest w Akademii? Pani Peek nie będę ciągnąć dalej tego tematu-dodałam patrząc na nią a w jej oczach zauważyłam zrozumienie, pokiwała z uznaniem  głową - jesteś pierwszą uczennicą która w dziejach szkoły mi się postawiła. Ale to nie zmienia faktu że nie możesz trenować.-teraz odwróciła się i spojrzała na Rusha i uśmiechnęła się, kiedy nikt nie patrzył wyciągnęłam kamyk spod łęku. Pocałowałam North w chrapy a ona parsknęła i chwyciła mój warkocz.
-Skoro ta kadra odpadła... macie wybraną inną?-Rush skłamał kręcąc głową, wpierw musiałam odczekać szlaban...
***
Po powrocie do Akademii siedzieliśmy  na pastwiskach śmiejąc się w głos na wspomnienie upadku Aleu.
-A widziałeś jej minę jak spadała?-zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej i upadłam na plecy ściskając się za brzuch.
-Widziałem...-udawał powagę ale nie wyszło mu, nagle klepnął mnie w ramię i krzyknął-gonisz!
-Tak się bawisz?!-śmiałam się i pogoniłam za nim.


>Ru?<

od Rush'a cd. Viktorii

Tori klasnęła w dłonie z uznaniem, gdy Aleu opuściła budynek. Pokręciłem głową z rozbawienia.
- Będziemy się za to smażyć w piekle- prychnąłem, na co odpowiedziała mi śmiechem
- Należy jej się to... za wszystko co kiedykolwiek robiła innym... za Gwiazdę- mruknęła i wzięła następny łyk herbaty- Lepiej się zastanów co zrobimy teraz- dodała, spoglądając na Sila, który bawił się w najlepsze, obgryzając kaptur jej bluzy, wywróciłem oczami.
- Teoretycznie wieczorem mają się odbyć próbne przejazdy, no wiesz... Aleu zgłosiła się do ujeżdżenia... przynajmniej tak mi wcześniej powiedziała- odparłem, odkładając następne z siodeł... to cholernie ciężka praca.
Tori z zaciekawieniem uniosła brwi
- Jak to, powiedziała?- spytała wyraźnie akcentując ostatnie słowo i zaczęła nerwowo stukać palcami o kant drewnianego stołka
Zaśmiałem się pod nosem
- Ciągle za mną łazi i udaje wszechwiedzącą. Jeśli prędko się jej nie pozbędziemy i nie przestanie piszczeć mi do ucha to się wyprowadzę- zażartowałem, na co moja towarzyszka westchnęła i skinęła głową
- Jakieś pomysły, Ru?- zapytała, na co szeroko się uśmiechnąłem. Wprost uwielbiałem, gdy mnie tak nazywała
- Mam kilka, Aleu da dziś taki popis, o którym długo się nie zapomni, tylko... North będzie musiała to wytrzymać- wymamrotałem i zatonąłem w jej zaciekawionych tęczówkach.
***
- No nie wiem...- mruknęła zrezygnowana i przełożyła warkocz na drugie ramię nerwowym ruchem, jęknąłem pod nosem i podrzuciłem niewielki kamyk, który trzymałem w dłoni
Planowałem umieścić go pod przednim łękiem siodła, podczas gdy Aleu będzie prezentowała swój przejazd, North rozkojarzona ugniatającym przedmiotem nie potrafiłaby prawidłowo wykonać wszelkich elementów
- Rush... ona sama stosowała takie triki, aby zniszczyć przejazdy innych, myślisz że się na to nabierze?- zapytała i przeniosła na mnie wzrok- Poza tym... North będzie to bolało- podsumowała
