Zniecierpliwiony podniosłem rękę, żeby zapukać jeszcze raz. Po chwili jednak drzwi się otworzyły. Bear stał naprzeciw mnie, ale nie podniósł wzroku.
- Rick, co ty... - wziął gwałtowny wdech. - cześć - dodał szybko.
- No cześć - wyszczerzyłem się. - Jak się czujesz? - Jak gdyby nigdy nic minąłem go i wszedłem do pokoju. Zrzuciłem zgrabnym ruchem buty i poszedłem do kuchni aby zapoznać się z szafkami. Przeszukiwałem je beztrosko w poszukiwaniu kawy jednak nie z pozytywnym skutkiem. Spojrzałem na chłopaka, który stanął w przejściu.
- Zadałem ci pytanie - zauważyłem. - Gdzie trzymasz kawę?
- J-ja nie piję kawy... - odpowiedział i wbił wzrok w podłogę. Otworzyłem szeroko oczy.
- Słucham?! Człowieku, nie przyznaję się do ciebie. - Nie doczekałem się odpowiedzi więc westchnąłem głośno. - Zawiodłem się na tobie. Dobra, zapomnij. Zawsze tyle zajmuje ci odpowiedź na pytanie złożone z trzech słów? Bo wydaje mi się, że w takim tempie konwersacje mogą faktycznie sprawiać ci dużo problemów - uśmiechnąłem się rozbawiony.
- A, przepraszam, jest... okej - powiedział, po czym po chwili dodałem - czemu właściwie... czemu tu jesteś?
- A czemu ty przeprosiłeś? - odparowałem bez chwili wahania i przysiadłem na stole.
- No bo ty... - zaczął się jąkać - ty nie powinieneś... ja powinienem był po prostu... matko, przepraszam - schował twarz w dłoniach.
- I znowu to robisz. - przewróciłem oczami. Eh, nie mądry misiek...
- Zmarnowałeś mnóstwo czasu - wyjaśnił cicho i schował ręce do kieszeni swetra.
- Matko, Bear, skończ pieprzyć - zniecierpliwiłem się nieco.. - Pobili cię, to nie jest twoja wina, rozumiesz? - westchnąłem. - Po prostu musisz mi powiedzieć, kto to był, bo inaczej sytuacja może się powtórzyć, a tego chyba byśmy nie chcieli.
Chyba trochę się wystraszył, bo cofnął się odrobinę wpadając nieco na szafki.
- Nie, nie, ja nie- ty nie rozumiesz, ja nie mogę.. - próbował tłumaczyć.
- Bear, zrozum, może być jeszcze gorzej - mówiłem tym razem dość spokojnie. - Musisz tylko powiedzieć mi imiona, a ja zajmę się resztą, okej?
- No cześć - wyszczerzyłem się. - Jak się czujesz? - Jak gdyby nigdy nic minąłem go i wszedłem do pokoju. Zrzuciłem zgrabnym ruchem buty i poszedłem do kuchni aby zapoznać się z szafkami. Przeszukiwałem je beztrosko w poszukiwaniu kawy jednak nie z pozytywnym skutkiem. Spojrzałem na chłopaka, który stanął w przejściu.
- Zadałem ci pytanie - zauważyłem. - Gdzie trzymasz kawę?
- J-ja nie piję kawy... - odpowiedział i wbił wzrok w podłogę. Otworzyłem szeroko oczy.
- Słucham?! Człowieku, nie przyznaję się do ciebie. - Nie doczekałem się odpowiedzi więc westchnąłem głośno. - Zawiodłem się na tobie. Dobra, zapomnij. Zawsze tyle zajmuje ci odpowiedź na pytanie złożone z trzech słów? Bo wydaje mi się, że w takim tempie konwersacje mogą faktycznie sprawiać ci dużo problemów - uśmiechnąłem się rozbawiony.
