Tony złapał Milky Way, zanim ta zdążyła odejść na zbyt dużą odległość. Trzymając w dłoni jej kantar, nie przejmował się skulonymi uszami zwierzęcia. Najwyżej odgryzie mu palce, a jego towarzysz pogłębi swój uraz do koni. Sytuacja pełna minusów. Lepiej się tego rozegrać nie dało.
- Dlaczego ona nie ma uszu? - Zapytał Arthur, zdecydowanie nie znając się na końskim odpowiedniku słowa “wypierdalaj”.
- Bo jej przeszkadzamy. - Wyjaśnił, krzywiąc się, gdy klacz szarpnęła głową ku górze. - Opanuj się. - Mruknął, próbując utrzymać ją w miejscu.
Kolejne skrzywienie się nadeszło w chwili, gdy blondyn zrzygał się na trawnik. Henderson nie przepadał zarówno za zapachem, jak i widokiem wymiocin. Skoro młodszego złapała już klątwa nocnego picia, czy w takim razie i on był nią zagrożony? Wzdrygając się, ponownie spojrzał na Milky, której wzrok wyrażał duże zniesmaczenie. Czyżby myślała o tym samym, co jej właściciel? Ewentualnie miała dość alkoholika, który chuchał jej spirytem prosto w pysk.
- No już. - Poklepał umięśnioną szyję łaciatej. - Wracamy do boksu. - Pociągnął za sznurek, zmuszając kobyłę do ruchu.
- Co ty robisz? - Arthur ponownie zmaterializował się obok nowego znajomego.
- Twoją matkę po godzinach. - Przewrócił oczami, niezbyt hamując się w niestosownych żartach. - Idę położyć ją spać. - Dodał dla sprostowania, kierując się w stronę przypisanej kwatery.
Klacz, na szczęście, nie sprawiała dużych problemów. Odprowadzona pod odpowiednie drzwiczki, sama weszła do środka mieszkania. Wewnątrz stanęła zadem do swojego opiekuna, co zdecydowanie zniechęciło go do dalszych interakcji. Nie ryzykując utratą zębów, szatyn zamknął boks, upewniając się przy tym, że krowa nie będzie w stanie go otworzyć. Dopiero po tych czynnościach odnalazł kumpla, którego stan nie prezentował się zbyt dobrze. Kładąc się na sianie, wymienił z nim kilka zdań. Początkowo chciał się podnieść, otrzepać i wrócić do domu. Nie mając jednak na to siły, po prostu zamknął oczy, co było ostatnim krokiem do nieuniknionego zaśnięcia.
***
Tony nie spał długo. Zważywszy na ich nocną posiadówkę, słońce wzeszło wcześniej, niż mógłby się tego spodziewać. Czując na karku czyiś oddech, zamrugał kilka razy oczami, by w kolejnym kroku gwałtownie się odsunąć. Orientując się, że to tylko blondyn, odetchnął z nieskrywaną ulgą. Spanie z kilkugodzinnym znajomym, zdecydowanie nie znajdowało się w jego bingo, przewidzianym na 2024 rok. Wgapiając się w Arthura przez dobre kilka minut, nie zwrócił uwagi na wchodzącego do stajni trenera. Mężczyzna od razu ich zauważył. Marszcząc brwi, zbliżył się do miejsca, gdzie ucięli sobie drzemkę.
- Możecie mi wyjaśnić, co tu robicie, chłopcy? - Skrzyżował ręce na piersi.
Henderson od razu uniósł głowę, by zlokalizować nową postać. Rozpoznając w nim pracownika akademii, szturchnął łokciem swojego kopana.
- Kolega się źle poczuł i musiał chwilę odpocząć. - Wymyślił lipne kłamstwo. - Prawda, kolego? - Ponowił swój ruch.
Arthur? KOLEGO?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.