niedziela, 30 grudnia 2018

Od Seana C.D Alana

Po dzwonku na przerwę pozwoliłem Matthew'owi zaprowadzić się do grupki jego znajomych. Wydawali się być całkiem w porządku, dobrze mi się z nimi gadało. Do czasu. Ten przeklęty idiota postanowił sobie, że zupełnie zniszczy mi możliwość zawarcia nowych znajomości.
- Siema kotek - odezwał się Alan, posyłając mi uśmiech.
Zdezorientowany odsunąłem go od siebie. Co on do diabła wyprawia?
- Jak on do ciebie powiedział? - zaśmiał się Connor, jeden z nowo poznanych chłopaków, a ja już wiedziałem, że nie jest wcale taki przyjazny.
W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Przez głowę przebiegł mi kpiący uśmieszek ojca i wszystkie jego wyzwiska. Homofob. Zamknij się Alan, ty pierdolony matole, choć raz mnie posłuchaj i sobie idź! Chłopak chyba jednak nie zrozumiał mojego spojrzenia, mimo, że nawet zacisnąłem szczękę. To nie pierwszy raz gdy jestem w takiej sytuacji, chociaż kiedyś pomagała mi Charline i to jak wysoko byłem w szkolnej hierarchii. Zawsze chodziło o wzbudzanie w innych strachu, wtedy nie pozwalali sobie na dręczenie i inne takie rozrywki.
- To co słyszałeś skarbie. Czy mam ci powtórzyć? - no oczywiście, on ma wrodzony talent do wpadania w kłopoty.
- Znasz tego gościa? - skierował się do mnie blondyn, którego imienia jeszcze nie zapamiętałem.
Wziąłem głęboki wdech. No dalej. To wcale aż tak nie będzie bolało, po prostu to powiedz i miej to za sobą. Wcale nie jest ci go żal. Robiłeś gorsze rzeczy. Po prostu powiedz to słowo!
- Nie... - odrzekłem choć od środka rozrywało mnie na malutkie kawałeczki.
Kłamca. Żołądek zacisnął mi się w supeł, a zraniona mina Wintersa wcale nie pomagała. Szybko jednak ukrył swoje uczucia, a ja mogłem wmawiać sobie, że tylko mi się wydawało.
- No to spadaj pedale - ponownie odezwał się Connor, i machnął ręką jakby chciał przegonić bruneta.
Przez ułamek sekundy zauważyłem na twarzy wyższego uśmieszek samozadowolenia.
- Kogo nazywasz pedałem? - warknął Alan.
Nie potrafi siedzieć cicho. To go kiedyś wpędzi do grobu, tak samo jak mnie, zapewne.
- Ciebie.
- Masz coś do homoseksualistów? - zapytał szatyn.
Dało się wyczuć rosnące napięcie, niemal nie mogłem oddychać, bo powietrze wydawało się tak gęste.
- Może - na twarzy Connora zagościł kolejny uśmieszek.
Prowokator. Znam takich. To nigdy nie kończy się zbyt dobrze, sam kiedyś taki byłem chociaż nie lubię do tego wracać. Alan zrobił coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewał. Jednak może w głębi duszy od samego początku miałem nadzieję, że to powie. Tylko nie przy tylu świadkach. Skazał się na bycie tematem numer jeden w szkole pełnej nietolerancji jednym zdaniem.
- Chciałbym, aby każdy wiedział, jestem pieprzonym gejem! - krzyknął.
Kilkoro uczniów popatrzyło na naszą grupkę, jednak widząc, że to nie jest za dobry pomysł szybko odwrócili wzrok. Tchórze. Kolejna grupa społeczna, która jest mi dobrze znana.W jednej chwili popatrzyłem na Wintersa i postanowiłem go uratować. Posłałem grupce przepraszające spojrzenie, choć nie wiem dlaczego, po czym chwyciłem bruneta za ramię i odciągnąłem w boczny korytarz. Rozejrzałem się na boki by sprawdzić czy nikogo nie ma. Pozwoliłem sobie na wypuszczenie emocji wolno.
- Przestań sobie żartować! - warknąłem.
Byłem przekonany, że to jego durny wygłup aby mnie bardziej pogrążyć. Bo czyż nie to wydawał się ostatnio robić?
- Nie żartuje - wzruszył ramionami.
Jego nonszalancka postawa doprowadzała mnie do szału, jednak sprawiała także, że bardzo chciałem go ochronić przed całym światem. Powiedzieć, że okazywanie emocji jest w porządku. Że mnie może zaufać. My kontra wszechświat. W tym momencie byłem tak bardzo zirytowany, wykończony i zmartwiony. Pewnie przypominam teraz jakąś matkę, albo Charline. Ona zawsze wyciągała mnie z tarapat, nieważne jak bardzo było beznadziejnie. Nieważne kim byłem.
- Nie wiem czemu się przyczepiłeś, ale przestań mi psuć relacje z innymi ludźmi! - byłem niemal sfrustrowany.