- A, przepraszam, jest... okej - powiedział, po czym po chwili dodałem - czemu właściwie... czemu tu jesteś?
- A czemu ty przeprosiłeś? - odparowałem bez chwili wahania i przysiadłem na stole.
- No bo ty... - zaczął się jąkać - ty nie powinieneś... ja powinienem był po prostu... matko, przepraszam - schował twarz w dłoniach.
- I znowu to robisz. - przewróciłem oczami. Eh, nie mądry misiek...
- Zmarnowałeś mnóstwo czasu - wyjaśnił cicho i schował ręce do kieszeni swetra.
- Matko, Bear, skończ pieprzyć - zniecierpliwiłem się nieco.. - Pobili cię, to nie jest twoja wina, rozumiesz? - westchnąłem. - Po prostu musisz mi powiedzieć, kto to był, bo inaczej sytuacja może się powtórzyć, a tego chyba byśmy nie chcieli.
Chyba trochę się wystraszył, bo cofnął się odrobinę wpadając nieco na szafki.
- Nie, nie, ja nie- ty nie rozumiesz, ja nie mogę.. - próbował tłumaczyć.
- Bear, zrozum, może być jeszcze gorzej - mówiłem tym razem dość spokojnie. - Musisz tylko powiedzieć mi imiona, a ja zajmę się resztą, okej?
- Nie, błagam, przestań.
- Muszę wiedzieć, kto to był, to nie może się powtórzyć.
- N-nie, Rick, ja nie...
- Tylko imiona, rozumiesz? I będzie po wszystkim. Nigdy więcej cię nie tkną.
- J-ja nie mogę...
- Tu nie chodzi tylko o ciebie, pomyśl, co jeśli zaatakują innych? Można to po prostu zatrzymać.
- Rick, proszę, ja nie...
- Chcesz tej pomocy czy nie?
- Przestań! - krzyknął i spojrzał mi w twarz, po czym spuścił wzrok. - Przepraszam - wyszeptał po chwili. - Boże, Rick, przepraszam, ja nie chciałem, nie chciałem...
- Hej, dobra - urwałem krótko. - Już, musimy się oboje uspokoić. Usiądź. - Nie ruszył się jednak z miejsca. - Usiądź - westchnąłem.
- N-nie, Rick, ja nie...
- Tylko imiona, rozumiesz? I będzie po wszystkim. Nigdy więcej cię nie tkną.
- J-ja nie mogę...
- Tu nie chodzi tylko o ciebie, pomyśl, co jeśli zaatakują innych? Można to po prostu zatrzymać.
- Rick, proszę, ja nie...
- Chcesz tej pomocy czy nie?
- Przestań! - krzyknął i spojrzał mi w twarz, po czym spuścił wzrok. - Przepraszam - wyszeptał po chwili. - Boże, Rick, przepraszam, ja nie chciałem, nie chciałem...
- Hej, dobra - urwałem krótko. - Już, musimy się oboje uspokoić. Usiądź. - Nie ruszył się jednak z miejsca. - Usiądź - westchnąłem.
W końcu udało mu się ruszyć i usiadł na łóżku, ja za to wziąłem sobie krzesło i postawiłem w bezpiecznej odległości od łóżka.
- Słuchaj, rozumiem twój strach, naprawdę - przerwałem na chwilę - ale po prostu nie ma innego sposobu. Możesz jeszcze nie chodzić do szkoły, nic ci nie zrobią. Ja po prostu muszę się dowiedzieć, kto to był, dla dobra wszystkich, okej?
- A co jeśli... tobie się coś stanie? - zapytał cicho. - Nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie...
- Mi nic nie będzie - przerwałem mu. - Zaufaj mi, mam w tej szkole kontakty jak nikt. Więc jak będzie, powiesz?
- Słuchaj, rozumiem twój strach, naprawdę - przerwałem na chwilę - ale po prostu nie ma innego sposobu. Możesz jeszcze nie chodzić do szkoły, nic ci nie zrobią. Ja po prostu muszę się dowiedzieć, kto to był, dla dobra wszystkich, okej?
