piątek, 4 października 2024

od Arthura cd. Maddie

 Dzisiejszy wieczór w pracy, mimo dużego ruchu, był spokojny. Kilka znajomych twarzy pojawiło się przy barze, a kilka z nich było kompletnie nowych. 
Automatycznie wręcz nalewałem moim klientom co trzeba i przekazywałem informacje dalej, by dodano im to do rachunku, bądź odsyłałem z kwitkiem, mówiąc, że już wystarczy.
- Whisky z lodem. - Z analizowania wszystkiego co możliwe wyrwał mnie kobiecy głos. Wpierw nie byłem w stanie zlokalizować jego źródła; to kelnerka czy klientka? Wreszcie zawiesiłem wzrok na dość niskiej kobiecie, której twarz, mimo że naprawdę urodziwa, ozdobiona była plastrem na wardze. Ciekawe, czy to dla wyglądania "groźnie", co w sumie nie zdziwiłoby mnie specjalnie - gdybym był kobietą, trzymałbym się z daleka od takich miejsc nie wyglądając tak, jakbym mógł kogoś zagryźć bądź wydrapać mu oczy; czy też z powodu ukrywania jakichś ran bądź siniaków. Nie moja sprawa. Skinąłem na nią głową i po chwili przed dziewczyną znajdowała się szklanka z whisky. 
Zapomniałem o jej istnieniu, skupiając się na wydawaniu kolejnych zamówień i dalszej obserwacji klientów. 
Moją uwagę zwróciła interakcja dziewczyny z nieznajomym. Niby nic takiego, ale krótkowłosa zapadła mi w pamięci. Może to przez ten plaster? Albo po prostu to, jak cała się prezentowała - miała naprawdę seksowną figurę i aż żal było odwracać wzrok; gdyby nie fakt, że byłem w pracy, zapewne rzuciłbym jakimś ckliwym komplementem. Rozlewanie drinków czy też polewanie piwa skutecznie odbierało mi możliwość wejścia w interakcje z dziewczyną.
    Druga połowa mojej zmiany nie była już tak przyjemna, jak wcześniejsza. Po zejściu z przerwy, pierwsze co zauważyłem, to ochroniarzy wyprowadzających na zewnątrz jakąś dwójkę i dziewczynę o krótkich włosach, która nie wyglądała na usatysfakcjonowaną rozwojem sytuacji. 
Kobieta, która najwyraźniej była powiązana z mężczyznami, zabrała w popłochu swoje rzeczy i szybko ulotniła się z mojego pola widzenia. 
- Macie tu jakąś apteczkę? - Spojrzałem na krótkowłosą, próbując zlokalizować ewentualne zranienia dziewczyny. Odwróciłem się od niej i kucnąłem, przyglądając się półkom. Wreszcie zlokalizowałem tą, która miała w sobie zapas podręcznych apteczek i kilka większych. Wyciągnąłem jedną i podałem jej, po chwili bijąc się w myślach w czoło.
Wyszedłem zza baru, otwierając równocześnie apteczkę. Zaraz za mną wyszła kelnerka ze zmiatką i zdecydowanie zbyt dużą ilością papieru. Spojrzała na mnie pytająco, na co wskazałem jej gestem głowy miejsce, gdzie walało się porozbijane szkło a podłoga lepiła się od wylanego alkoholu. Bez słowa przeszła do dodatkowej fuchy, odsuwając gapiów i informując ich, że nic się nie stało, a ja zaraz wrócę za bar. Spotkało się to z głośnym westchnięciem ulgi większości obserwujących, którzy jak gdyby nigdy nic wrócili do swoich zajęć i w barze ponownie zapanował zgiełk. Wreszcie zauważyłem skapującą na podłogę krew i skrzywiłem się, wiedząc, że szef nie będzie zadowolony z bójki. Wyciągnąłem rozpakowany bandaż i podałem go dziewczynie, która zabrała go ode mnie pewnym ruchem. Ewidentnie miała doświadczenie w opatrywaniu ran, widząc, jak radzi sobie ze swoją. Poprosiła mnie, bym podał jej kolejny. 