- Może masz rację... Ale jeśli nie spróbujemy to nie mamy szans jej powstrzymać. Wiesz, że twoja klacz jest wyszkolona tak, że mogłaby jeździć na niej nawet małpa- prawie warknąłem z bezradności
Tori podniosła wzrok i podała mi kamień, który wcześniej upuściłem
- Ufam ci... ale w razie czego, robisz North masaże przez cały tydzień- powiedziała i lekko się uśmiechnęła
A więc do dzieła...
***
- Hej Aleu!- krzyknąłem idąc w jej kierunku. Dziewczyna piłowała swoje szpony, North natomiast została przywiązana do ogrodzenia... i to w taki sposób, że w razie spłoszenia prędzej skręciłaby sobie kark, niż ktoś zdołałby ją "uwolnić", westchnąłem.
- Ru! Przyszedłeś życzyć mi udanego przejazdu?- Zachichotała, na co się skrzywiłem. W jej ustach ten mój pseudonim brzmiał wprost okropnie...
- Chciałem sprawdzić jak samopoczucie przed startem- skłamałem, gładząc karą klacz po aksamitnych chrapach... wyglądała na przemęczoną i zupełnie wyczerpaną
- Oh, doceniam, że tak się o mnie martwisz. Nie mam pojęcia co ty widzisz w tej całej Vice- zaśmiała się i pokręciła zarzuciła włosami- Jest tępa i uważa się za lepszą od innych... nie może zrozumieć, że North od samego początku powinna być MOJA- ostatnie słowo zaakcentowała nieco wyraźniej, omal nie wybuchłem śmiechem... ale przecież nie mogłem się wydać
- Nie jesteśmy razem- powiedziałem zgodnie z prawdą i wsunąłem kamyk pod siodło, klacz nie wyglądała na zadowoloną... będę miał u niej przerąbane
- Naprawdę?- ten cholerny pisk... pora się stąd zmywać- A to nawet dobrze się składa- zatrzepotała rzęsami i wyszczerzyła się w totalnie bezwartościowym uśmiechu, spojrzałem na nią zdziwiony- Teoretycznie moglibyśmy gdzieś razem wyskoczyć- dodała i nienaturalnie się wypięła... Ja się pytam, na kogo coś takiego działa?
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej, Aleu... skup się na jeździe- mruknąłem obojętnie i zacząłem iść w stronę Tori, pokazując jej kciuk w górę. Odpowiedziała mi uśmiechem
- Będą dzikie skoki i brak opanowania?- szepnęła, na co skinąłem głową
- Jeśli dzisiaj pokaże się z takiej strony to ma wielkie szanse na to, żeby nie zakwalifikować się do turnieju- odparłem zgodnie z prawdą
- Masz już pomysł na naszą kadrę?- zapytała, opierając się o ogrodzenie
Skinąłem głową:
- Stwierdziłem, że spróbuję swoich sił w crossie, skoki mogłyby być całkiem dobre w wykonaniu Triss, a w woltyżerkę teoretycznie moglibyśmy wcisnąć Cass, kiedyś chodziła na te wszelkie gimnastyczne treningi. Z koniem, czy bez konia... prawie to samo- zaśmiałem się- Na ujeżdżenie tylko ty- dodałem, na co się uśmiechnęła
- Teoretycznie powinnam poćwiczyć, ale... dyrektorka zabroniła...
- Coś wymyślimy Tori, nie martw się...- pomyślałem, że można by się wymknąć w nocy...
Moje rozmyślania przerwała Aleu wjeżdżająca na parkur...
> Tori? Tacy źli my :P<