- A co jeśli... tobie się coś stanie? - zapytał cicho. - Nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie...
- Mi nic nie będzie - przerwałem mu. - Zaufaj mi, mam w tej szkole kontakty jak nikt. Więc jak będzie, powiesz?
Bear powoli opowiedział mi o całej sytuacji i jak wyglądali jego napastnicy. Słuchałem go będąc lekko w szoku? Chyba tak mogę nazwać to dziwne uczucie. Opisy brzmiały znajomo. Cholernie znajomo... Jak Chease i reszta... ale może to nie możliwe. Może się pomylił? Albo najzwyczajniej kłamie ale jednak po co miałby? Czy byłby w stanie kłamać po tym jak go pobili? Może też ktoś go pewnie zastraszył by po prostu tak powiedział... Sam nie wiem. To wszystko brzmiało nierealnie.
- Ja wiem, że oni kazali ci tak powiedzieć, ale mów prawdę, serio. - westchnąłem.
- Rick, ja mówię prawdę - wyszeptał. Zmierzyłem go wzrokiem, prawie płakał. Ale skąd miałem mieć pewność że to prawda? No kurwa skąd?!
- Jesteś pewny? - mruknąłem, starając się zamaskować wszelkie emocje. Bear powoli pokiwał głową. Chease... Naprawdę mógł zrobić coś takiego? Przecież blondyn nic mu nie zrobił. Nic z tego nie rozumiałem. On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, znałem go od zawsze i mimo takiego charakteru jakiego posiadał nigdy nie skrzywdziłby nikogo słabszego sobie. Przynajmniej do tego czasu. A tak myślałem że go znam...
- Um... R-rick? Wszystko dobrze? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Beara. Przyglądał mi się jakby zmartwiony? Zmarszczyłem lekko brwi. Po chwili poczułem na dłoni coś mokrego, tak samo jak na policzku. Czy ja właśnie płakałem? Pośpiesznie przetarłem oczy, ja przecież prawie nigdy nie płaczę. Znowu zmierzyłem chłopaka wzrokiem.
- Oczywiście że tak. Co miałoby się dziać... - odpowiedziałem szybko.- Powinienem się zbierać. -
Wstałem, z zamiarem wyjścia. Założyłem buty, narzuciłem kurtkę na plecy i rzuciłem przed wyjściem.
- Przyjdź jutro do szkoły. -
- A-ale... - zaczął.
- Obiecuję, nie stanie się ci się krzywda. - przerwałem mu. Spuścił wzrok na podłogę, uśmiechnął się chyba lekko.
- Dzięki... - szepnął cicho, ledwo słyszalnie ale jednak.
- Nie masz za co. To moja wina, teraz muszę tylko naprawić swoje błędy. - rzuciłem na pożegnanie.
(*** Skip time bo riczu jest leniwa ale myślę że zrozumiesz***)
Większość nocy spędziłem na rozmyślaniu o tym wszystkim. Nie spałem właściwie. Byłem chyba lekko zmęczony psychicznie i fizycznie. Uczucie niepokoju towarzyszyło mi przez każdą lekcję, a każde spojrzenie w stronę Chease'a, kończyło się szybką ucieczką wzroku i bolesnym zaciskaniu pięści. Bear przyszedł do szkoły, cały dzień trzymał się jednak ode mnie na dystans. Cały dzień kontrolowałem pozycję chłopaka, tak czy nikt go nie zaczepia by w porę zainterweniować. Postanowiłem że podejdę do niego po lekcjach.
- Hej! - ostatkiem sił emocjonalnych wymusiłem u siebie uśmiech. Bear tylko cicho coś mruknął, rozglądając się, zapewne by zlokalizować swoich napastników z przedwczoraj.
