Słońce było dziś niesamowicie irytujące. Próbując się dobudzić, wciąż leżałem w tej samej pozycji, w której zasnąłem - czytaj, bardzo, bardzo kurwa niewygodnej.
- Możecie mi wyjaśnić, co tu robicie, chłopcy? - Dotarł do mnie czyjś niezadowolony głos. Brzmiał, jakbyśmy byli w sporych tarapatach. Łokieć Anthony'ego znalazł się w moich żebrach, na co podniosłem się nieco do góry.
- Kolega się źle poczuł i musiał chwilę odpocząć. - Wyrzucił z siebie Tony, ponownie wbijając we mnie łokieć. Aua? - Prawda, kolego?
- Mhm, tak. Musiałem się na chwilę położyć, a Tony wcześniej pokazywał mi swoją kro... znaczy swojego podopiecznego. - Wyburczałem, niechętnie udając wybudzonego i trzeźwego. Widząc skwaszoną minę mojego znajomego, z którym wczoraj byłem napruty jak pies, domyśliłem się, że nie mamy do czynienia ze stajennym. Bezrękawnik również na to nie wskazywał, gdyż na piersi wyszyte było "trener". Jesteśmy w dupie.
- To się więcej nie powtórzy, panie "Trener". - Dodałem od siebie, zsuwając się chwiejnie z siana i stając na nogach. Chwilę później zrobił to Tony.
Mężczyzna oceniał nas wzrokiem, uważając nas za pijanych półgłówków. No, w sumie nie był zbyt daleko od prawdy. Obmacałem się po kieszeniach, próbując wyczuć kluczyki od Impali. Odetchnąłem z ulgą, gdy je poczułem. Wracając jednak do trenera, nie wyglądał na starego - na oko miał jakieś 35-37 lat, dziwnie zgolony wąs i dość postawną posturę. Wyglądał też na takiego, który wychowany był twardą ręką i jedynym zadośćuczynieniem błędu, była nieprzyjemna kara. Modliłem się w duchu, by było to zamiatanie stajni czy cokolwiek podobnego, a nie interakcje ze zwierzętami.
Przestałem go słuchać po pierwszych kilku słowach, czując nieprzyjemne pulsowanie w głowie. Tony znalazł się przy Milky Way, a ja wciąż opierałem się o belki boksu bliżej nieokreślonego olbrzyma w jasnobrązowym kolorze. Kosztowało mnie to prawie całą moją silną wolę, by nie odskoczyć, gdy zwierzę przyłożyło nos do kratek i wydało z siebie dziwne "phfhr".
- ...Pan Śpiąca Królewna - przysięgam, że słyszałem, jak mój znajomy tłumi śmiech na to określenie. - Jeździł pan kiedyś?
- Teller. - Poprawiłem go, irytując się na określenie "Śpiąca Królewna". - Arthur Teller, panie.. trenerze? - zmarszczyłem brwi, próbując rozczytać nazwisko na kurtce. Nie wyszło mi to zbyt dobrze, bo mój wzrok wciąż był rozmazany, a nie chciałem ujść za znudzonego konwersacją, bo jednak się tu uczę. I jakby nie patrzeć, mieszkam w ich "akademiku".
Anthony krążył raz w jedną, raz w drugą stronę, przynosząc coraz to dziwniejsze sprzęty pod boks zwierzęcia. Wyglądały bardziej jak przedmioty do BDSM czy innych zabaw, niż do faktycznej jazdy. Czy to był trener Anthony'ego? albo ktoś związany z tym wszystkim?
Moje wątpliwości zostały natychmiast rozwiane, gdy drzwi stajni otworzyły się po raz kolejny, wpuszczając do środka chłodne, poranne powietrze. Kolejna osoba w podobnym bezrękawniku, z zdecydowanie cieplejszym wyrazem twarzy. Przywitała się z mężczyzną i zmierzyła mnie wzrokiem.
Upierdolony od kurzu i siana znajdującego się wszędzie, przetarte jeansy i trampki, które już dawno powinny były zostać wyrzucone. Nie moja wina, że były wygodne.
Usłyszałem za sobą stukot kopyt i niewyraźne "stój krowo" mojego znajomego. Nie odważyłem się nawet odwrócić; zamiast tego usłyszałem nowy dźwięk - jakby wycierania? ścierania czegoś? Domyśliłem się, że Tony czyści wielkiego, zmutowanego psa.
- Śpiąca Królewna bardzo chce się poznać z Pierniczkiem. - Zwrócił się do kobiety, która również okazała się trenerką. Kojarzyłem jej twarz, bo zaraz po przyjeździe rozmawiałem z nią na temat nauki jazdy. - Możesz do nas dołączyć na hali. - Spojrzał na Tony'ego, którego zwierzę nagle było ubrane. Wydukał coś o przebraniu się, ale machnięcie ręką i płonący wzrok trenera ewidentnie spalił jego zapał do dyskusji. Informacja o "poznaniu się z Pierniczkiem" równie szybko odebrała mi chęci do dyskusji.
- No, robaczku. - Kobieta zwróciła się do mnie przesłodzonym głosem, gdy odprowadzałem wzrokiem mojego znajomego. Pokazał mi kciuka w górę i uśmiechnął się ze zmęczeniem, jakby życząc nam obu powodzenia. - Arthur, tak? - Spojrzała na mnie, jakby próbując sobie przypomnieć kim dokładnie jestem i co ja tu kurwa robię. - Pójdziemy po rzeczy dla Pierniczka i pomogę Ci go przygotować do jazdy.