sobota, 11 lutego 2017

od Viktorii cd. Rusha

W głowie zaświtał mi pewien plan, spojrzałam z błyskiem w oku na Rusha.
-Mam pomysł. Ale North będzie musiała też dać coś od siebie.-popatrzyłam na Aleu prowadzącą moją klacz, zamilkłam patrząc  na nią chłodno.
-Kochana już niedługo North będzie moja, pani Peek bardzo dobrze to wie.-musiałam ugryźć się w język aby jej nie odpyskować. Wprowadziła ją do boksu i rozsiodłała. Zaniosła jej sprzęt do swojej skrzynki.
-To nie twoje rzeczy-usłyszałam głos Rusha który również zacisnął pięści a Aleu zatrzepotała swoimi przydługimi rzęsami, serio wnerwiała mnie ale po słowach mojego towarzysza odłożyła je do mojej skrzynki. Przepraszam, odłożyła to za dobrze powiedziane. Rzuciła to. Potem założyła jej kantar i wyprowadziła na pastwisko a kiedy wypuszczała ją w stronę reszty koni uderzyła ją uwiązem  w zad żeby jak to potem określiła "zaznała trochę życia". Odeszła w stronę swojego pokoju a ja powiedziałam szeptem do Rusha.
-Idź po ochraniacze i sprzęt pierwszego lepszego konia- Rush popatrzył na mnie jak na idiotkę - no idź! -pobiegł w stronę stajni a ja gwizdnęłam cicho, North podniosła łeb i podbiegła do  mnie. Po chwili przyszedł i mój towarzysz i podał mi sprzęt. Założyłam szybko ochraniacze (oczywiście myląc przednie z tylnymi specjalnie), potem założyłam jej ogłowie i odpięłam wodze. Nie dopinałam podgardla aby wyglądało to na niedbałość Aleu. Potem szybko wybiegłam z pastwiska dając byle jak siodło na płotek.
-Wyglądaj normalnie-mruknęłam do Rusha i zaczęłam przyglądać się mojej klaczy. Zauważyłam idącą dyrektorkę w naszą stronę - no to teraz będzie zabawa-zaśmiałam się cicho.
-Witajcie, Rush posprzątałeś?-chłopak pokiwał głową, teraz dyrektorka przeniosła wzrok na mnie- A panna Embress nie jeździ? -pokiwałam głową i odezwałam się nienaturalnym głosem.
-Proszę pani!! proszę spojrzeć co Aleu zrobiła North!!
-Widzę właśnie.. będę musiała z nią porozmawiać, jeżeli taka sytuacja się powtórzy nie wystartuje w zawodach i będzie trzeba zmienić kadrę...
***
Rush czyścił siodła a ja piłam herbatę w jego towarzystwie. Nagle usłyszałam krzyk Aleu.
-To wasza wina!! -tu wskazała mnie palcem- a teraz TY bądź pewna że North będzie MOJA a nie TWOJA i to JA wystartuje w zawodach!!
-Spokojnie-Rush uśmiechnął się sztucznie ale Aleu pewnie tego nie rozróżnia. Tępa strzała... Przepraszam! Nie będę obrażać strzał...-zapewne wystartujesz w zawodach a czy North będzie twoja nic nie jest pewne.
-Widzisz kochana? Nawet twój "chłopak" -wykonała gest robienia cudzysłowu palcami- mnie popiera!-zaśmiała się perfidnie i wyszła.  To mnie zdenerwowało i chciałam ją uderzyć. Zacisnęłam pięści i gryząc się w język.
>Ru? cia.. brak pomysłu xD<