- Poczekaj, pomogę. - Spróbowałem przekrzyczeć zgiełk i sam zabrałem się za zabandażowanie prowizorycznego opatrunku uciskowego. Spojrzała na mnie z, mam wrażenie, że domniemaną wdzięcznością. Rozerwałem sprawnie końcówkę bandaża i zawinąłem raz wokół jej nadgarstka, robiąc na samym końcu kokardkę. Krew powoli zaczynała przebijać się przez bandaż, na co zmarszczyłem lekko brwi. Ciekawe, że tak bardzo krwawi. Nie widziałem jak głęboka była rana, ani w którym dokładnie miejscu się znajdowała, ale najwyraźniej jej napastnik musiał dobrze się zamachnąć.
Będę musiał zobaczyć monitoring.
Gdy dziewczyna usadowiła się na nowo na krześle po "swojej" stronie baru, a ja wróciłem na swój, od razu usłyszałem prośbę o kolejną szklankę whisky. Nalałem jej bez słowa i postawiłem przed nią.
- Jesteś pewna, że nie chcesz pojechać tego szyć? - Zapytałem, widząc jak różowy kolor, który jeszcze przed chwilą był na bandażu, zmienia się na szkarłatny. Z rolki ręcznika papierowego urwałem kilka kawałków i podałem go dziewczynie, by podłożyła pod rękę. Pokręciła głową w odpowiedz na moje pytanie, zagryzając delikatnie wargę. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do swoich obowiązków, wciąż mając ją na oku. Może jeśli tym razem ma wdawać się w bójkę, to szybciej wezwę ochronę.
"Kolejną" dzwoniło mi w uszach, gdy po raz któryś nalewałem jej szklankę.
- Słuchaj, ja wiem, że to pomaga na ból. - Uśmiechnąłem się. - Ale rozrzedza też krew, nie chciałbym zbierać twojego ciała z podłogi. - Dodałem, już nieco poważniejszym tonem, wskazując ręką na jej upaprany bandaż.
- Miewałam gorsze. - Odparła, co wzbudziło we mnie zainteresowanie. Nie odsunąłem się jak poprzednio, widząc, że nikt nie kieruje się w moją stronę. Pozwoliłem dziewczynie mówić, o ile miała taką ochotę. Alkohol ewidentnie rozwiązał jej język, bo dowiedziałem się, że całkiem dobrze walczy. Więcej jednak nie powiedziała, choć widać było, że jest to dla niej temat rzeka. Nieznajoma miała naprawdę ładny uśmiech, jednak wciąż intrygował mnie jej plaster na wardze. Sądząc jednak po rozmowie, którą przeprowadziliśmy przed chwilą, domyślałem się, że jest to efekt jednego z jej treningów, jeśli tak mogę to nazwać. 
Odsunęła wzrok ode mnie, rozglądając się po barze, jakby szukając wyjścia, lub kolejnej zaczepki. Mimowolnie spojrzałem na jej nadgarstek owinięty bandażem.
- Nie chcę, żebyś zrobiła mi z baru rzeźnie. - rzuciłem do niej, pół żartem, pół serio. - Na pewno nie chcesz żebym zawiózł cię do szpitala? - Spojrzałem na zegar znajdujący się na ścianie za nią. Niedługo i tak kończyłem, więc nocna wycieczka do szpitala nie zrobi mi dużej różnicy, skoro i tak nie muszę jutro tu wracać. - Arthur. - Przedstawiłem się, choć po chwili w mojej głowie pojawiło się "kurwa, przecież masz plakietkę". 
Krwawiąca krótkowłosa spojrzała na mnie, nieco z rozbawieniem, a może pogardą. Przewróciłem oczami, orientując się, że na pewno zwróciła na to uwagę. Nie była głupia, i prawdopodobnie miałbym z nią dość wyrównane szanse w przypadku fizycznej potyczki.
Jej wzrok złagodniał, choć miałem wrażenie, że zaszedł również mgłą. Nie znałem jej, ani nie miałem zamiaru głębiej jej poznawać, przynajmniej póki co. Była ładna i seksowna, zatrzymywała wzrok wielu, choć nie do końca w moim guście; i trochę poczułem się zobowiązany, by nikt na koniec mojej zmiany nie stracił przytomności, bądź nie padł trupem. A dziś wieczorem napatoczyła się ona, ruszając szklanką tak, by kostki lodu pływały w resztkach whisky. I do tego chyba była powodem bójki. 

Maddie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.