- Do jazdy? - zatrzymałem się, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła. - Ale, ale ja nie umiem jeździć... - Wydusiłem z siebie wreszcie, czując się jak ostatni idiota.
- Dlatego dostałeś Pierniczka. - Uśmiechnęła się i gestem ręki zaprosiła mnie do dziwnego pomieszczenia, pełnego sprzętu podobnego do tego, który przyniósł Tony dla krowy. Wskazała mi na jego rzeczy i pomogła je zmieścić na rękach. Poinstruowała mnie również, że wrócimy tu przymierzyć kask i kamizelkę.
- To wygląda jak narzędzia tortur. - Zauważyłem, wskazując na metalowe coś przyczepione do miliarda pasków. - Po co mi to?
- Zobaczysz, a teraz chodź. Pomogę Ci. - Kompletnie mnie zignorowała, co podniosło mi delikatnie ciśnienie. Strach przed potworem znanym "Pierniczkiem" skutecznie jednak tłumił całą złość.
Dotarliśmy do wielkiego, jasnobrązowego stworzenia, o równie wielkich oczach. Wydawał się być zwierzęcą wersją czołgu, a jego kopyta prawie na pewno na spokojnie mogłyby mnie zabić.
Zabrała ode mnie dziwne przedmioty a zamiast tego włożyła mi szczotkę do ręki. Otworzyła boks i weszła przede mną, pokazując mi, jak przywiązać to stworzenie. Niewiele z tego załapałem, nawet jak powtórzyła to kilkukrotnie; nazwała to "węzłem bezpiecznym". Dziwne.
Wciąż wlepiając wzrok w Pierniczka, delikatnie przyłożyłem szczotkę do jego ciała. Wzdrygnął się, na co się odsunąłem, by spotkać się plecami z boksem.
- On mnie zabije. - Mruknąłem, czując palący wzrok kobiety na sobie. Chyba ją zdenerwowałem, bo wzięła kolejną szczotkę i zaczęła agresywnie czyścić Pierniczka z drugiej strony. Widząc, że zwierzę ma to kompletnie w dupie, spróbowałem jeszcze raz, tym razem mocniej dociskając przedmiot do jego ciała. Po kilku minutach założyła na niego kocyk i coś, co nazwała siodłem. Pasek pod jego brzuch nazwała jakoś dziwnie i dopięła go po drugiej stronie, zaciskając go mocniej, niż wydawało się to legalne. Pokazała mi jak założyć miliard pasków i kazała spróbować samemu. Boże, jak dobrze że nikt nie widzi moich nieudolnych prób.
Pierniczek nie odgryzł mi palców, ani nie staranował, ani tym bardziej nie odgryzł mi palców. Z dumą spojrzałem na pokracznie założone paski, by usłyszeć od pani trener, że trzeba je zapiąć.
Zagryzłem zęby i przewróciłem oczami, słuchając jej instrukcji. Zrobiłem tak, jak kazała.
Zniknęła. Ta chora kobieta zniknęła, zostawiając mnie sam na sam z tym psychopatycznym koniem o imieniu Pierniczek.
Kto kurwa nazywa takie bydle Pierniczek? Czy to odpowiednik nazywania yorka czy innego chihuahua Pogromca galaktyk, pożeracz dusz, światów i dziewic?
Tony siedział już na swojej krowie i robił jakieś dziwne rzeczy, kiedy dotarłem z Pierniczkiem i panią Trener na halę. Zatrzymał zwierzę i podjechał na środek, mając bliżej nieokreśloną minę.
Podjechał bliżej, by upewnić się, że to na pewno ja.
- Spierdalaj, wydaje Ci się że to widzisz. - Burknąłem do niego, widząc, jak walczy z wybuchem śmiechu.
- Pierniczek, tak? - Zaśmiał się wreszcie, oglądając uważnie jak trzymam się na bezpieczną odległość od obu zwierząt. - Pan Arthur barman i jego nowy przyjaciel - Pierniczek! Kurwa, Pierniczek! - Nie wytrzymał i parsknął śmiechem, wciąż oglądając moją walkę z wielkim potworem.
Trenerka podstawiła mi schodki i poinformowała, że mam wsiąść. "Strzemię", bo tak nazywał się uchwyt na stopę, wyglądał jak coś co spowoduje moją szybką śmierć. Dała mi do ręki kolorowy sznurek, obwiązany wokół szyi Pierniczka - kurwa, jak to pedalsko brzmi - i przypięła jakąś długą smycz do czegoś przy głowie zwierzęcia.
Zachęciła mnie szybkim "no dalej", i bacznie obserwowała jak usadawiam się w siodle. Kazała mi włożyć drugą stopę w strzemię i powiedziała coś o ruszaniu biodrami i rytmie, niezbyt jej słuchałem.
Japierdole czyli to jednak nie krowa mnie zabije, a skutek drzemki na sianie. Kurwa mać, żegnaj okrutny świecie.
- obozekurwamaćzatrzymajto - wydusiłem na jednym oddechu, gdy zwierzę zaczęło powoli, wręcz ślimaczym tempem, iść do przodu. Trenerka spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Pierniczek Ci nic nie zrobi, zaufaj mi. - Uśmiechnęła się i zacmokała, sprawiając że Pierniczek znowu ruszył. Kurczowo trzymałem się kolorowego sznureczka i modliłem, by przeżyć bez szwanku zesłaną na mnie karę. Dochodził mnie tylko śmiech Tony'ego, który najwyraźniej czerpał niesamowitą satysfakcję z tego widoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.