- Sean. Nie żartuje - ton Alana był poważny, ja jednak nadal niezbyt wiedziałem co teraz robię.
Długo milczałem. Chłopak chyba wziął to za zły znak, nie do końca tak jakbym sobie tego życzył. Rozwiał jednakże wszystkie moje wątpliwości i sprawił, że coś we mnie pękło.
- Miło, że okazałeś się kolejnym jebanym homofobem! - wkurzył się. Na mnie - Wiesz co? Pieprz się Montgomery.
Zanim zdążyłem go zatrzymać zadzwonił dzwonem. Nienawidzę go. Dzwonka. Tak, chodziło mi o dzwonek. Spieprzyłeś S, na całej linii kochany. Potrzebowałem teraz długiej rozmowy z bratem lub Charlie, nie lekcji fizyki. Skrzywiłem się i powędrowałem w stronę sali.
***
Po skończonych zajęciach wróciłem do pokoju żeby zabrać Comanche, a następnie iść na wspólny spacer do stajni. Zwierzęta rozumieją mnie lepiej niż ludzie. Oni biorą wszystko za bardzo do siebie. Nawet ja. Moje buty chrzęściły na żwirowej ścieżce podczas gdy biała sunia radośnie skakała dookoła mnie. W chwili kiedy nie zauważyła smyczy i wywróciła się na trawę zacząłem się śmiać jakbym właśnie wyszedł z psychiatryka. Zgiąłem się w pół i wydawałem dźwięk niczym rodząca foka podczas gdy suczka patrzyła na mnie urażona. Przestałem dopiero gdy zaczęła mnie boleć przepona i nie mogłem złapać oddechu. Cóż, byłem rozbawiony pierwszy raz od bardzo długiego czasu.
- Wybacz mi, kochana, to po prostu było zbyt urocze - powiedziałem rozczulony i kucnąłem przy suni.
Przestała się na mnie fochać w momencie w którym pogłaskałem ją po brzuchu i wziąłem na ręce. Przekroczyliśmy próg stajni gdy nadal byłem w całkiem niezłym, poprawionym humorze. Enter powitał nas parsknięciem i tak jak zwykle zastrzygł uszami na widok Savage. Już nie całkiem śnieżnobiała samiczka postanowiła nieco zdenerwować mojego wierzchowca i przymilała się do mnie jak tylko mogła. W końcu siwy także zapragnął mojej uwagi, więc musiałem użerać się z niesamowicie zazdrosnymi o siebie stworzeniami. Po wizycie w boksie oraz sprawdzeniu nóg Entertainera, gdyż nie zdążyłem tego zrobić po porannej praktycznej lekcji ujeżdżenia, razem z Westie wróciłem do pokoju. W samotności zaczęło męczyć mnie poczucie winy. Czy to możliwe, że zacząłbym martwić się o to co myśli o mnie Alan? Przecież dosadnie powiedział mi, że to koniec naszej znajomości i tyle. Nie chciałem jednak tak tego zostawić. Coś do niego poczułem i nie mogę sobie pozwolić na zapomnienie. Zebrałem w sobie całą odwagę i honor jaki jeszcze we mnie pozostał, po czym przeszedłem te kilka kroków do drzwi pokoju bruneta. Niepewnie uniosłem rękę i zapukałem czekając aż mi otworzy. Przez moją głowę biegły miliony sprzecznych myśli i emocji. Chciałem uciekać, jednak było już za późno. Na mój widok Winters uniósł brwi pytająco. Okej. Bądź sobą. Bądź pewny siebie. Nie zwracaj uwagi na to jak oblizał wargi. Zaraz, co? Przełknąłem ślinę i otworzyłem usta w zamiarze powiedzeniu czegoś. Możliwe, że przeprosin. Stało się jednak coś innego. Pod wpływem impulsu złapałem tę jego irytującą twarz i po prostu pocałowałem. Nie obchodziło mnie to, że nadal stoję na korytarzu. Wcale nie prosiłem nawet o to by oddał to uczucie które się skumulowało głęboko w moim ciele, czy coś. Liczyła się w sumie tylko ta chwila i dotyk jego warg na moich. Po kilku sekundach, może minucie, oderwaliśmy się od siebie a ja nagle poczułem się skrępowany. Jakbym pokazał mu zbyt wiele siebie, tego kim jestem.
- Ja... przepraszam za to i za wszystko inne... to... nie wiem... - zacząłem plątać się w swoich wyjaśnieniach, nagła potrzeba tłumaczenia mojego czynu była ogromna.
Odetchnąłem głęboko.
- Po prostu chciałem żebyś wiedział... - urwałem i podniosłem wzrok z ziemi na jego twarz która wyrażała zdumienie, oraz może lekkie skrępowanie - Zrozumiem jak mnie teraz znienawidzisz, Winters. Naprawdę.
Już miałem odejść kiedy...
Alanek? 
Zostawiam to tobie xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.