niedziela, 6 października 2024

od Arthura cd. Juniper

Oczy Juniper wpatrywały się we mnie ze skupieniem. Badała moje zachowanie, a mi wcale nie widziało się przerywać kontaktu wzrokowego. Serce biło mi szybciej, lecz nie byłem pewien, czy to kwestia poderwania się do pozycji siedzącej, czy jej osoby.
Pobladłem, orientując się, że nie czuje znajomego ciężaru w żadnej z kieszeni.
- Gdzie moje auto? - Spanikowałem, wciąż próbując wyczuć palcami kluczyki. Dziewczyna zniknęła z mojego pola widzenia, więc w panice spróbowałem odnaleźć ją wzrokiem. Opierała się o komodę. Dopiero teraz mogłem się jej dokładniej przyjrzeć - miała na sobie piżamę, luźna koszulka i długie spodnie, ewidentnie opierające się tylko i wyłącznie na jej biodrach. Swoje śliczne, rude włosy spięła w niedbałego koka, a kosmyki, którym udało się uciec, niesfornie opadały jej na policzki. Gdyby siedziała obok mnie, musiałbym walczyć ze sobą, by ich nie odgarnąć. - Nie mów, że zostawiłem auto pod barem? - prawie pisnąłem. Odchrząknąłem, próbując udawać spokojnego. Z rytmu wciąż wybijała mnie jej sylwetka i cała jej osoba.
Zaśmiała się, mówiąc, że nie pozwoliłaby mi prowadzić w takim stanie, w jakim byłem wczoraj. W duchu przyznałem jej racje. Westchnąłem, dziękując jej i celowo zwróciłem się do niej per "Rudzik", gdy oddała mi najcenniejszą rzecz którą posiadałem - kluczyki od dziecinki.
Kontynuowała swój wywód o byciu meserszmitem, który nie może odlecieć. Odparowałem jej, że "zaraz przywalę w wieżyczkę patrolową", śmiejąc się nieco i próbując sięgnąć po kluczyki, schowane za jej plecami.
Ponownie sprowadziła mnie na ziemie, co poskutkowało moją miną skrzywdzonego szczeniaka, licząc, że złagodzę jej podejście.
- Rudzia, no... - mruknąłem, wracając grzecznie na kanapę i siadając między puchatymi poduszkami. Nie wiem, co kurwa we mnie wstąpiło; czy byłem dalej pijany, czy to Rudzik tak na mnie wpływał, czy o co kurwa chodziło. - Ale posiedzisz tu ze mną? Chciałbym z tobą posiedzieć. - Poczułem, jak na mojej twarzy pojawia się uśmiech. To było to uczucie, kiedy ekscytujesz się przed wejściem na rollercoaster i nie jesteś w stanie opanować drżenia warg i po prostu szczerzysz się jak głupi. 
Warunki były proste - łapy przy sobie i nie palić. No, proste na piśmie. Po pierwsze, nie wiem, czy dam radę wytrzymać minutę dłużej, czując jak pięknie pachnie i jak delikatna się wydaje; po drugie, procenty lubią dym.