- Hej, nic ci nie grozi póki tu jestem. - uśmiechnąłem się ponownie.
- Ale co jeśli... Pójdziesz gdzieś i oni... - zaczął odrobinę plątać się w słowach.
- Nie zostawię cię z tym samego, jasne? - położyłem rękę na głowie i delikatnie potargałem mu włosy.
- Zresztą od dzisiaj będziesz miał spokój, zaufaj mi. - pocieszyłem go. Wtedy ze szkoły wyszła ta znana mi osoba. Chease i reszta grupy. Powoli zbliżali się do nas. Bear zauważalnie się spiął.
- Lepiej żebyś na to nie patrzył. Idź do domu. - poleciłem mu.
- Ale... Czy ty... - znowu zaczął.
- Po prostu idź. - poleciłem mu. Schował ręce w rękawach, po czym poszedł do swojego mieszkania. Chease zdążył znaleźć się dość blisko mnie.
- Ej, czemu Misiek poszedł. Chciałem się z nim przywitać. - uśmiechnął się zdradziecko. Przyznać że to ten sam uśmiech towarzyszył mi przez prawie całe moje dotychczasowe życie...
- Nie nazywaj go tak. - mruknąłem cicho. Uniósł brew, w geście zdziwienia.
- Co jest Ri? Coś się stało? - zapytał, tym swoim fałszywym głosem. Każde jego tępe i żałosne słowo raniło mnie coraz bardziej. Sama jego obecność doprowadzała mnie do furii.
- Jakie kurwa Ri! Nagle nie wiesz co się stało?! - warknąłem, odpychając go od siebie. Zdołał utrzymać się na nogach, otrzepał się jakby z niewidzialnego kurzu i uśmiechnął. Znowu...
- Widzę że zły dzień... No cóż, bywa niestety i tak. - dodał.
- Przestań pieprzyć! Wiem że bezmyślnie kłamiesz! Wiem że to ty pobiłeś Beara! - krzyknąłem, ledwo panując nad emocjami.
- Nie kłamie. Po prostu ci się tym nie pochwaliłem i tyle. - wywrócił oczami.
- Byłeś dla mnie jak brat a teraz robisz mi coś takiego. - mruknąłem.
- No i co z tego! Należało mu się! Chciał nas rozdzielić. Mącił ci w głowie bo chciał obrońcy! Pomogłem, nic więcej. A nawet jeśli, to co tak nagle cię on obchodzi?
- Byłem taki jak on! Obaj byliśmy!
- Tylko że ja z tego wyrosłem i ty też. Ktoś musi mu pokazać że w naszym świecie nie ma miejsca dla słabych!
- To nie ty jesteś katem który sprawuje wyroki...
- A ty, co? Obrońca słabych? Czy Bóg? Bo jak dla mnie chyba oba. Przestań zachowywać się jakby nie można było cię zranić! Nie jesteś Bogiem! - krzyknął. Zacisnąłem pięści, mierząc go wzrokiem.
- Nie powinienem ale chyba jednak ci się należy... - mruknąłem, by po chwili podnieść rękę i wymierzyć cios w twarz chłopaka. Upadł na ziemię lekko szokowany, gdyż pewnie się tego nie spodziewał. Przygniotłem go do ziemi i zacząłem okładać pięściami by jakoś pozbyć się negatywnych emocji. Chease próbował się bronić wymachując rękami jednak to ja miałem przewagę. Nagle jedna z rąk zniknęła mi z pola widzenia a po chwili poczułem coś twardego i chłodnego przy szyi. Przestałem go bić, łapiąc oddech i patrząc mu w oczy.
- Ja wiem, że oni kazali ci tak powiedzieć, ale mów prawdę, serio. - westchnąłem.
- Rick, ja mówię prawdę - wyszeptał. Zmierzyłem go wzrokiem, prawie płakał. Ale skąd miałem mieć pewność że to prawda? No kurwa skąd?!