od Rusha cd. Viktorii

Jakim cudem dyrektorka Akademii pozwoliła tej szmacie Aleu zasiąść na grzbiecie prywatnego konia. Przecież to nie miało najmniejszego sensu... warknąłem z niezadowolenia, gdy jeden z popręgów upadł mi pod nogi. Zacisnąłem powieki i gwałtownie wciągnąłem powietrze... Zgodziłem się na to sprzątanie tylko ze względu na Sil'a, co bym z nim zrobił, gdyby nas wyrzucili? Westchnąłem głośniej, odkładając wypolerowane siodło na jeden z przygotowanych stojaków... ostatni raz się na to zgodziłem- pomyślałem, siadając na beli siana, miałem wrażenie, że zaraz zasnę na stojąco... nie czułem się najlepiej.
- Co ty robisz?!- Nagły, paniczny krzyk wyrwał mnie z zamyśleń. Poderwałem się z zajmowanego wcześniej miejsca i wybiegłem z budynku, potykając się o własne nogi
Zauważyłem Tori, opartą o ogrodzenie... była blada. Szybkim gestem przeniosłem wzrok na Aleu i North, która była cała mokra... co ona z nią zrobiła. Przecież ćwiczyły zaledwie od godziny? Z determinacją ruszyłem w ich stronę...
Tori odwróciła głowę w moją stronę i wbiła we mnie tępy wzrok, następnie pokręciła głową z bezsilności i omal nie osunęła się na ziemię. Była wykończona, zacisnąłem zęby
- Myślę, że wystarczy na dziś- mruknąłem siląc się na miły ton, chcąc zdobyć sympatię ze strony jędzy, męczącej karą klacz
Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na mnie, a następnie nienaturalnie wyprostowała się w siodle i zatrzepotała rzęsami. Wyglądała komicznie. Niczym, mała... wredna... zadufana w sobie...
- Właśnie miałam zamiar chwilkę sobie odpocząć- zapiszczała tonem o kilka decybeli zbyt wysokim
Tori zacisnęła dłonie w pięści, wydawało się, że jest gotowa rzucić się na nią z zawrotną prędkością i pozbawić co najmniej kilku zębów. Nie było się czemu dziwić, Aleu to irytujący wyrzutek społeczeństwa. Gdyby spróbowała wsiąść na Sil'a... już dawno skończyłaby zakopana w lesie. Wyszczerzyłem się z przymusu, gdy dziewczyna zaczęła opowiadać jakieś bzdury na temat swoich debiutanckich startów w konkursach i o nienagannych umiejętnościach jeździeckich, ledwo powstrzymałem śmiech zażenowania.
- A ty Vikuś, powinnaś naprawić kondycję tej szkapy... w takim stanie tego czegoś na zawody nie wezmę- pisnęła ponownie i zarzuciła włosami chichocząc. Boże...
- Ja... jakich za wodach do cholery?- syknęła Embress, powstrzymując drżenie głosu, zmarszczyłem brwi. Przecież nikt nic nie ogłaszał
- Niedługo odbędą się kwalifikacje do zawodów drużynowych. Każda stadnina ma prawo wystawić jeden zespół, składający się z 4 uczestników. Ale teraz, skoro ty Vikuś nie możesz jeździć, to ja z wielką chęcią pokażę wam wszystkim jak się wygrywa. To chyba oczywiste, że wejdę do zespołu- zaśmiała się i przeniosła wzrok na mnie- Patrząc na twojego ogiera, sądzę, że będziemy uroczo razem wyglądać, jadąc na przodzie- dodała, a ja zakrztusiłem się powietrzem, ledwo powstrzymując atak śmiechu. Że niby co?
Tori wbiła wzrok w swoje sztyblety, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku stajni. Wywróciłem oczami i poszedłem za nią. Zignorowałem Aleu, która coś za nami krzyczała...
***
- Ona ją skrzywdzi...- usłyszałem szept swojej przyjaciółki, gdy gładziła Scream'a po chrapach. Ogier oddychał miarowo.
- Musimy przekonać dyrektorkę, że jesteś lepsza od niej i to ty powinnaś wystartować na North- odparłem gorączkowo rozmyślając
- Przecież zabroniła mi jeździć... Aleu jest wredną... i ma okropny dosiad, ale często staje na podium w konkursach- powiedziała smutno i zwiesiła głowę
- Z tego co wyczytałem potrzebujemy 1 osoby do każdej z 4 kategorii: ujeżdżenie, cross, skoki i woltyżerka. Z wyjątkiem tego, że ty jesteś dobra w ujeżdżeniu... chyba i tak nikt nie nadaje się to tego żeby wystartować w innych konkurencjach- zaśmiałem się, gdy Sil parsknął urażony
Bałem się o North...
- Chyba, że... sprawimy aby treningi Aleu wyglądały gorzej niż zwykle i ośmieszy się przed właścicielką- mruknęła z błyskiem w oczach...- A potem zbudujemy własną kadrę i damy wszystkim popalić- dodała z cieniem uśmiechu
> Tori? Jakieś niecne plany? xD<
>>Nawet bardzo niecne B) <<

