***
Obudziły mnie promienie słońca delikatnie muskające moją twarz. Wstałam, związałam rude włosy w niedbałego koka, nie trudząc się jeszcze jednak by przebrać się z komfortowej piżamy. Obmyłam twarz zimną wodą, umyłam zęby i po cichu przeszłam do kuchni, kradnąc z lodówki kawałek topionego serka jako śniadanie. Zerknęłam w międzyczasie do salonu gdzie dalej spał Arthur, leżał jak potulny baranek na kanapie, pod kocem którym go wczoraj okryłam. Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do swojego pokoju. Siadłam na łóżku, krzyżując nogi. Odwinęłam kawałek sreberka z topionego sera, szybko zagryzając kawałek. Zetknęłam na telefon i nim zdążyłam cokolwiek na nim zrobić wyświetliło się połączenie przychodzące. Westchnęłam widząc napis "Leoś", jednak odebrałam.
- Jak zwykle męczysz mi dupę z samego rana? - westchnęłam głośno do mikrofonu, gdy tylko przeciągnęłam zieloną słuchawkę. Odpowiedział mi śmiech.
- Czy go znaczy że już się zadomowiłaś? - usłyszałam głos brata.
- Można tak powiedzieć. -
- Mama już się martwi... Będziesz w przyszłym tygodniu na pokazie? - wypalił od razu, nie dając mi czasu na odpowiedź.
- Rodzinny biznesik musi się kręcić beze mnie. Zresztą, tata nie może się tym zająć? - odparłam.
- Pojechał na Florydę oglądać jacht. - burknął. Westchnęłam głośno, wstając z łóżka. Nasza rodzina miała bogate życie, ojciec świetnie nauczył mnie wartości pieniądza i to szanowałam, matkę zaś często ponosiła rozrzutność. Od długiego czasu błagała go o jacht, który był głównie jej zachcianką.
- Pomyśle. - mruknęłam. - Skoro matka chciała tak bardzo ten jacht mogła sama po niego pojechać. - Ojciec zajmował się hodowlą przeróżnych zwierząt, najbardziej rozchwytywana była hodowla koni która dawała mu wręcz milionowy majątek.
- Jasne, bo ona by pojechała - parsknął śmiechem Leo.
- Będę kończyć. - mruknęłam, przechodząc koło Arthura, którego zapewne obudziłam. Wstał, przetarł oczy na co ja zapytałam:
- Dzień dobry, spałeś coś? - uśmiechnęłam się lekko a on burknął z pytaniem o łazienkę i poleciał w jej kierunku. Zwrócił zawartość żołądka a gdy skończył, przeprosił i przemył twarz wodą. Podałam mu płyn do płukania ust w ciszy i poszłam po szklankę wody, którą po powrocie do łazienki mu podałam. Arthur chciał iść do domu, czuł się pewnie zmieszany że widzę go w takim stanie.
- Arthur, wyglądasz jak trup. - powiedziałam. Nie czułam się zbyt komfortowo z opcją że zostanie u mnie w domu na tak długi czas ale też nie mogłam pozwolić mu wyjść w takim stanie. - chyba powinieneś jeszcze zaczekać, aż poczujesz się lepiej.
Usiadł grzecznie na kanapie, a ja zaczęłam składać koc na którym wcześniej spał. Znajomy, obrzydzający zapach uderzył mój nos.
- Paliłeś? - zapytałam, a gdy usłyszałam twierdzącą odpowiedź syknęłam krótką obelgę w jego kierunku.
- A masz jakiś problem, mamo? - uśmiechnął się do mnie, na co mimowolnie moje usta się uniosły. - Nie wiedziałem, że nie mogę. -
- Pal gdzie indziej, nie w moim mieszkaniu. - syknęłam. - Samochód jest w garażu, kluczyki na komodzie. Ale nie pojedziesz nim nigdzie w takim stanie -
- Nie wylądowaliśmy w łóżku - powiedział, na co wywróciłam oczami. Może i szkoda..?
- Pachniesz mango - wypalił po chwili na co lekko się uśmiechnęłam, jednocześnie ciesząc się że zauważył.
- Mam kaca. - mruknął z miną pobitego szczeniaka. Miał tak słodkie oczy....
- Nie zauważyłam - wysyczałam przez zęby, uśmiechnął się lekko ale po chwili pobladł.
- Gdzie moje auto? - zapytał, wręcz przerażony i zaczął przetrzepywać swoje kieszenie zapewne w poszukiwaniu kluczy. Podeszłam do komody i chwyciłam w dłoń brelok felgi, obracając go w palcach, czekając aż zauważy. Arthur z każdą chwilą bladł coraz bardziej.
- Nie mów że zostawiłem auto przed barem!? - mogłabym bym przysiąc że mówiąc to prawie pisnął jak baba.
- No chyba nie zamierzałeś prowadzić wstawiony jak meserszmit? - parsknęłam śmiechem a Arthur zmierzył mnie wzrokiem, rozpromienił się jednak gdy zobaczył jak kręcę brelokiem od jego ukochanych kluczy.
- Rudzik, ty mi mów takie rzeczy - westchnął z lekkim uśmiechem, sięgając ręką po klucze. Szybko schowałam je za sobą, na co rzucił mi zmieszane spojrzenie.
- Meserszmit nadal nie jest gotowy do lotu. - wywróciłam oczami wyczuwając w jego oddechu nadal mocną woń alkoholu.
- Meserszmit to zaraz przywali w wieżyczkę patrolową jak nie dostanie pozwolenia do odlotu. - mruknął, widocznie powstrzymując uśmiech i próbował sięgnąć za moje plecy, na szczęście bezskutecznie.
- Najpierw to musi wylądować zanim będzie myślał o odlocie. - zaśmiałam się znowu mu w twarz a ten spojrzał na mnie niczym szczeniak któremu właśnie ukradłam kiełbaskę sprzed pyszczka.
- Rudzia no... - mruknął ale czułam że poddał się. Udał się grzecznie z powrotem do kanapy gdzie usiadł pomiędzy świeżo ułożonymi przeze mnie poduszkami.
- Ale posiedzisz tu ze mną? - palnął. - Chciałbym z tobą posiedzieć. - uśmiechnął się, nie był to jednak normalny, zwykły uśmiech - to był taki pijacki uśmiech, podrasowany przez alkohol. Chłopak widocznie był napalony, nie wiedziałam jednak czy na zwykłe przytulasy czy na coś więcej.
- Dobrze ale łapy przy sobie bo meserszmita tak podrasuje że już nigdy nie poleci - wyszczerzyłam się do niego i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dodałam: - i zero palenia albo ukatrupię tą twoją słodką buźkę. -
Arciu? Sorki że tak dlugo
sobota, 5 października 2024
Od Juniper cd. Arthura
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.