- Jesteś pewny? - mruknąłem, starając się zamaskować wszelkie emocje. Bear powoli pokiwał głową. Chease... Naprawdę mógł zrobić coś takiego? Przecież blondyn nic mu nie zrobił. Nic z tego nie rozumiałem. On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, znałem go od zawsze i mimo takiego charakteru jakiego posiadał nigdy nie skrzywdziłby nikogo słabszego sobie. Przynajmniej do tego czasu. A tak myślałem że go znam...
- Um... R-rick? Wszystko dobrze? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Beara. Przyglądał mi się jakby zmartwiony? Zmarszczyłem lekko brwi. Po chwili poczułem na dłoni coś mokrego, tak samo jak na policzku. Czy ja właśnie płakałem? Pośpiesznie przetarłem oczy, ja przecież prawie nigdy nie płaczę. Znowu zmierzyłem chłopaka wzrokiem.
- Oczywiście że tak. Co miałoby się dziać... - odpowiedziałem szybko.- Powinienem się zbierać. -
Wstałem, z zamiarem wyjścia. Założyłem buty, narzuciłem kurtkę na plecy i rzuciłem przed wyjściem.
- Przyjdź jutro do szkoły. -
- A-ale... - zaczął.
- Obiecuję, nie stanie się ci się krzywda. - przerwałem mu. Spuścił wzrok na podłogę, uśmiechnął się chyba lekko.
- Dzięki... - szepnął cicho, ledwo słyszalnie ale jednak.
- Nie masz za co. To moja wina, teraz muszę tylko naprawić swoje błędy. - rzuciłem na pożegnanie.
(*** Skip time bo riczu jest leniwa ale myślę że zrozumiesz***)
Większość nocy spędziłem na rozmyślaniu o tym wszystkim. Nie spałem właściwie. Byłem chyba lekko zmęczony psychicznie i fizycznie. Uczucie niepokoju towarzyszyło mi przez każdą lekcję, a każde spojrzenie w stronę Chease'a, kończyło się szybką ucieczką wzroku i bolesnym zaciskaniu pięści. Bear przyszedł do szkoły, cały dzień trzymał się jednak ode mnie na dystans. Cały dzień kontrolowałem pozycję chłopaka, tak czy nikt go nie zaczepia by w porę zainterweniować. Postanowiłem że podejdę do niego po lekcjach.
- Hej! - ostatkiem sił emocjonalnych wymusiłem u siebie uśmiech. Bear tylko cicho coś mruknął, rozglądając się, zapewne by zlokalizować swoich napastników z przedwczoraj.
- Hej, nic ci nie grozi póki tu jestem. - uśmiechnąłem się ponownie.
- Ale co jeśli... Pójdziesz gdzieś i oni... - zaczął odrobinę plątać się w słowach.
- Nie zostawię cię z tym samego, jasne? - położyłem rękę na głowie i delikatnie potargałem mu włosy.
- Zresztą od dzisiaj będziesz miał spokój, zaufaj mi. - pocieszyłem go. Wtedy ze szkoły wyszła ta znana mi osoba. Chease i reszta grupy. Powoli zbliżali się do nas. Bear zauważalnie się spiął.
- Lepiej żebyś na to nie patrzył. Idź do domu. - poleciłem mu.
- Ale... Czy ty... - znowu zaczął.
- Po prostu idź. - poleciłem mu. Schował ręce w rękawach, po czym poszedł do swojego mieszkania. Chease zdążył znaleźć się dość blisko mnie.
- Ej, czemu Misiek poszedł. Chciałem się z nim przywitać. - uśmiechnął się zdradziecko. Przyznać że to ten sam uśmiech towarzyszył mi przez prawie całe moje dotychczasowe życie...
- Nie nazywaj go tak. - mruknąłem cicho. Uniósł brew, w geście zdziwienia.