piątek, 10 lutego 2017

od Viktorii cd. Rusha

Nie sprzeciwiałam się kiedy chłopak niósł mnie w stronę North. Szczerzę mówiąc pierwszy raz się tak bałam i doświadczyłam tak dziwnego uczucia... Ale mniejsza. Było minęło, Ru posadził mnie na North a ja chwyciłam nerwowo wodzę trzęsącymi się rękami.
-Tori, już po wszystkim. -uśmiechnął się łagodnie a ja odwzajemniłam to naciąganym uniesieniem kącików ust- a teraz jedziemy do Akademi!-dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Potulnie jechałam za nim. Kopyta Sil'a i North miarowo uderzały o podłoże. Opatuliłam się mocniej bluzą puszczając na chwilę wodzę. Moja klacz szła spokojnie, co bardzo mnie cieszyło. Na powrót chwyciłam wodzę i pokierowałam Wish w stronę Rusha która uniosła uszy na widok konia chłopaka, ja też uśmiechnęłam się i rozluźniłam. Nadal było mi zimno ale nie tak bardzo. Przez cały czas nie zwracałam uwagi na porę dnia, aż do teraz. Spojrzałam na niebo które lśniło różem, czerwienią i całą resztą barw (Komu chce się to pamiętać!?) Podniosłam rękę i spuściłam wzrok na zegarek, była 9.34! Ale halo! przyszliśmy tu o 16 coś???  Popędziłam North i zrównałam się  z Rushem. Chłopak odgarnął włosy z twarzy a ja spojrzałam mu w oczy, przenikliwy szary sprawiał że było w nim coś... tajemniczego?
-Ru... bo nas nie było więcej niż tylko parę godzin- szybko przygwoździł mnie morderczym spojrzeniem- weszliśmy tam o 16 a jest -zrobiłam pauzę by złapać oddech- 9.40!
Myślałam że wybuchnie albo na mnie krzyknie ale tak nie zrobił. Popędził konia do galopu i wbiegł na podwórze stajni, zrobiłam to co oni.
-No.. Więc tu mamy naszych randkowiczów! Albo raczej powinnam była określić was jako... wagarowiczów-usłyszałam chłodny ton dyrektorki. Wbiłam wzrok w grzywę North, Ru zrobił to samo. Zaczęłam nerwowo zaplatać warkocze mojej klaczy-co powinnam z wami zrobić? Zawiesić? Nie. To za mało... Wyrzucić? To też nie. Zbyt surowe -zastanawiała się, czułam narastającą gulę w gardle. Spojrzałam na mojego towarzysza, pokręcił głową z niedowierzaniem -Wiem! Do odwołania nasza uczennica ma zakaz jazdy -popatrzyła na mnie a potem przeniosła wzrok na chłopaka- a ty panie Morgenstern będzie pan sprzątał stajnie -zrobiła pauzę i patrzyła na nas świdrując nas swoimi brązowymi oczami- również do odwołania. Stajenni mają wolne więc ma pan co robić.
Poczułam piekące pod powiekami łzy, nie bólu tylko wściekłości i upokorzenia. Zsiadałam już z North kiedy usłyszałam jeszcze głos pani Peek.
-Na twojej NorthWish będzie jeździć i zajmować się Aleu Longerstan.-tego było za wiele. nie mogłam pozwolić żeby taki ktoś jak ONA jeździł na moim koniu... To było zbyt wielkie upokorzenie a w dodatku zaprzepaści wszystko co osiągnęłyśmy!!! Chciałam krzyknąć ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Rush posłał mi spojrzenie pełne wściekłości. Czym zawiniłam?! Zaprowadziłam North do boksu i zdjęłam jej ogłowię. Polałam nogi i założyłam kantar po czym prowadząc ją na długim uwiązie zaprowadziłam  na pastwisko. Widziałam czekającą tam Aleu.
-Nie. North nie idzie teraz na pastwisko. TERAZ będzie miała TRENING. Wyjaśnić Ci to pojęcie? TRENING wiesz co to jest?-uśmiechnęła się szyderczo a ja mogłam jedynie posłać jej mordercze spojrzenie. Wcisnęłam jej uwiąz w dłoń a ona zabrała ją znów do stanowiska. Stwierdziłam że skoro i tak nie mam nic do roboty to chociaż napastuje siodła. I tak zrobiłam.
-USPOKÓJ SIĘ SZKAPO! -usłyszałam krzyk Aleu ale postanowiłam to zignorować. Wreszcie usłyszałam stukot kopyt na dziedzińcu i otwierającą się bramę. Przyglądałam się temu wszystkiemu. Po co zakładała jej wytok i brała bat?! Minęło jakieś 20 minut a North była cała spieniona co najmniej jakby po 4 godzinnym rajdzie... Aleu kazała ustawić sobie przeszkody a kiedy Wish zrzuciła pierwszy raz przeszkodę nie wytrzymałam i rozpłakałam się jak dziecko widząc zamiast North, Gwiazdę. W takim stanie zastał mnie stajenny.
-Co tu robisz? i czemu beczysz-zapytał mnie chłodno a ja odwzajemniłam ton.
-Coś na pewno. Powinieneś teraz czyścić boksy z Rush'em!-warknęłam a on oddalił się. Przyglądałam się jak Rush sprząta i kiedy wreszcie skończył, Aleu nadal jeździła na mojej klaczy nadal galopując i robiąc nowe układy ujeżdżeniowe.
-Co taka przygnę...-urwał i uniósł wzrok widząc Aleu na North -o... no tak.
-No tak!? NO TAK?! NIC A NIC Cię to nie obchodzi!!?! Pewnie zamęczy North tak samo jak Gwiazdę! Nie widzisz co jej zrobiła!!?? Ćwiczą dopiero od 45 minut!!!!!! Puścisz to płazem?! Bo ja nie zamierzam!- wybuchnęłam i chciałam skończyć tyradę ale Rush mi przerwał.
-Nie to nie. Chciałem pomóc. -odwrócił się na pięcie i poszedł pucować siodła.
Teraz to musiałam sobie sama poradzić... a to proste nie będzie ale miałam plan.