Leżeliśmy na wcześniej rozłożonej kanapie, rozdzieleni poduszkami. Między nami znajdował się laptop - ewidentnie należał do tych z wyższej półki, choć Juniper nie traktowała go, jakby był ze złota. 
Czułem, jak moja głowa powoli opada, a sen ponownie zaczyna mnie nużyć. Wzrok dziewczyny leżącej obok mnie wyrażał współczucie, choć nie chciała dać tego po sobie poznać. 
- Nie śmiej się. - Fuknąłem, chowając głowę pod poduszką. - Nie byłoby ci do śmiechu z takim kacem. 
Nie odpowiedziała, zamiast tego poczułem, jak druga strona kanapy traci swój ciężar. Westchnąłem z rozczarowaniem. - Gdzie idziesz, Rudzia? - odwróciłem się na plecy, obserwując dziewczynę która zmierzała w stronę, jak mniemam, kuchni.
- Daleko od ciebie, głuptasie. - Wypaliła, na co zamruczałem z niezadowoleniem. Ponownie wróciłem do leżenia w bliżej nieokreślonej pozycji, która jakimś cudem nie sprawiała, że miałem ochotę umrzeć. Dziewczyna chyba włączyła czajnik, bo coś zaczęło wydawać cichy dźwięk. Minęła chwila, albo i cała wieczność, nim wróciła. Postawiła na stoliku obok nas kubek z jakimś ciepłym napojem.
- Miętowa, pomoże ci na... ciebie. - Uśmiechnęła się nieco; poczułem jak przez całe moje ciało przechodzi dreszcz. Co Ty ze mną robisz? Kiwnąłem głową, wstając do pozycji imitującej siedzenie i wziąłem kubek do rąk. Upiłem kilka łyków, krzywiąc się i wyrażając głośno swoje niezadowolenie. Rudzik, widząc moją krzywą minę, zaśmiała się głośno.
Oddam wszystko, by słyszeć ją tak szczęśliwą codziennie.
Halo, baza? Wariuje. Wariuje na punkcie dziewczyny.
Odłożyłem kubek i wróciłem do leżenia, widząc, że Juniper czuje się coraz bardziej komfortowo. Niewiele myśląc, i może trochę wykorzystując moment jej nieuwagi, przysunąłem się bliżej niej, skracając nasz dystans o poduszki dzielące nas.
Miałem nadzieję, że film zacznie lecieć w tle w przeciągu najbliższych kilku minut. Jej osoba, jej delikatność i to, jak sprawiała że się czuję, kompletnie jednak odrzucało mnie od typowego "przelecieć i zostawić". Chciałem ją poznać, chciałem wiedzieć czego się boi i dlaczego jest tu, a nie w domu. Skąd w ogóle to wszystko; chciałem słyszeć jej śmiech i obronić ją przed całym złem tego świata. I może całować i dotykać, odgarniać włosy za ucho i całować w nosek, zabierać na nocne przejażdżki i pokazać jej trochę mojego świata. Chciałem jej jako osoby, a nie jej ciała.
Rudzik ewidentnie zauważyła, że jestem bliżej niej, jednak nie odezwała się słowem, choć już otwierała usta. Pomógłbym jej je zamknąć moimi, najdelikatniej jak umiem. 
- halo, ziemia do Arthura? - pomachała mi dłonią przed twarzą; zorientowałem się, że sam rozchyliłem usta, podobnie jak ona. Zamrugałem i przymknąłem wargi, udając że nic się nie stało. Zwróciłem uwagę na jej włosy, ewidentnie przeszkadzające jej w "skupianiu się na filmie", choć najwyraźniej moja osoba była dla niej równie fascynująca, jak ona dla mnie.
- Mogę? - spojrzałem na rude kosmyki, podnosząc delikatnie dłoń. Kiwnęła głową, praktycznie niezauważalnie. Najdelikatniej jak umiałem, odgarnąłem jej je i ułożyłem za uchem, uważając, by nie przewrócić się na nią, bo moja równowaga wciąż pozostawiała wiele do życzenia.
Życzeń można mieć wiele, bo odsuwając się, wylądowałem z cichym stęknięciem na poduszkach, wywołując u Juniper śmiech. Sam również zacząłem się śmiać, wiedząc, jak komicznie musiało to wyglądać. - Dziękuję. - Wysapałem między salwami śmiechu między nami. Jak ona ślicznie wyglądała, gdy jej twarz rozświetlał uśmiech. 
- Dobra, dobra, ale opowiedz mi, co ja wczoraj odjebałem, że jestem w takim stanie. - Spróbowałem spoważnieć, co wywołało u nas kolejny napad. Myślę, że to zwijanie się ze śmiechu sprawiło, że leżeliśmy praktycznie na sobie. W sensie bardziej Rudzik znajdowała się swoją głową praktycznie na mojej klatce piersiowej. Udałem, że wcale nie przeszedł mnie kolejny dreszcz.

Juneee?