- Co jest Ri? Coś się stało? - zapytał, tym swoim fałszywym głosem. Każde jego tępe i żałosne słowo raniło mnie coraz bardziej. Sama jego obecność doprowadzała mnie do furii.
- Jakie kurwa Ri! Nagle nie wiesz co się stało?! - warknąłem, odpychając go od siebie. Zdołał utrzymać się na nogach, otrzepał się jakby z niewidzialnego kurzu i uśmiechnął. Znowu...
- Widzę że zły dzień... No cóż, bywa niestety i tak. - dodał.
- Przestań pieprzyć! Wiem że bezmyślnie kłamiesz! Wiem że to ty pobiłeś Beara! - krzyknąłem, ledwo panując nad emocjami.
- Nie kłamie. Po prostu ci się tym nie pochwaliłem i tyle. - wywrócił oczami.
- Byłeś dla mnie jak brat a teraz robisz mi coś takiego. - mruknąłem.
- No i co z tego! Należało mu się! Chciał nas rozdzielić. Mącił ci w głowie bo chciał obrońcy! Pomogłem, nic więcej. A nawet jeśli, to co tak nagle cię on obchodzi?
- Byłem taki jak on! Obaj byliśmy!
- Tylko że ja z tego wyrosłem i ty też. Ktoś musi mu pokazać że w naszym świecie nie ma miejsca dla słabych!
- To nie ty jesteś katem który sprawuje wyroki...
- A ty, co? Obrońca słabych? Czy Bóg? Bo jak dla mnie chyba oba. Przestań zachowywać się jakby nie można było cię zranić! Nie jesteś Bogiem! - krzyknął. Zacisnąłem pięści, mierząc go wzrokiem.
- Nie powinienem ale chyba jednak ci się należy... - mruknąłem, by po chwili podnieść rękę i wymierzyć cios w twarz chłopaka. Upadł na ziemię lekko szokowany, gdyż pewnie się tego nie spodziewał. Przygniotłem go do ziemi i zacząłem okładać pięściami by jakoś pozbyć się negatywnych emocji. Chease próbował się bronić wymachując rękami jednak to ja miałem przewagę. Nagle jedna z rąk zniknęła mi z pola widzenia a po chwili poczułem coś twardego i chłodnego przy szyi. Przestałem go bić, łapiąc oddech i patrząc mu w oczy.
- Od kiedy to chodzisz z nożem? - zaśmiałem się, wyczuwając przedmiot przy mojej skórze.
- Nie każ mi tego robić... - powiedział cicho.
- No to zrób to jeśli masz jaja... - uśmiechnąłem się prowokująco.
***Zapukałem do drzwi. Nie chciałem przychodzić w takim stanie do Beara, musiałem jednak sprawdzić jak się czuje bo uczucie wewnątrz nie dawało mi spokoju. Dodatkowo apteczka w moim mieszkaniu jest dość słabo wyposażona a pójście w moim stanie do apteki nie wchodziło w grę. Byłem trochę poobijany, dodatkowo miałem rozciętą wargę i wnętrze dłoni. Zdrową ręką znowu zapukałem do drzwi, chwilę zajęło chłopakowi otworzenie mi drzwi albo upewnienie się że to ja a nie jego oprawcy.
- R-rick? - zająknął się widząc mnie w swoich drzwiach.
- Nie zdążyli ci nic zrobić? Wszystko w porządku? - od razu zalałem Beara falą pytań.
- T-tak... Wszystko ze mną dobrze... - spojrzał trochę w dół. - Ale co ty tu...? -
- A tak jakoś. - machnąłem ręką. - Trochę się martwiłem... - dodałem trochę ciszej.
Chłopak skupił swój wzrok na mojej dłoni.
- Co ci się...
- A... i przyszedłem do ciebie po opłatę medyczną, musisz mi się odwdzięczyć za ostatnio. - uśmiechnąłem się złośliwie.
Misiaku? ^^ Trzeba pomóc tej bestii w potrzebie xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.