>Ru? Na spontanie ale ćśś xD <

od Rusha cd. Viktorii

Nagle zrobiło się przerażająco zimno, zadrżałem. W międzyczasie rzuciłem okiem na drzwi, leżące na poobijanej kamiennej posadzce i zakląłem pod nosem. Że też zachciało mi się przyłazić do tego cholernego szpitala- Skarciłem się w myślach
- Tori, wychodzimy stąd- Powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu, podczas gdy dziewczyna upadła na kolana, dławiąc się powietrzem
Tym razem przestraszyłem się nie na żarty... i wcale nie chodziło o zimny wiatr czy te cholerne głosy Bóg wie skąd. Obawiałem się, że coś może się jej stać i będzie to moja wina.
Tori próbowała się podnieść, w nagłym porywie chwyciłem jakiś srebrny przedmiot leżący na jednym ze stołów i rzuciłem go w stronę cienia, formującego się tuż przy framudze drzwi, zrobiło się nieco spokojniej.
- Księżniczko, wszystko w porządku?- spytałem, rzucając się w jej stronę, zanim zdążyłem uświadomić sobie jak się do niej zwróciłem. Miałem już tego nie robić...
Nie odpowiedziała, zaczęła drżeć i mocno chwyciła się mojej ręki. Syknąłem z bólu, trafiła prosto na rany po akcji z drutem. Jednak widząc to, że się uspokaja, postanowiłem zacisnąć zęby i jakoś wytrzymać, co się właśnie stało? To były jakieś pieprzone duchy? Przecież one nie istnieją... nie mogą istnieć...
- Ru... Zimno mi- wymamrotała- On coś do mnie mówił, nie mam pojęcia czego ode mnie chciał- syknęła
Ściągnąłem swoją czerwoną bluzę i zarzuciłem jej na ramiona, wiedziałem, że jak najszybciej powinniśmy się ulotnić
- Tori, idziemy do do Akademii, nigdy więcej tutaj nie przyjdziemy...- mruknąłem uspokajająco
- Ale...- zaprotestowała
- Powiedziałem, nie!- Tym razem warknąłem i gwałtownie zacisnąłem powieki- Nie próbuj się ze mną kłócić- wycedziłem przez zaciśnięte zęby i odchrząknąłem
Szybkim ruchem udało mi się chwycić tajemniczy, srebrny przedmiot, który prawdopodobnie nas ocalił... przynajmniej na jakiś czas i podszedłem do Tori
- Teraz wezmę cię na ręce i zaniosę do North, możesz mnie pobić, podrapać albo ugryźć, ale nie mam innego wyjścia- powiedziałem chłodno i spojrzałem w kierunku wyjścia...
> Tori? Pomysłów brak, opowiadanie do niczego xD<
>>Będę gryźć B) <<